(migdałowe oczy, pełne zmysłowe usta, kruczoczarne włosy, coś w typie "wszystkiego ekstra") całujących się w usta.
Zaproszono nas na spotkanie: "Przyjdź, będą interesujący ludzie". Osobiście unikam, nauczony doświadczeniem przyjęć z taką rekomendacją. Byłem kilka razy i nadziałem się a to na spirytystów, a to na filatelistów czy na innych nudziarzy.
Jakbyś więc, czytelniku, zareagował w tej oto hipotetycznej sytuacji:
Lato, rodzina wyjechała, zostałeś słomianym wdowcem. Nudzisz się w sobotę,
tęsknisz za męskim towarzystwem, "men doin´ things together".
Dzwoni dalszy znajomy, zaprasza "jak nie masz co robić to wpadnij, będzie paru
chłopaków, pogadamy, napijemy się".
Gospodarz przyjęcia, przystojniak, jak powiedziano, w typie orientalnym, fryz czesany kotletem schabowym.
Goście to sami mężczyźni, z rozmowy wynika, że większość z nich to kawalerzy,
łącznie z gospodarzem.
Mimo tego żadnych męskich, samczych wstawek i przechwałek w rodzaju "ale laskę wczoraj wyjąłem".
Z drugiej strony rozmowa kręci się wokół "miłości", "świat nas nie rozumie",
"mamy swoje tajemnice".
Nazywają gospodarza "umiłowanym mistrzem", on do nich zwraca się "ukochany
uczniu", a na przywitanie i pożegnanie całują się mocno w usta.
Nie wiem jak ty, czytelniku, nie jestem homofobem, ale bym się grzecznie ulotnił.
Wierzę Ewangeliom.
Oczywiście, to piisma propagandowe i stronnicze, skierowane do specyficznego, ówczesnego odbiorcy, który domagał się cudów i takich tam chwytów marketingowych.
Jeśli jednak odrzucić marketingowe opakowanie, to narracja jest bardzo
realistyczna i, jak dla mnie, wiarygodna.
Nie zwraca więc twojej, czytelniku, uwagi, że w szczegółowym opisie życia Jeszui, rodziny, braci, antenatów i koligacji brak zupełnie choćby wzmianki, choćby aluzji o jego kontaktach emocjonalnych z kobietami.
33-letni facet w stanie bezżennym, w społeczeństwie, gdzie małżeństwo zawierane w bardzo młodym wieku było normą?
Według opisów całkiem niebrzydki, z dobrej rodziny, obdarzony nieprzeciętną charyzmą nie przyciągnął uwagi żadnej kobiety? Jak on sobie dawał radę z namolnymi swatami?
O kobietach Jezus wyrażał się dość niepochlebnie: Mat. 28: A Ja wam powiadam: Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa.
No i wreszcie Maria Magdalena.
Ona wpatrzona weń jak w boga, gotowa zrobić dla niego wszystko, zresztą zakochana.
On nic, on widzi w niej człowieka, szlachetną duszę. Ale kobiety w niej nie widzi.
Masakra, ludzie płakali po wyjściu z kina.
Jako stuprocentowy, zdeklarowany heteryk zapewne nawet nie zauważasz bujnego życia homoseksualnego, które toczy się wokół ciebie, flirtów, uśmiechów, aluzji, propozycji i zaczepek nie odbierasz i nie spostrzegasz jako nie przeznaczonych dla ciebie.
Stosunek Żydów do homoseksualistów w czasach biblijnych był wyjątkowo opresyjny. Z drugiej strony zjawisko homoseksualizmu napewno i tam występowało (dowodem pośrednim jest występowanie antyhomoseksualnego tabu).
Można sobie wyobrazić, że prześladowana mniejszość, szukając podobnych sobie, łączyła się w tajne związki.
Nagle znajdowali potwierdzenie, miłość i spełnienie. To musiało mieć przełomowe znaczenie dla ludzi żyjących do tej pory ze stygmatem potępienia, być może nie uświadamiających sobie własnego położenia, z rezygnacją akceptujących wymagania społeczne, zawierających "białe małżeństwa" - "bo taka jest kolej rzeczy".
I ktoś im przynosi "dobrą nowinę". Ktoś wyjaśnia, że ich "miłość" jest dobra, ale muszą zachować "prawdę" w "tajemnicy".
Chciałbym zauważyć, nie ja przecież pierwszy, że teksty Ewangelii, ich najbardziej centralne fragmenty, są poetyckie, metaforyczne, dwuznaczne, niedopowiedziane. Znaczą coś innego dla postronnych, coś innego dla wtajemniczonych.
To oczywista cecha spisków. Dlaczego jednak spisek? I dlaczego w tym spisku centralne miejsce zajmuje "tajemnica miłości"?
Inne tematy w dziale Polityka