Mam nadzieję, że wizy dla Polaków - byśmy mogli zwiedzać kraj, który pomagaliśmy tworzyć - w ogóle nie będą potrzebne.
Napisałem ten wiersz wtedy, w 2006 roku, za innego przezydenta, ale długo po lądowaniu Myflower, wojnie secesyjnej, operacjach "pustynna burza" i innych - z nadzieją, że może coś się zmieni… lekceważenie na uznanie, wazeliniarstwo na partnerstwo itp…
Tyle lat i...? Tym bardziej nie chciałbym (po sygnałach wynikających z publikaci tajnych niby depesz dyplomatycznych), by zwolnienie nas z ubliżających pytań w kwestionariuszu i z innych przykrych doznań okupione zostało sprzedażą czegoś, co bardziej dla nas od każdej wizy wartościowe, co w ogóle nie powinno zależeć od handlu i negocjacji. Godność - i to co Honor oznacza w kazdym języku świata - obojętnie czy się zna języki - istnieje, i powinno się "to" mieć w genach i za darmo, bo nie jest na sprzedaż. Zobaczymy.
_______________
Napisał MKD
All right reserved!
____________________________________
Przyjaciele zapraszali mnie do USA;
Chciałem. Rwie sie do nich moja dusza
jednak póki w kwestii wiz się nic nie zmienia -
niechęć mam do auto-upodlenia.
Mam nadzieję jednak, że to wszystko
skończy się, i kiedys tu, z walizką
pełną wiz, przyjedzie do mnie bryką
Ambasador made in and full from America,
a gdy wpuszczę go – co zwykłe w moim Kraju
ziewnie: Haugh! i nisko się kłaniając
powie:
Mister MKD – przywożę Panu Wizę,
yeah!.. w walizce … proszę przyjąć, bardzo pleaseee..
Wizę Panu wiozę, bo odkryto,
ze Washington Polką był, fajną kobitą,
co na pierwszym przypłynęła do nas statku
i została Demokracji naszej Matką;
i odkryto, że od dwustu ponad lat
jako twórców Independance zna Was świat,
doceniamy wreszcie umysł, pracę dłoni -
więc już wjazdu Polsce do nas nikt nie broni.
Prosze przyjąc, You, MKD – przeprosiny
z full of Culture uklonami najnizszymi
od naszego, juz innego, Prezydenta;
i prosimy -
niech Pan raczy nie pamiętać,
ze tak dlugo trwać musiało to wszystko,
ze Polacy nad Odrą i Wisłą
bez gwarancji wizę kupić musieli,
że czekali jak pariasi, w nadziei
i w kolejkach dni, noce i święta.
Niech Pan o tym już nie pisze… nie pamięta…
Mister MKD – tam czeka Jumbo-Jet
pełen naszych sexi-, techno- i pod-niet
może Pan nim lecieć u nas dokąd chce!
Bez kontroli i do woli! Pan wie?
Na cześć Pana fundujemy (w McDrive ?) obiadek
i obejrzeć damy nawet C’anion C’olorado,
tylko bardzo Pana prosimy o jedno …
To wizyty mej ambasadorskiej cel i sedno:
Chcemy by Pan prawd o naszej demokracji,
o równosci u nas, tej dla polskiej nacji,
o rozłąkach, polish-joke’ach i powrotach,
o tym, że tak długo były nasze wrota
nie dla wszystkich z Was otwarte przyjacielsko,
że w kontraktach – zamiast know-how rosło zielsko,
że zapomnieliśmy, kto budował naszą Wielkość
i na fotografiach tylko – było sielsko i anielsko,
i o krzywdach pilnie teraz naprawianych,
i o palcach w tuszu wizy umaczanych -
by o prawdach gorzkich tych już Pan nie pisał;
i choć wiemy – wiza Panu z-wiza dzisiaj -
Mister MKD, zapomnieć o tym chciej!
Cóż odpowiem Dyplomacie?
S’il vous plaît?
OK ?
Kocham Amerykę razem z wami!
Marząc o niej zasypiałem nad książkami.
Moim krajem jest też, choć od dziecka
niańkę mi przyznała – tę, sowiecką,
co macochą była, nie karmiła;
lecz na szczęście Matka Polka – wykształciła!
Dumę przekazała i dlatego
powiem Ambasadorowi:
Yes`sss, Kolego!
.
_________________________________________ mkd ________2006/2008