W ostatnich tygodniach także w polskich mediach więcej uwagi poświęca się sytuacji politycznej i gospodarczej na Ukrainie. Kondycja tego państwa jest związana z interesami Polski, a gabinetowe targi, których ostatnio byliśmy świadkami, jak chociażby rozmowy premier Julii Tymoszenko z liderem Partii Regionów Wiktorem Janukowyczem oraz jej reakcja na fiasko negocjacji, każą naszym politykom przygotować się na trudne czasy w polityce wschodniej.
Efekty historycznej niepamięci
Rosjanie z dużym dystansem przyglądają się rozwojowi wypadków w Kijowie, ale spokój na Kremlu, nie oznacza bynajmniej, iż przestali oni wykazywać chęć podporządkowania sobie Kijowa, wręcz przeciwnie – dopiero teraz zaczyna się decydująca partia.
Interesy gospodarcze Federacji Rosyjskiej nad Dnieprem nie wydają się zagrożone, podobnie kwestia Krymu rozwija się po myśli Kremla - problem został odłożony ad acta i najprawdopodobniej znajdzie swoje rozwiązanie na żądanie Moskwy, kiedy ukraiński rząd będzie w całkowitej niemocy lub w jego skład wejdą ludzie Rosjanom powolni. Polityka ta jest znana z dziejów stosunków Rosji z Polską w wieku XVIII czy też z relacji z Kozakami, których udało się Rosjanom podporządkować na tyle, aby nie zagrażali państwu carów w podobny sposób, w stosunkowo krótkim czasie.
Wewnętrzne skłócenie, partykularyzm elit oraz zła opinia zagranicą, czym wszystkim cechuje się obecnie ukraińska polityka, są największymi sprzymierzeńcami Rosjan w stosunkach z sąsiadami od czasów przeistoczenia się carstwa w imperium za czasów Piotra I, jeśli nie od powstania Chmielnickiego. Niechęć do wyciągania wniosków z historii, jak widać na przykładzie Kijowa, jest dość powszechna.
Oczywiście można wskazać na wymordowanie w czasach ZSRS (i tak nielicznych) prawdziwych ukraińskich elit oraz sowietyzację znacznej części z pozostałych przy życiu, choć zadziwia fakt utraty przez ukraińskie elity polityczne instynktu samozachowawczego – dokładnie taki sam, jaki charakteryzował część elit I Rzeczpospolitej w XVIII wieku. Ukraińscy politycy chyba naprawdę uwierzyli, że NATO jest gotowe bronić ich kraju, a Unia Europejska postawi Rosji twarde warunki gospodarcze i polityczne. Zdecydowanie lepiej na tym tle rysuje się strategia prezydenta Aleksandra Łukaszenki, wiedzącego, że do utrzymania istnienia wypracowanej przez niego formuły politycznej i społecznej musi trwać niepodległa Białoruś, nawet przy znacznych niejednokrotnie tej niepodległości ograniczeniach. Można go zapewne oskarżyć o instrumentalne traktowanie własnego państwa, lecz przynajmniej nie pozbawione politycznego realizmu, a z perspektywy interesów Polski na pewno bezpieczniejsze.
Pobłażliwy i ironiczny ton rosyjskich elit w stosunku do stagnacji w jakiej znalazła się Ukraina skłania do wniosku, że Moskwa zaczyna dbać o wpływy w trochę inny sposób – Kreml przestał inwestować w ,,swoich’’ kandydatów, gdyż zdecydowanie bardziej opłaca się inwestować pieniądze bezpośrednio - ukraińscy oligarchowie nie należą do najbardziej lojalnych, poza tym tandem Putin - Miedwiediew ma świadomość, iż niedługo nie będzie musiał ukrywać się ze swoimi zamiarami wobec Kijowa – UE i NATO wydają się zmęczone ciągłym brakiem stabilizacji na Ukrainie, samo życie polityczne Ukrainy jest, jak na standardy zachodnie, raczej egzotyczne, brak więc pomysłu na realną pomoc dla naszego sąsiada, zwłaszcza w dobie kryzysu. Rosjanie są także zapewne zadowoleni, że wybory na Ukrainie najprawdopodobniej odbędą się w styczniu 2010 roku, kiedy świat, według wszelkich prognoz, będzie mozolnie wydobywał się z ogromnego dołka finansowego i gospodarczego.
Nie oznacza to, że Rosję owe kłopoty ominęły – według prognoz Rosyjskiego Urzędu Statystycznego nominalny PKB spadnie w 2009 roku o 2,7%, a realny o 2,5%. Bilans handlu zagranicznego również nie napawa optymizmem – obroty w pierwszych dwóch miesiącach roku były dwukrotnie niższe niż w poprzednim, jednakże w żadnej mierze nie przeszkadza to Kremlowi prowadzić agresywnej polityki wobec sąsiadów i kreować się na jedyną siłę zapewniającą ład w tak nieprzewidywalnych krajach jak Ukraina.
Błogosławieni cierpliwi
Braki w państwowej kasie każą moskiewskim przywódcom czekać na osłabienie Ukrainy, zwłaszcza, iż wsparcie Wiktora Janukowycza w ostatnich wyborach prezydenckich, mimo zaangażowania znacznych środków finansowych i własnych doradców, nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Bezpośredni udział rosyjskich pieniędzy w ukraińskiej polityce wzmacnia jedynie antyrosyjskie nastroje, a zdecydowanie bezpieczniejsze i dające lepsze efekty w dłuższej perspektywie, jest inwestowanie w kluczowe sektory gospodarki – bankowość, energetykę, media.
Rosjanie wiedzą także, że ,,pomarańczowa rewolucja’’ była jedynie początkiem ukraińskiej drogi do suwerenności i przy odpowiedniej polityce można sobie podporządkować Kijów równie mocno, jak miało to miejsce w okresie rządów prezydenta Leonida Kuczmy. Kreml przygotowuje długofalowy plan na następne lata, zwłaszcza, że obecni jego włodarze nie muszą się martwić o wygranie kolejnych wyborów i utrzymanie ciągłości politycznej – wszystko wskazuje, że Władimir Putin, po wygranej w najbliższych wyborach prezydenckich, a następnie zapewnieniu sobie jeszcze jednej sześcioletniej kadencji utrzyma ster rządów przez kolejne kilkanaście lat.
Jest to niekwestionowana przewaga państw autokratycznych nad demokratycznymi – prowadzenie aktywnej polityki, a tym bardziej polityki imperialnej, jest o wiele łatwiejsze, kiedy można planować z co najmniej kilkuletnim wyprzedzeniem, mając niemalże pewność, że będzie się następnie samemu tę politykę realizować. Pisał o tym w pierwszej połowie XIX wieku niezwykle uważny obserwator demokracji, jakim był Alexis de Tocqueville, a w XX stuleciu na podobne mechanizmy wskazywał klasyk stosunków międzynarodowych Henry Kissinger. W sytuacjach kryzysowych – a w takiej znalazła się Ukraina i niedługo będzie w relacjach z Rosją zapewne cała Europa, zdecydowanie bezpieczniej jest mieć silny rząd, który nie musi podporządkowywać swojej polityki wynikowi najbliższych wyborów. Dlatego właśnie w wywiadzie udzielonym dziennikowi Polska The Times Wiktor Suworow wskazywał, iż w kontaktach z rosyjską elitą należy zachować mentalność policjanta – kremlowskie władze ani w polityce wewnętrznej, a tym bardziej zagranicznej, nie kierują się logiką charakteryzującą zachodnich polityków.
Kolejna reguła przydatna w polityce mówi, iż należy pilnie śledzić reakcje innych graczy i wyciągać z nich odpowiednie wnioski. Stosunkowo spokojna postawa Rosjan względem obecnego upadku życia społeczno - politycznego na Ukrainie sygnalizuje, iż sprawy rozwijają się mniej więcej po myśli Moskwy – wystarczy porównać to zachowanie z frenetycznymi działaniami Kremla w czasie ,,pomarańczowej rewolucji’’. W Rosji wzmaga się także nacisk propagandowy – o Ukrainie nie pisze się już jako o poważnym partnerze (jak bywało w czasach Kuczmy), przygotowując powoli obywateli do myśli, że niepodległa Ukraina jest państwem niezdolnym do istnienia i Rosja może ponownie stanąć wobec ,,dziejowej konieczności’’ zaopiekowania się ludnością w tym przypadku zapewne ,,zachodniej Rosji’’.
Dziś zapewne taka wizja wydaje się dość nieprawdopodobna, ale warto mieć na uwadze, że większość najważniejszych ośrodków zajmujących się stosunkami międzynarodowymi uznaje Krym za jedno z najbardziej zapalnych miejsc na Ziemi w następnych dwudziestu latach. Równie prześmiewcze, a wręcz rewizjonistyczne artykuły pojawiają się ostatnio w rosyjskiej prasie na temat Łotwy. Pierwszym krokiem do realnego powrotu Rosjan nad Dniepr jest oczywiście rozszerzanie przez nich swoich wpływów ekonomicznych, co obecne kremlowskie władze nieustannie starają się czynić.
W twierdzeniu, iż cierpliwość oraz konsekwencja w polityce z zasady popłacają, premiera W. Putina utwierdziła także wojna w Gruzji i reakcja Zachodu. Jego cierpliwość stanie się jednak zarówno dla Ukrainy jak i dla samej Rosji nie błogosławieństwem, lecz przekleństwem, jakim wcześniej dla Rosjan i innych narodów okazał się imperializm sowiecki. Przypuszczam, iż kremlowska elita w swojej dziwnej logice jest przekonana, co do konieczności prowadzenia takiej polityki w trosce o los Rosji, a nie tylko swój własny. Znaczy to jednak, że grono ludzi szybko zapominających lekcje dawane przez historię lub nic z nich nie rozumiejących jest zadziwiająco szerokie.
Mateusz Kędzierski – Kresy.pl
Źródło: http://www.kresy.pl/idee?zobacz/najwierniejszy-kibic-upadku
Przegląd prasy rosyjskiej
Inne tematy w dziale Polityka