W kontekście wczorajszego alarmu spowodowanego informacjami o rzekomym podłożeniu bomb ukazało się wiele komentarzy, artykułów i innego typu twórczości "dziennikarskiej".
Większość z nich czytałem i słuchałem ze zgrozą. Otóż ponieważ o rzekomych podłożonych bombach poinformowano drogą e-mailową to "dziennikarze" i inni komentatorzy mówili uwaga o cyberataku.
Oto przykłady:
"Ale służby biorą pod uwagę także inną możliwość. Że zmasowany cyberatak jest próbą sprawdzenia możliwości reagowania naszych służb w sytuacjach kryzysowych, ..."
www.fakt.pl/Falszywe-alarmy-bombowe-sparalizowaly-kraj,artykuly,217538,1.html
Żeby nie było, że tylko tabloidy:
"Widać bardzo wyraźnie, że wysoko wyspecjalizowane służby ustaliły bardzo szybko, nie tylko źródło tego cyberataku ale również krąg osób potencjalnie podejrzanych"
www.polskieradio.pl/9/301/Artykul/874038,22-alarmy-bombowe-postawily-na-nogi-sluzby-w-calym-kraju
Dziś rano w Trujce o 8.30 zaproszeni do studia komentatorzy razem z prowadzącą też sobie radośnie paplali o cyberataku.
Rozumiem, że "kwiat" naszego dziennikarstwa oraz poselstwa zaczynał od maszyny do pisania a komputer pewnie obsługuje na poziomie ułożenia pasjansa lub gry w sapera. Jednak prosta logika nawet podpowiada, że nazwanie metody ataku to co innego niż sposób w jaki atakujący ze znanych sobie powodów chce o nim poinformować. Idą śladem logiki owych znawców cyberataków to jak ktoś powiadomi o podłożonej bombie za pomocą telefonu to będzie to atak telefoniczny, jak za pomocą np. listu to będzie to atak listowny, a jak ktoś przyjdzie i osobiście zakomunikuje, że podłożył bombę to będzie to atak ustny.
Jak widać zastosowanie podstaw myślenia uchroniłoby wiele osób przed gaworzeniem kompletnych bzdur. Jednak chyba za dużo wymagam od dziennikarzy, czujących się o niebo lepszymi od blogerskiej tłuszczy co to tylko hejtuje w internecie. Co pewnie też nazwaliby cyberatakiem ;)
Inne tematy w dziale Rozmaitości