NA KOŃ
Panno-marzanno czas w step iść
Już wiatr konie kulbaczy,
Na drzewie sęp bezpióry
Niejedno dziewczę straszy.
Szeleści sitowie – step dudni –
Tętent kopyt poezję płoszy.
Panna-marzanna słyszy głosy,
Tę pieśń stepową o wnuku Czingis Chana.
Przez czarną nocy firanę,
Dnieje jakaś nadzieja,
Na stosie nie będzie spalona.
Księżyc za drzewem rozogniony,
Czerwony jak usta dziewczyny –
Nikt nie jest bez winy.
Nie palcie, nie topcie pannę-marzanę,
W jasyr ją porwą, ożyje na sercu rana.
Lotne czambuły w szyku półksiężyca,
I Złote Ordy z Wezyrem na czele,
Prowadzą ją jak na wesele
Do wnuka Czingis Chana.
On wąs podkręca, wymachuje zakrzywioną szablą
I pannę-marzannę na koń sadza obok siebie.
Inne tematy w dziale Kultura