Teutonick Teutonick
1600
BLOG

Odwieczne pytanie: w co gra Prezes?

Teutonick Teutonick PiS Obserwuj temat Obserwuj notkę 34

   Jako się już rzekło, w natłoku medialnych biegunek, których uczestnikom w panującej powszechnie ślepocie na jedno oko jakimś dziwnym trafem piekielnie trudno jest zauważyć, że zasadniczej determinanty nie stanowi tutaj rachunek wzajemnych i niewzajemnych krzywd doznanych przez obie strony polsko-żydowskiego „sporu” d..y z batem, ale zwyczajna przyrodnicza nierównowaga, która nie pozwala na to by ordynarne ofiary złożone do płytkich grobów przez plebejski i bez wątpienia mniej wartościowy naród tubylczy (za red. Michalkiewiczem) zrównywać z płynącą niewątpliwie from samych dephts „metafizyką” tudzież „spotkaniem z Absolutem” (to z kolei za profesorską ex-małżonką pewnego znanego brukselskiego donosiciela), które stały się udziałem wzniosłych doświadczeń dziejowych koszernej arystokracji, tak więc w tymże natłoku należałoby może jednak po wojskowemu zacząć przede wszystkim od ustalenia położenia, którego nieodzownym składnikiem winna być analiza charakteru tzw. poważnych środowisk mających w chwili obecnej kluczowy wpływ na prowadzoną przez nasze czynniki decyzyjne politykę państwa polskiego.

   Podstawowe pytanie brzmi: na ile sam wszechmocny Naczelnik pozostaje w swych decyzjach faktycznie niezależny od różnych i przeróżnych wpływowych gremiów. Na ile ten, od ponad 10 lat bezwzględnie zwalczany przez główny medialny ściek m in. za pomocą naprzemiennego wyśmiewania i demonizowania, reprezentowany przezeń nurt patriotyczny, jest w swej idei głęboko autentyczny, a nie jak sądzą niektórzy, stanowi jedynie alternatywę mającą na celu zagospodarowanie głosów nie dość jeszcze nowocześnie ukształtowanych wyborców. W celu próby dokonania odpowiedzi na tak postawioną kwestię należałoby cofnąć się do momentu poprzedzającego wybory roku 2005 i przypomnieć sobie panujące ówcześnie nastroje społeczno-polityczne

   W owym czasie po serii ujawnianych z nagłą i niespotykaną swobodą afer, która zapoczątkowana została zresztą chwilowym opadnięciem kurtyny przy okazji zarejestrowanej wizyty jednego wpływowego starozakonnego u drugiego wszechmogącego koszerniaka, cały naród miał okazję zapoznać się dzięki usłużnym mediom z pełną krasą niegodziwości urzędującej ówcześnie ekipy postPZPRowskiej, co wskazywało nieomylnie, że oto wielkimi krokami nadchodzi tzw. nowe rozdanie z nieodłącznym przy takich okazjach przestawieniem wajchy. Oto pewnym krokiem do wyborów wydawały się zmierzać dwa twory urosłe na gruzach ugrupowań współtworzących jedną kadencję wcześniej skompromitowany „rząd reform”. Funkcjonowały prócz tego inne Lepperowo-LPR-owe twory, jednak do wyborcy „świadomego” i nie lecącego na populistyczne nomen omen leppy, skierowana miała być oferta innych ugrupowań, cieszących się zresztą największym poparciem sondażowym.

   Obie te partie zbudowały w mniejszym bądź większym stopniu swoją pozycję na hasłach „odnowy moralnej”, przy czym jedna z nich stawiała większy akcent na „praworządność”, druga zaś na „obywatelskość”. Co zostało z tego ostatniego, to dzisiaj, po ośmiu latach niesławnych rządów, każdy chyba w miarę trzeźwo myślący obywatel (że poważę się skopiować frazę z poprzedniej notki), miał się już okazję zorientować. Co zaś do etosu praworządności, zbudowanego notabene na ministerialnej, a później samorządowej pozycji i działalności śp. Lecha Kaczyńskiego, to idea zrealizowanego „państwa prawa”, po całych kadencjach wprowadzania bez powodzenia w życie wspomnianej „obywatelskości”, nadal jest w chwili obecnej sukcesywnie wcielana w rzeczywistość przez uczniów i naśladowców zmarłego w tragicznych okolicznościach prezydenta, wśród których koronne miejsce w annałach po wiek wieków zarezerwowane winno być dla pana ministra Mariusza Kamińskiego.

   Wtedy jednak wszystko to wyglądało jeszcze inaczej, przyszłość przed obiema partiami tworzącymi nieformalnie przedwyborczą koalicję rysowała się jako świetlana, szykowała nam się powtórka z koalicji AWS-UW, w której tradycyjnie „inteligencki” ogon, po obsadzeniu kluczowych resortów, miał na wszystkie strony wywijać „patriotycznym” psem. Całe okoliczne media na czele z nieodżałowanym redaktorem Lisem rozpływały się w zachwycie nad projektowaną przyszłą koalicją rządową, odsądzając od czci i wiary jedynie skrajne środowiska oszołomów rodzinno-samoobronnych, które tym samym zostały zepchnięte na pozycje zagospodarowujące elektorat radiomaryjny. Przy czym nieco wcześniej, w wyniku praktycznej samoeliminacji kandydata lewicy z ludzka twarzą w osobie Włodka z Puszczy, na czoło kandydatów do wyścigu o fotel prezydencki został dopompowany pewien ryży chłoptaś z Trójmiasta wywodzący swe korzonki spośród grona trzech tenorów. Wszystko było wstępnie ustalone i dogadane aż tu nagle ni z tego ni z owego okazało się, że to jednak nie kto inny, jak osławiony warszawski ostatni szermierz sprawiedliwości miał okazję zameldować swemu bratu w wieczór wyborczy wykonanie zadania. I tym samym cała misternie budowana konstrukcja posypała się jak domek z kart. Środowiska, które do tej pory, choćby w programie późniejszego donaldowego pluszaka za czasów jego świetności, stwarzały wrażenie spijających sobie z dzióbków, rzuciły się sobie do gardeł.

   I tutaj przechodzimy do zagadnienia, które nurtuje mnie niezmiennie od tamtej chwili. Czy to sam Prezes wykorzystał w owym czasie okazję by okiwać cały establishment, będąc pomnym doświadczeń lat 90-tych, poprzez pozorowanie chęci zawarcia rzeczonej koalicji, unikając tym samym medialnego-gremialnego przedstawienia nowosformowanego wokół jego brata ugrupowania jako kolejnej bandy oszołomów, a jednocześnie nie dając się wmanewrować w kolejną po rządach niesławnej pamięci „premiera ze Śląska” toksycznej koalicji? Czy może jednak, jak chcą niektórzy, było to naturalną konsekwencją dziejów, kontrolowanym odbiciem wajchy w stronę przeciwną po rządach nomenklaturowej „lewicy”, a bracia Kaczyńscy za zadanie mieli jedynie dać odpowiedni szyld temu procesowi.

   Osobiście, pomimo wszystkich niesprzyjających owej teorii okoliczności, jestem skłonny jednak skłaniać się ku tej pierwszej wersji, traktując Naczelnika jako ewenement na naszej krajowej scenie politycznej, człowieka, do tego stopnia zlekceważonego przez władze poprzedniego systemu, że nawet lojalkę trzeba było na niego już za „wolnej Polski” sfałszować. Polityka przez lata niedocenianego przez stronę przeciwną, któremu gdy już udało wybić się na niezależność - kiedy po latach egzystowania na obrzeżach „poważnej polityki”, w ramach współtworzenia skutecznie rozbijanego siłami ekipy płk Lesiaka prawicowego planktonu, już po nagłym wyekspediowaniu wraz z bratem poza Belweder jako formy pozbycia się niepotrzebnych już, w nowych lewonożnych okolicznościach, kwiatków do kożucha - udało się w końcu uchwycić tej właściwej szansy od losu i nie wypuścić z ręki możliwości zbudowania na owej niesłusznej stronie sceny politycznej silnie osadzonego w społecznej świadomości, nowoczesnego ugrupowania, trochę na wzór reaganowskich republikanów.

   Nie wykluczam, że być może przyjdzie mi jeszcze kiedyś przynajmniej częściowo odszczekać powyższe rozważania, że okoliczności, których jeszcze nie znamy, albo które dopiero oczekują na wprowadzenie w życie, zweryfikują negatywnie owo przekonanie o „wyjątkowości” Prezesa. Nie mogę też całkowicie odrzucić teorii, że - zwłaszcza w kontekście całego szeregu wydarzeń zaistniałych na przełomie roku - wszechmocny Kaczafi wcale już nie jest taki wszechmocny jak go usiłują niezmiennie przedstawiać zawsze szczujne media. Póki co jednak, co można snadnie zrzucić na karb mej wrodzonej naiwności, powodowanej być może tendencją do w miarę uproszczonej formy porządkowania otaczającego mnie świata, nadal zamierzam trwać w swym, przedstawionym w poprzednim akapicie, podejściu do tegoż – nie zawaham się tak czy inaczej użyć owych określeń – najwybitniejszego krajowego polityka okresu Polski pokomunistycznej i chyba tylko nagła odmiana porządków w rzeczonej materii mogłaby mnie w diametralny sposób od takiej postawy odwieść. Za co z góry u wszystkich nieortodoksów upraszam się o wybaczenie, pozdrawiając ich przy tym jak najserdeczniej.



Teutonick
O mnie Teutonick

szydercza szarańcza

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka