Że Seweryn Blumsztajn potrafi wysmazyć felieton na kazdą okazję, na kazdy temat i na kazdym poziomie absurdu, wiemy od dawna. Raz kocha lewaków i nienawidzi faszystów, drugim razem nie lubi lewaków i broni faszystów. Raz kocha Paradę Równości, za drugim razem ją krytykuje.
Teraz znowu się wziął za faszystów. W nowym felietonie (którego nie linkuję z szacunku dla PT czytelników) grzmi, ze trzeba się zastanowić, komu słuzy zapalanie świeczek na grobie jakiejś stalinowskiej ofiary. Ten sam Blumsztajn, co jakiś czas temu chciał zapalać świeczki na grobach krasnoarmiejców.
Ja jestem w stanie pojąć, ze dla Blumsztajna Żołnierze wyklęci to faszyści (bo, a jakze, jak się nie popiera komunistów, to jest się faszystą, a jak się nim nie jest, to się nalezy do ZMS, pionierów albo do czerwonego harcerswa - proste?). Rozumiem, ze Blumsztajn miewa trudności z logicznym myśleniem - medycyna zna takie przypadki. Trudno. Ale jeśli raz się krzyczy, ze trzeba świeczki palić, a raz, ze nie palić, to ja juz nie wiem, czego właściwie chce Blumsztajn.
Czy Blumsztajn przezywa podobne huśtawki, gdy wybiera np. dywan do salonu? Raz rózowy w błękitne kwiatki, a raz brązowy w czarne paski? Albo zastanawia się nad wyborem: kalosze w cętki do garnituru czy lakierki do dresu? Na wakacje na Szpicbergen czy do Amazonii? Panie, zdecyuj się pan wreszcie, bo nawet czytelnicy Wyborczej mogą nie wytrzymać na serce!
Inne tematy w dziale Polityka