Teologia Polityczna Teologia Polityczna
204
BLOG

Trzeci punkt widzenia: 70. rocznica wybuchu II wojny światowej

Teologia Polityczna Teologia Polityczna Polityka Obserwuj notkę 5

Narrator: Przywódcy 20 europejskich państw uczestniczyli w obchodach 70 rocznicy wybuchu II wojny światowej na Westerplatte. Wspólnie złożyli wieniec i zapalili znicze przed Pomnikiem Obrońców Wybrzeża. Pierwsze przemówienie podczas obchodów wygłosił prezydent Lech Kaczyński. Choć prezydent nie powiedział tego wprost to nie zawahał się skrytykować Rosji, nie tylko za 1939 rok, ale też za zeszłoroczną interwencję militarną w Gruzji. „Nie wolno ustępować imperializmowi ani nawet skłonnościom neoimperialnym – mówił, wspominając o genezie wojny. Przypomniał, że jej wybuch poprzedził pakt Ribbentrop-Mołotow.” Natomiast Władimir Putin pomniejszał znacznie paktu Ribbentrop-Mołotow dla wybuchu II wojny światowej i wypomniał Polsce zajęcia Zaolzia w 1938 roku. Przed uroczystościami odbyły się rozmowy premierów Polski, Donalda Tuska i Rosji, Władimira Putina. Politycy rozmawiali w cztery oczy na sopockim molo. To spotkanie nie przyniosło jednak oczekiwanego przełomu. Ustalono jedynie, że Rosja udostępni archiwum katyńskie, jeśli Polska otworzy swoje archiwa dla historyków ze Wschodu. Polskie obchody wybuchu II wojny światowej były jedną z głównych wiadomości w mediach europejskich. Natomiast media w Stanach Zjednoczonych, więcej miejsca poświęciły obchodom 40-tej rocznicy rządów Muammara Kaddafiego w Libii. Prawicowy dziennik „The Washington Times” skrytykował prezydenta Baracka Obamę za to, że nie pojawił się w Gdańsku. Publicysta gazety napisał - „Ile jest warta dla administracji Obamy dobra wola lojalnego kraju sojuszniczego? Mówimy o kraju w Europie, który solidarnie stoi przy boku Ameryki od 11 września 2001 r., ma 2 tys. żołnierzy w Afganistanie i wyraża wolę wysłania ich tam więcej w czasie, gdy inni chcą się wycofać”.

 

Marek Cichocki: Panowie, mamy obchody 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej, wszystkie przemówienia i spotkania, za sobą. Wydarzenie to rzeczywiście przebiło się w programach informacyjnych za granicą, w wielu krajach. Na marginesie rozlicznych komentarzy towarzyszącym tym obchodom i wystąpieniom polityków, wydaje mi się, że powinniśmy zwrócić uwagę przynajmniej na dwie kwestie, mające wpływ na sprawę bardzo nas obchodzącą. Mianowicie na sławną i wciąż przywoływaną politykę historyczną. Jeżeli spojrzymy na te obchody i echo, jakim się w świecie odbiły, można powiedzieć, że jest to jakieś apogeum polityki historycznej w Polsce. Tyle głów państw, wystąpień, tyle zainteresowania poświęconego obchodom. Czy to jest jakieś zwycięstwo?

 

