Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński
1046
BLOG

Klejnoty rodowe

Starosta Melsztyński Starosta Melsztyński Rozmaitości Obserwuj notkę 24

Zainspirował mnie ten fragment z niedawnego wpisu Lubicza Patriotyczny gender Pawła KukizaZ autopsji wiem, że są w Polsce ludzie, którzy nad łózkiem wieszają szablę po prapradziadku z napoleońskiej (w rzeczywistości carskiej) armii a na ścianie w pokoju - pardon - salonie, portrety Piłsudskiego i Dmowskiego a przy tym wszystkim lubią aby uważać ich nie tylko za patriotów ale także ... ludzi inteligentnych.

Odpowiedziałem krótkim komentarzem:W rzeczywistości większość Polaków mogłaby, w tym i ja, zawiesić sobie w pokoju skrzyżowane kosy, nawet nie postawione na sztorc, sierp, a z klejnotów odziedziczonych po przodkach rozstawić po pokojach kołowrotek i międlnicę. I wydaje mi się, że Polska miałaby się znacznie lepiej, gdyby więcej było snobizmu na chłopskie pochodzenie, z całym bagażem chłopskiej etyki pracy i dorabiania się, ale zdanie Lubicza nie dawało mi spokoju.

Co zostało mi po przodkach z rzeczy materialnych, co przetrwało więcej niż kilkadziesiąt lat? Niewiele, jedynie dwa przedmioty. Po przodkach ze strony ojca, po pradziadkach bodaj, ale nie ma już kogo zapytać, stara, okopcona cygańska patelnia. No, nie wiem, czy akurat cygańska, w latach mojego dzieciństwa można było jeszcze spotkać stojącego czasami na rogu ulicy Cygana o śniadej cerze i starannie przystrzyżonym, cienkim wąsiku, obracającego w rękach zachwalającym gestem dwie żelazne patelnie. Cygańska patelnia to był wówczas jeszcze, przed wynalezieniem teflonu, znak jakości, taką patelnię kupowało się na zawsze i jak widać przechodziła z pokolenia na pokolenie. Ale ta odziedziczona już się nie nadaje do użytku, leży gdzieś zmagazynowana i niedostępna w pudłach z przedmiotami nieużytecznymi. Dno ma wypukłe, doskonale sprawowała się nad kuchnią węglową, służyla na kuchni gazowej - to na niej uczyłem się sztuki smażenia perfekcyjnych jajek sadzonych i podsmażania kromek chleba nasączonych tłuszczem w dawnej młodości. Na płycie indukcyjnej nie da się jej użyć właśnie z powodu wypukłego dna. Kierowany dziwnym sentymentem kupiłem niedawno dwie stalowe patelnie w jednym z z tych snobistycznych sklepów z artykułami gospodarstwa domowego - nie to samo, powinni zatrudnić jakiegoś Cygana na doradcę technicznego, bo wszystko przywiera i nie da się na nich usmażyć perfekcyjnych jajek sadzonych. No, te nowe patelnie przynajmniej ładnie wyglądają, prawie jak prawdziwe.

Po dziadkach po kądzieli została zaś solidna, kuta siekiera. Przyjrzałem się jej teraz. Ostrze nieco wyszczerbione, pewnie niejednokrotnie radziło sobie z gwoździami, stylisko ręcznie obrabiane, gładkie od wieloletniego używania. Przydałoby się jej wyklepanie i ostrzenie. Żadna tam przemysłowa produkcja, ta powstała w którejś z wiejskich kuźni, które odwiedzałem będąc podrostkiem. Miałem już wtedy aparat fotograficzny, ale nie przyszło mi do głowy, by utrwalić wnętrze kuźni z pracującym kowalem, paleniskiem, miechami i kowadłem, na którym kowal z czeladnikiem wykuwali przedmioty codziennego użytku, potrzebne w gospodarstwie kosy, sierpy, bosaki, zawiasy do ciężkich drzwi pomieszczeń gospodarczych i podkowy - podków zawsze było najwięcej, a w drewnianym korytku leżały sobie luzem również ręcznie wykuwane hacele i podkowiaki nieco nieregularnego kształtu.

Ponieważ działo się to w czasach powojennej cywilizacyjnej zapaści wsi każdy kawałek żelaza był skrzętnie zbierany, bo z ułamanych zawiasów można było wykuć bosak, z bosaka nóż, nóż stawał się od ostrzenia do ostrzenia coraz cieńszy, aż w końcu ostrze rozpadało się na ułamki się i to był ostateczny koniec. Siekiera była królem wśród sprzętów gospodarskich, przydatna do rąbania drewien do palenia w kuchni i piecu chlebowym, do ciosania, łupania, obuch służył do ogłuszania świni przeznaczonej na ubój, dało się nią wbijać gwoździe wielocalowe, gdy młotek nie dawał rady.

Tkwiła w pniaku, obok drewutni, w której składowano polana by się ususzyły i całą gospodarską rupieciarnię. Pod dachem suszyły się w przewiewie sery w workach szytych z grubego płótna. Pień pochodził byc może z ogromnej szarej renety, której pień pękł którejś srogiej zimy wzdłuż z wielkim hukiem. Służył od zawsze, w czasie żniw wbijano weń żelazną babkę, niewielkie kowadełko do klepania kos przed pierwszym pokosem.

Nic właściwie nie przetrwało, drewniany piękny dom, w którym przebywałem przez lata dzieciństwa, zbudowany jeszcze przez dziadka, został rozebrany na skutek rodzinnych działów i niesnasek, babcia przeniosła się do nowego, zbudowanego obok, a pod koniec życia do jeszcze innego, drewnianej chałupinki, przywiezionej na ciężarówce z pobliskiego miasta wojewódzkiego, z placu budowy nowej dzielnicy mieszkaniowej i na powrót złożonej. Nieco domowych sprzętów towarzyszyło jej w tych przeprowadzkach, bo do końca życia była samodzielna i nie chciała być zdana na niczyją łaskę. Siekiera była więc ostatni raz w użytku 35 lat temu. Przyjrzałem się jej dokładnie - babcia miała mało sentymentalny stosunek do przedmiotów, miały działać, to wszystko. Miała natomiast wiele uczucia dla tradycyjnych upraw, które gdzie indziej wychodziły z użytku. Była chyba ostatnią, która siała grykę, proso, soczewicę na małym spłachetku ziemi, który pozostał do jej dyspozycji. Zapewne brakło jej już sił i ochoty, w każdym razie siekiera jest źle obsadzona, przydałby jej się solidny, żelazny klin wbity w zakończenie styliska, by się nie obsuwała, zamiast gwoździ, które jej nie potrafią utrzymać. Zapytam w warsztacie mosiężnika naprzeciwko. Produkuje na potrzeby klienteli rodowe szable, ryngrafy i inne bibeloty do powieszenia na ścianie. Popyt jest duży, szable jak nowe, a ryngrafy spatynowane. Zajrzę do niego jutro i zapytam, czy mógłbym przy okazji zrobić nieco zdjęć.

Zobacz galerię zdjęć:

Do następnego maja Stacje benzynowe o północy mają w sobie urok.

Patriotyzm jest ostatnim schronieniem szubrawców. Samuel Johnson    

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości