Tezeusz Tezeusz
186
BLOG

Małgorzata Frankiewicz: Bogurodzica - kobieta z krwi i kości

Tezeusz Tezeusz Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki Maryi. To brzmi bardzo podniośle. Stawia Maryję na piedestale tak wysokim, że zwykłemu człowiekowi średniego wzrostu trudno ją wyraźnie zobaczyć. Owszem, jako katolicy czcimy, wysławiamy, uwielbiamy Matkę Bożą, wieszamy jej obrazy nad łóżkiem, modlimy się do niej w ważnych i trudnych chwilach naszego życia, wielu spośród nas uczestniczy w majowych nabożeństwach albo odmawia różaniec. Przy ważnych okazjach patriotycznych i religijnych śpiewamy hymn „Bogurodzica”, którego połowy słów na ogół nie rozumiemy. Kościół katolicki zna i rozwija rozliczne formy maryjnej pobożności. Kim jednak jest dla nas ta „łaski pełna” i „błogosławiona między niewiastami”? Kim jest ta istota tak czysta, tak doskonała, że aż prawie nierealna?

Z Jezusem jest nam mimo wszystko łatwiej się zaprzyjaźnić. Widzimy go, jak przemawia do tłumów, wędruje po drogach swojego kraju, rozmawiając z napotkanym i ludźmi o Bogu, ucztuje z przyjaciółmi, niekiedy unosi się gniewem, przez jednych jest uwielbiany, przez innych prześladowany, zostaje zdradzony, niezasłużenie cierpi, umiera…

A Maryja? Można by powiedzieć, że jako dyskretna, pokorna Matka pozostaje w cieniu swojego wielkiego, niezwykłego Syna. Dla scenariusza historii Zbawienia wystarcza to niewątpliwie, ale czy trafia do wyobraźni i wrażliwości współczesnego człowieka? Czy zafascynuje albo przynajmniej zainteresuje współczesną kobietę, dla której Maryja powinna stanowić wzór? Czy wreszcie w tym nadmiernym idealizowaniu Maryi nie kryje się przewrotny mizoginizm męskiej przecież hierarchii Kościoła katolickiego, niezrozumienie i lekceważenie rzeczywistej kobiety, a nawet strach przed nią?

Wystarczy jednak uważnie przyjrzeć się temu, co Ewangelie mówią o Maryi, aby zobaczyć kobietę z krwi i kości – żyjącą dwa tysiące lat temu, ale przecież bliską każdemu, a zwłaszcza każdej z nas. Najpierw więc izraelska dziewczyna dowiaduje się, że zostanie matką Boga i z pewnym wahaniem, a może nawet z trwogą, ale także z ufnością i wdzięcznością, jako całkowicie wolna ludzka istota przyjmuje swoje powołanie. Na to przyjęcie kobiecego powołania chciałabym położyć nacisk.

Nie każda kobieta musi i nie każda może czy powinna być matką, ale jako chrześcijanie wierzymy, że każda kobieta (i każdy człowiek) ma wyznaczoną przez Boga drogę, której akceptacja nie jest na ogół łatwa, jak nie była łatwa w przypadku Maryi. Skomplikowane jest zwłaszcza mądre korzystanie z własnej seksualności współcześnie, gdy nie możemy odwoływać się jak jeszcze kilkadziesiąt lat temu do wyraźnie określonych społecznych ról. Kim jestem jako kobieta i co z tego wynika dla moich życiowych wyborów? Maryja może tutaj pozostać interesującym wzorem i punktem odniesienia, ale tylko pod warunkiem, że postaramy się odnaleźć w niej naprawdę ludzkie cechy, że zobaczymy kobietę z krwi i kości, mającą ponadczasowe kobiece doświadczenia, radości i troski.

 Pierwsza ważna scena: Maryja, będąc w ciąży, wybiera się do swojej krewnej Elżbiety, która też spodziewa się dziecka. Bardzo to kobiece. Chodzi tutaj o budowanie i podtrzymywanie więzi rodzinnych albo ogólniej międzyludzkich. Dla kobiet bywa to ważniejsze niż zawodowa kariera, propagowanie słusznych idei, filozoficzny namysł nad istotą rzeczywistości. Kobiety dzięki naturalnej zdolności empatii mają możliwość wspierania innych osób choćby samą swoją obecnością i w sytuacjach, gdy mężczyznom wydaje się to czymś nadmiarowym, a nawet niepotrzebną stratą czasu czy energii. Maryja jest tu bardzo kobieca, wytwarzając odpowiedni klimat dla przyszłych zdarzeń, które wyczuwa może tylko niejasną intuicją - dla mającego nastąpić spotkania Jana I Jezusa.