Dariusz Gawin: Ja mam mieszane uczucia. Można tu zestawić dwie rocznice: 60. rocznicę wybuchu powstania warszawskiego kilka lat temu i 70. rocznicę wybuchu II wojny światowej sprzed kilku dni. Rocznica powstania warszawskiego była świętem dla wspólnoty, której dotyczyło, jej obywateli, zaproszonych powstańców, których fetowano. To oni byli najważniejsi - po nich warszawiacy, potem zaś rozchodziło się to po całym kraju. Taki sposób świętowania nazwałbym świętowaniem republikańskim. To znaczy, że jest to projekt, który powoduje włączenie się ludzi (Dariusz Karłowicz: Z jednej strony stworzono obszar dla ludzi, z drugiej okazało się, że ludzie chcą go zająć.). Tym razem zaś całą sprawę rozegrano, organizując rocznicę dla VIPów. To oznacza zaproszenie bardzo wielu bardzo ważnych ludzi. Co powoduje, że koncentracja VIPów na metr kwadratowy, którym przysługuje ochrona BORowców, snajperów i tak dalej jest tak duża, że najbliżsi ludzie bez zaproszeń mogą stać kilometry dalej. Niespecjalnie wobec tego przebiły się jakiekolwiek propozycje dla ludzi. Cała uwaga skoncentrowała się na tym, jak politycy się poruszają, gdzie śpią, co jedzą. Oczywiście na końcu wszystko się skupiło na Putinie, na tym co powiedział i czego nie powiedział. Zmarnowano szansę w tym sensie, że przecież powstanie warszawskie dotyczyło tylko stolicy. Ilość ludzi, którzy mieli fizycznie związek z tym wydarzeniem jest niewielka. Natomiast wrzesień '39. jest jednym z najbardziej powszechnych zbiorowych doświadczeń w historii Polski. Nie ma takiej polskiej rodziny, w której dziadek czy pradziadek nie byłby w wojsku, nie zginąłby w obronie kraju czy nie trafił później do stalagu. Nie ma takiej miejscowości w dawnej Polsce, przez którą wrzesień by się nie przetoczył. Także na ziemiach zachodnich, przyłączonych do Polski po wojnie, mieszkają rodziny, które mogłyby wiele o wrześniu opowiedzieć.
To mogłaby być fala czegoś, co stałoby się przeżyciem całego społeczeństwa. Nadałoby temu wydarzeniu sens. Ale to się nie stało - zamiast tego była impreza dla VIPów.

 

Marek Cichocki: Tej republikańskiej, wspólnotowej cechy świętowania, którą można było obserwować w czasie obchodów w Warszawie w 2004 roku, mi też zabrakło. Z tego punktu widzenia szansa została w pewien sposób zmarnowana. Rzeczywiście udało się przebić do świadomości mediów zagranicznych z datą 1. września 1939, a wcale nie jest dla wszystkich w Europie oczywiste, że druga wojna światowa zaczęła się właśnie tego dnia. Ale cel wewnętrzny, który wydaje mi się nie mniej istotny, nie został osiagnięty w tym sensie, że nie stworzono ludziom okazji do tego, żeby uważali te obchody za własne. I żeby mogli lepiej zastanowić sie nad tym, co tak naprawdę 1. września się wydarzyło? Co to oznacza dla wspólnoty politycznej i pamięci historycznejw Polsce? Co to znaczy dla naszej tożsamości dziś, w Europie?


Zamiast tego wykorzystano to święto, według mnie w dosyć nieudany sposób, do rozgrywek z Putinem, potyczek z Moskwą, których efekt będzie moim zdaniem bardzo krótkotrwały i nie zostawi zbyt głębokich śladów.

 

Dariusz Karłowicz: Skoro już mowa o Putinie, to nie wiem, czy rocznicę tak właściwie wykorzystano do rozgrywek. Mam wrażenie, że całe święto zostało całkowicie zdominowane przez Putina. Można powiedzieć, że Westerplatte było sceną, która została tak zorganizowana przez stronę rosyjską (właczając w to całą rozgrywkę z wydaniem książki i wysuwaniem oskarżeń wobec Becka ), że głównym tematem było to, co Putin powie na temat II wojny, jak ją oceni. Tak jakby było tu jakieś pole do dyskusji! Mam bardzo dojmujące wrażenie, że cała sprawa całkowicie wymknęłą się spod kontroli organizatorów. Wydawało się, że scenariusz przewiduje spektakl dobrosąsiedzkich stosunków Polski z Rosją i Niemcami na potrzeby Europy. A rozpętało się piekło. I to piekło, w którym w kotłach palili Rosjanie, panujący nad oświetleniem, a zatem nad tym, co będzie w centrum uwagi (Marek Cichocki: Reżyser był gdzie indziej.). Nie wiem, czy też odnieśliście takie wrażenie, ale według mnie w czasie wizyty politycznych przywódców narodów, które rozpoczęły 70 lat temu wojnę, paradoksalnie ciągle zastanawiano się, jak tych przywódców nie dotknąć.

 

Dariusz Gawin: Tylko prezydent był twardy, ale za to wszyscy zaczęli się później martwić, że popsuł tą atmosferę. Doskonałym komentarzem do tego, jak Putin i Rosjanie komentowali rocznicę wybuchu wojny jest tekst profesora Leszka Kołakowskiego z jego ostatniej, wydanej pośmiertnie książki. Za cały komentarz posłuży tytuł tekstu - "Diabeł kłamie również, kiedy mówi prawdę". Nie chodzi mi tutaj o diabła, bo nie chcę demonizować Władimira Putina, byłego pułkownika KGB, byłego prezydenta, a dzisiaj premiera. Chodzi mi o naturę kłamstwa. Kołakowski pokazuje bowiem, że prawda, którą splata się z kłamstwem, nie jest już prawdą i służy kłamstwu. Jest tak, że to co mówił Putin i "jego" Rosja, było tkaniem tkaniny przez splatanie kłamstwa i prawdy. Wielu mówiło, że "on kłamie, ale przecież oni zawsze kłamią. Wspaniałe jest to, że było tam trochę prawdy" (Dariusz Karłowicz: Nie mówiąc już o tych, którzy mówili, że "trzeba ich zrozumieć".). A już w całej sprawie doprawdy wzruszyło mnie to, że wyznacznikiem standardów rzetelności przekazu w Rosji nie są historycy, tylko generał wywiadu, czyli razwiedka (Marek Cichocki: Darek, bo to są poważne sprawy!). Sprawy nie dla profesorów, tylko dla generałów wywiadu.

 

Dariusz Karłowicz: Trzeba też powiedzieć parę słów o tym, że sopocka "putinizacja" obchodów 70. lecia wybuchu drugiej wojny światowej, cały spektakl obejmujący obserwowanie tego, co premier Rosji je, jak się ubiera, nie jest tylko wynikiem politycznych błędów, które popełnił rząd, wymknięciem się spraw spod kontroli. Jest to też coś głębszego, mówiącego o stanie ducha przynajmniej części polityków i pewnie nie tylko nich (Dariusz Gawin: Również mediów.). Mam wrażenie, że wiąże się to z jakimś ogromnym kompleksem rodem XIX wieku. Nie wiem, czy odnieśliście wrażenie, że przypominało to trochę przyjazd cara Aleksandra (Dariusz Gawin: Jak może pamiętacie, kiedy Aleksander przyjechał do Warszawy, to chciano mu zbudować łuk triumfalny na placu Trzech Krzyży. Odpowiedział: "Bez przesady, wystarczy kościół." Tak powstał kościół świętego Aleksandra). Oczywiście, troche się wyzłośliwiamy, ale czuje się pewien klimat, który wywołuje pewne powidoki z niektórych utworów Słowackiego czy Mickiewicza. Gdy porówna się to ze sposobem, w jaki sposób odpowiednio premier lub prezydent Putin przyjmował Kwaśniewskiego czy Tuska na Kremlu, to tej gracji, ukłonów, elegancji raczej nie było. Za to było widać Putina rozpartego w fotelu (Marek Cichocki: ... z rozkraczonymi nogami, imperatora.).

 

Dariusz Gawin: Przyjmującego petenta. Tak to niestety wyglądało. My nie jesteśmy dyplomatami, możemy mówić co myślimy.

 

Dariusz Karłowicz: To było widać. W tej historii, jak to się mówi, język ciała był tak oczywisty, że nawet osoba nie będąca specjalistą od tego była zdolna to zauważyć. Chociaż akurat nasi komentatorzy uznali to za zbyt niejednoznaczne, żeby mówić o tym otwarcie. Po tych wydarzeniach, zarówno ze względów, o których mówiłeś, czyli niezdolności uczynienia z tego republikańskiego święta, jak i z powodu de facto kontroli wydarzeń, którą przejęła strona rosyjska, czuję zdumienie słysząc odmieniane przez wszystkie przypadki słowo "sukces". Mam raczej wrażenie, że była to po prostu zmarnowana okazja. Wielka okazja.

 

Zobacz cały program

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Polityka