„Pierwszym naszym twierdzeniem będzie istnienie potencjalnego niebezpieczeństwa niemieckiego dla Polski. [...] Drugim naszym twierdzeniem podstawowym jest istnienie potencjalnego niebezpieczeństwa rosyjskiego dla granic Polski. [...] Trzecim niezbitym faktem dominującym nad sytuacją polityczną Rzeczypospolitej jest związek między nieistnieniem bezpośredniego niebezpieczeństwa niemieckiego i rosyjskiego a antagonizmem tych dwu krajów.”
Adolf M. Bocheński, Odwieczny wróg Rzeczypospolitej, „Bunt Młodych”, 10 lutego 1936, nr 2(93)
Frank-Walter Steinmeier, niemiecki minister spraw zagranicznych i kandydat SPD na kanclerza w tegorocznych wyborach parlamentarnych, zapewniał w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” („Niemcy pamiętają o <Solidarności>”, 09.02.2009), że rola „Solidarności” oraz polskich przemian roku 1989 w uwolnieniu Europy Środkowo-Wschodniej od komunizmu jest znana zarówno jemu, jak i wszystkim Niemcom. Ciekawe, czy Steinmeier z równym szacunkiem, co naszą historię, traktuje ambicje i plany polskiej polityki na przyszłość. W końcu to za koalicyjnych rządów socjaldemokratów i Zielonych nastąpiło znaczne zbliżenie Niemiec i Rosji, choć przyjaźń między Gerhardem Schröderem i Leszkiem Millerem w niczym nie ustępowała obecnej zażyłości Steinmeiera z Radosławem Sikorskim. Dziś Schröder jest szefem rady nadzorczej konsorcjum „Nord Stream”, a Steinmeier, który za jego kadencji przez wiele lat kierował urzędem kanclerskim, przygotowuje się do wyborczego starcia z Angelą Merkel.
Inny z architektów polityki zewnętrznej rządu SPD i Zielonych, ówczesny minister spraw zagranicznych Joschka Fischer przedstawił niedawno własną ocenę relacji Rosji z Zachodem, wskazując jednocześnie kierunek pożądanych zmian. W samym apogeum kryzysu gazowego z początku roku, kiedy największym europejskim sympatykom Kremla nie śnił się pewnie przełom w stosunkach z Rosją, Fischer opublikował artykuł pod znamiennym tytułem: „Rosja do NATO” („Russland in die Nato”, „Süddeutsche Zeitung”, 12.01.2009). Rozpoczyna go pytaniem o to, czy Rosję należy traktować jak „trudnego partnera”, wzorem większości Europejczyków, czy raczej jak „strategicznego przeciwnika”, zgodnie z upodobaniem niektórych państw Europy Środkowo-Wschodniej, Wielkiej Brytanii czy rządu Busha. Wskazanie konkretnej ekipy rządowej, a nie nazwy państwa w tym ostatnim przypadku jest zapewne wyrazem nadziei autora, że zdecydowana polityka amerykańska wobec Rosji odchodzi wreszcie do przeszłości. Fischer przekonuje, że Rosja ze swoimi problemami demograficznymi, ubogą infrastrukturą oraz gospodarczym i społecznym zacofaniem nie jest dla Zachodu żadnym zagrożeniem, zwłaszcza w czasie, kiedy gwałtownie spadają ceny surowców energetycznych. Pozostaje jednak „strategicznym czynnikiem”, którego Zachód potrzebuje dla osiągnięcia swoich najważniejszych celów: europejskiego bezpieczeństwa, także energetycznego, rozwiązania konfliktów sąsiedzkich, rozbrojenia i zapobiegnięcia dalszemu rozprzestrzenianiu broni jądrowej. Nadeszła zatem pora na „śmiały krok” („kühner Schritt”) – Rosja pragnie nowego rozdania kart w Europie i należy to wykorzystać. W zamian za uznanie podstaw i instytucji europejskiego porządku, suwerenności państw w podejmowaniu decyzji o wiążących je sojuszach oraz nienaruszalności granic – żądania Fischera nie są tu nadmiernie wygórowane – Moskwa powinna odgrywać poważniejszą rolę w ramach NATO, aby w przyszłości stać się członkiem sojuszu.
