Rzecz jasna nie ma żadnego udziału dziennikarzy w aferze gruntowej i przecieku z nią związanym. Jednak wątpliwości budzi brak bezstronności wielu z nas. To w znaczny sposób utrudnia społeczeństwu właściwą ocenę tego, co się dzieje wokół tej sprawy.
Pomijam tu bulteriery z TVN 24, którym z dziennikarską bezstronnością kojarzy się z napastliwością wobec przedstawicieli rządu i PiS oraz służalczością wobec przedstawicieli opozycji zwłaszcza PO i SLD. Przykłady można mnożyć w nieskończoność. Wszystkich jednak przebiła - w mijającym tygodniu - redaktor Pochanke, która w rozmowie z Janem Rokitą zwracała się do niego per „panie premierze” i unikała wszelkich trudnych pytań. Był to typowy wywiad na kolanach. Kilka minut później ta sama „,pani z telewizji” (niczym z piosenki Lombardu) rzucała gromy na swojego kolejnego rozmówcę - Jacka Kurskiego, Nie dawała mu dojść do głosu, przerywała wypowiedzi. Mój 16-letni syn, który ze mną i oglądał tę rozmowę zauważył: - Tato ona go zaraz zagryzie.
Chłopak był zszokowany, że pani Pochanke, która dotychczas kojarzyła mu się z programem 5,10,15, usiłuje w ten sposób odnaleźć się w publicystyce politycznej.
Nie jej jednej brakuje kwalifikacji do komentowania wydarzeń politycznych. Oto
Wiktor Osiatyński w „Superstacji’ wygłosił takie oświadczenie: „Fakt, że jeden Kaczyński jest premierem a drugi prezydentem to złamanie zasad konstytucji”. Nie wyjaśnił przy tym, dlaczego tak miałoby być. Nie wskazał artykułu konstytucji, który zabrania obejmować bliźniakom – w wyniku demokratycznych wyborów - najwyższych stanowisk w państwie. To moim zdaniem przejaw dyskryminacji bliźniąt (podobnie paskudny jak homofobia albo antysemityzm). Być może mówca nie był do końca trzeźwy, skoro obwieścił publicznie tak kretyński tekst.
Na pewno na trzeźwo wielu dziennikarzy snuje dość śmiałe teorie, że Kaczmarkowi, Kornatowskiemu, Netzlowi czy Krauze należy się od wymiaru sprawiedliwości inne traktowanie, gdyż to ludzie "o określonych pozycjach społecznych". I to jest moim zdaniem bardziej groźne niż wynurzenia Osiatyńskiego czy lizusostwo Pochanke. Pokazuje, bowiem tendencję dzielenia społeczeństwa na tych lepszych - uprzywilejowanych i całą resztę, czyli motłoch. Kowalskiego, jeśli coś przeskrobie można skuć i nawet rzucić na glebę. Nikt się o niego w mediach nie upomni. Kaczmarka już nie wolno tak traktować. Mimo, że wiele wskazuje na to, (co wczoraj wykazano), że popełnił pospolite przestępstwo. Dziwi mnie, że tej tendencji ulegają osoby - wydawać by się mogło - rozsądne.
Oto np. Igor Janke pyta naiwnie: „nie
znajduję powodu, dlaczego konieczne było spektakularne zatrzymywanie ich z kajdankami, kominiarkami itp., Dlaczego prokurator nie mógł po prostu wezwać Kaczmarka, Kornatowskiego, Netzla i Krauzego.”
Skąd tą pewność, że dobrowolnie by przyszli? Marzec i Krauze nie przyszli na wezwanie prokuratury. Zaś zapis rozmowy telefonicznej wskazuje także, że Korantowski namawiał Netzla, aby ten nie zgłosił się na przesłuchanie do CBA w Gdyni. Dlaczego wobec tych panów miałaby być stosowana taryfa ulgowa?
Wydaje mi się, że „motłoch” ma na ten temat inne zdanie niż „elity” dziennikarskie. I to przesądzi o wyniku wyborów.
Inne tematy w dziale Polityka