Na początku wpisu oddzielę dwie strony medalu nazywającego się Wojsko Polskie. Jedna to ta, którą za chwilę opiszę a druga to żołnierze narażający swe życie na misjach. Tym drugim należy się szacunek. Jednak nad nimi wisi wielka czapa typowych wojskowych urzędasów, których mentalność nie zmieniła się od czasów utworzenia Układu Warszawskiego. Co za chwilę udowodnię.
Z racji obowiązków zawodowych w zeszłym tygodniu wybrałem się do szalenie ważnego urzędu wojskowego w celu uzyskania podpisu pod jednym dokumentem. Nazwijmy ten podpis umownie ich kontrasygnatą. Oczywiście na bramie zatrzymałem się i opowiedziałem ochroniarzom gdzie się wybieram i po co w celu wydania mi przepustki. Tak ochroniarzom. Bo teraz nasze wojsko jest chronione przez firmy ochroniarskie. Co jest swego rodzaju paranoją. Ochroniarz połączył mnie telefonicznie z sekretarką szalenie ważnego urzędnika wojskowego, który miał złożyć swój szalenie ważny podpis. Jak się okazało ów szalenie ważny wojskowy jest chory. Zapytałem więc kto go zastępuje i czy osoba zastępująca może złożyć podpis w zastępstwie. Na co oburzona sekretarka stwierdziła, że nie jest alfą i omegą żeby to wiedzieć. Czujecie to? Baba siedząca w sekretariacie szefa nie wie kto ma jakie umocowania i pełnomocnictwa w instytucji, w której pracuje. I oburza się, że ktoś śmie zadawać takie pytania.
Tu mały wtręt. Otóż szczególnie za czasów LWP przy wojsku pracowały często i gęsto panie nazwijmy to chętnie szafujące swymi urokami. Z powodu owego szafowania były zatrudniane. Z ich uroków korzystała zwykle tzw. wyższa kadra dowódcza. I poza owym szafowaniem na niczym innym nie musiały się znać. Były fikcyjnie właśnie sekretarkami, czy jakimiś innymi referentkami - na jakims etacie musiały być zatrudnione i od czasu do czasu coś zrobić innego niż jw. Oj chyba za wiele się w tej materii nie zmieniło do czasów obecnych ....
Wracamy do opowieści. Stanęło na tym, że łaskawie wyjdzie do mnie jakiś major i wyjaśni sprawę. Major szedł długo. Przez ten czas pogadałem z ochroniarzami, którzy opowiedzieli mi historię o tym jak działa nasze wojsko. Opowiedzieli na przykładzie zakupu dodatkowej kłódki do bramy, której pilnowali. Zakup owego strategicznego urządzenia trwał miesiąc a ja zgubiłem się w ich opowieści na chyba 5-tej ważnej personie wojskowej, która miała ów zakup zatwierdzić. A person tych było duuuuużo więcej. W końcu przyszedł ważny major. Wyglądał jakby go granatem od grillowania oderwano. Prawie hawajska koszula i dżinsy. Stwierdził, że dziś nikogo nie ma. W ogóle to podpisu nie będzie jakiś trzeci garnitur oficerów składał. I odesłał mnie na poniedziałek. Co było zrobić. Nie strzeliłem obcasami. Pożegnałem się z ważnym majorem oraz ochroniarzami i odszedłem porażony sprawnością, profesjonalizmem i szybkością działania Wojska Polskiego.
Co będzie w poniedziałek? Oto duże pytanie. Jeśli wszystko pójdzie gładko to nie będzie kolejnego postu. Jeśli nie to będzie.
Natomiast ja po tym krótkim muśnięciu biurokracji wojskowej wierzę we wszystkie opowieści żołnierzy na misjach, którzy czasem miesiącami nie mogli doprosić się porządnego sprzętu. A jak w końcu jakiś sprzęt przyjeżdżał to nadawał się tylko do tego żeby go wyrzucić za płot bazy.
Inne tematy w dziale Polityka