Urzeczywistnienie tej wspaniałej wizji napotyka niestety na przeszkody zarówno w Rosji, jak i na Zachodzie. Są one jednak odmiennej natury. Ambicje polityczne Rosji są dla Fischera, pomnego najwyraźniej niemieckich doświadczeń dwóch przegranych wojen światowych, raczej zrozumiałe – rozstrzygnięcia lat 90., oparte na ówczesnej słabości Rosji, musi odbierać ona jako niesprawiedliwe. Problem leży w sposobie wykonania. Wywód byłego niemieckiego ministra spraw zagranicznych przyjmuje w tym miejscu ton łagodnego paternalizmu – Putin nie pojmuje, że osłabienie NATO i odbudowanie dawnych stref wpływów to wysiłki, których Zachód nigdy nie zaakceptuje. Jeśli Rosja rzeczywiście pragnie zmiany status quo, nie może budzić obaw swych sąsiadów agresywną polityką, która jest pretekstem dla zdecydowanej reakcji. Zdanie-perełka, w którym Fischer nawiązuje do lektur swej burzliwej młodości, brzmi: „Wydaje się, że w dawnej ojczyźnie marksizmu-leninizmu z dialektyki nie rozumie się wciąż nic”. W ustach niemieckiego lewicowca, świadomego źródeł swych przekonań, brzmi to doprawdy interesująco. Nie powinniśmy mieć wątpliwości, kto w niemiecko-rosyjskim tandemie powinien według Fischera siedzieć na przednim siodełku i władać kierownicą, kto lepiej odczytał nauki mistrzów i zastosował je do wyzwań współczesności, a kto skupić się ma raczej na pedałowaniu.
Sytuacja na Zachodzie jest znacznie poważniejsza. Niektóre państwa, przekonuje Fischer, prowadzą politykę niepotrzebnej konfrontacji z Rosją, czego przykładem są plany przyjęcia Ukrainy i Gruzji do NATO oraz projekt budowy tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach. Okazuje się, że ów europejski porządek, którego akceptacja jest w koncepcji Fischera warunkiem podjęcia rozmów z Rosją, kończy się na granicy Odry. Poza nią ani swoboda zawierania sojuszy, ani nawet nienaruszalność granic nie stanowią już dogmatów. To samo dotyczy bezpieczeństwa energetycznego, o czym świadczy, na pozór nieco enigmatyczna, wypowiedź polityka Zielonych, zawarta w tym samym artykule: „Jeśli Unia Europejska stworzyłaby wspólny rynek gazowy, na którym dostawy płynęłyby także z zachodu na wschód, pozycja Moskwy i Kijowa byłaby zupełnie inna”. Można się domyślić, że w ramach owych dostaw Polska kupowałaby gaz, dostarczany do Niemiec Gazociągiem Północnym i transportowany na południe gazociągiem OPAL, na polsko-niemieckiej granicy. Do Czech i na Słowację surowiec płynąłby zaś z węzła w austriackim Baumgarten, gdzie Nord Stream i South Stream mają się połączyć.
Propozycja Joschki Fischera nie jest dziś oczywiście oficjalnym stanowiskiem niemieckiej polityki. Warto jednak uświadomić sobie, kto zapłaciłby największą cenę, gdyby kiedyś przyszło do jej realizacji. Przedwojennym publicystom „Buntu Młodych” i „Polityki” nie brakowało z pewnością zmysłu państwowego oraz umiejętności stawiania politycznych diagnoz bardzo jasno i zdecydowanie. W dodatku nie stronili oni od refleksji nad położeniem Polski w czasie i przestrzeni. O jej konieczności przekonywał ostatnio na łamach „Rzeczpospolitej” Dariusz Gawin („Przekleństwo 1709 roku”, 16.01.2009). Świadomość naszego miejsca na mapie Europy oraz naszej przeszłości każe przynajmniej zauważać i zachowywać w pamięci wypowiedzi takie, jak ta autorstwa Joschki Fischera.
Inne tematy w dziale Polityka