Moje przestrzenie myśli i serca
Kolczaste, dzikie, odległe ugory
Na wiosenność już czas wszelka.
Moje ogrody dzieciństwa, gdy piłka
Strąci zielone jabłko na babci
Biały kapelusz – śmiechem dudnijcie,
Aż po zgrabiałe ręce i kły wilka.
Moje przyjaźnie te i tamte… wieczne,
W grobie zamknięte, zapomniane listy –
Odnówcie się, proszę, w zadumie świecy
Listopadowym szelestem.
I te przyszłe, choć leniwe lecz jeszcze czyste,
Nie nadgryzione kłamstwem, choć z podartą
Pończochą – bądźcie pochwalone.