Maryja, chociaż rodzi w nieoczekiwanych i niesprzyjających okolicznościach, stara się zapewnić Synowi odpowiednie warunki, ciepło, ubranie, pokarm, dopełnia stosownych obrzędów religijnych, wychowuje Jezusa, ucieka z Nim do Egiptu, aby uniknął śmierci z rąk ludzi Heroda, niepokoi się Jego zaginięciem w świątyni… Tak właśnie działa instynkt macierzyński, swoiście kobieca właściwość, która każe chronić i otaczać opieką nie tylko własne dziecko, ale też wszystko, co kruche, bezradne, zagrożone przez okrucieństwo świata. Kobieta to tradycyjnie strażniczka ogniska domowego, ale też szerzej: życia i duchowych wartości. Zachowująca wszystkie sprawy i rozważająca je w swoim sercu – aż nadejdzie chwila, gdy przyniosą widoczne owoce.

Ten aspekt życia Maryi pozwala zastanowić się nad miejscem kobiety w jej prywatnym życiu. Celowo nie piszę: w domu i rodzinie, bo nie można bagatelizować faktu społecznych zmian, które dzielą nas od czasów sprzed dwóch tysięcy, a nawet sprzed stu lat. Dziś kobiety chcą, mogą i powinny działać w różnych obszarach społecznego życia, stosownie do wspomnianego wyżej powołania, które może być bardzo różne. Naśladowanie Maryi wcale nie musi być jednoznaczne ze zgodą na tradycyjny patriarchalny model rodziny z kobietą w podrzędnej, często prawie niewolniczej roli. Wyklucza ono jednak na pewno upodabnianie się na siłę do mężczyzn pod względem wrażliwości, sposobu bycia czy realizacji życiowych zadań. Warto też przyjrzeć się macierzyństwu Maryi i nie traktować go z ckliwym sentymentalizmem, ale dostrzec w nim skomplikowany proces, który wymaga od kobiety chociażby całego szeregu trudnych decyzji, umiejętności organizacyjnych czy podejmowania ryzyka.

Myśląc o Maryi, która przez całe życie pozostawała tak blisko Jezusa jak nikt spośród ludzi, trudno nie zamyślić się nad współczesnymi sporami o miejsce kobiety w Kościele. Czy kobiety powinny być oficjalnie wyświęcanymi kapłanami? Takie pytanie wysuwa się na pierwszy plan we wszystkich dyskusjach na ten temat, wywołując wiele emocji. Ale chyba nie ono jest dziś najpilniejsze. Ważne byłoby raczej, aby Kościół katolicki, zwłaszcza w Polsce stał się miejscem, w którym kobiety mogą pełnić rzeczywiście odpowiedzialne funkcje i w którym ich głos jako członkiń Kościoła byłby słyszalny w różnych istotnych sprawach.

Spójrzmy na przykład na Maryję w Kanie Galilejskiej. To baczna obserwatorka która widzi, że zabrakło wina, rozumie potrzeby weselników, wstawia się za nimi u Jezusa i ostatecznie tak kieruje sprawami, że problem zostaje rozwiązany ku ogólnemu zadowoleniu. Nie jest to bynajmniej rola drugoplanowa. Bez Maryi, bez jej wrażliwości nie doszłoby do tego cudu. Tutaj widać swoiście kobiecą zdolność łagodnego rozwiązywania trudnych spraw, których mężczyźni niekiedy wcale nie dostrzegają i potrzebują dopiero kobiecej podpowiedzi, aby właściwie i skutecznie zadziałać. Nawet współczesna bizneswoman, polityczna działaczka czy dyrektorka dużej instytucji mogłaby znaleźć dla siebie w tej scenie materiał do refleksji o miękkim sprawowaniu kierownictwa.

Wreszcie Maryja pod krzyżem swojego Syna. Ciche kobiece cierpienie. Umiejętność pogodzenia się z tym, co nieuchronne i towarzyszenia do końca. Miłość heroiczna, która nie szuka swego i wszystko przetrzyma. Miłość niemająca nic wspólnego z przyjemnością. Odwieczna kobiecość, która ocala świat. Takie też bywają kobiety – niekoniecznie matki i niekoniecznie w literaturze. Statystycznie żyjące dłużej, więc częściej niż mężczyźni odprowadzające na cmentarz swoich najbliższych. Nierozpływające się później w eterze mimo rozpaczy, lecz uparcie odbudowujące rzeczywistość, która rozpadła im się wraz z odejściem ukochanych osób. Nie zawsze otoczone jak Maryja opieką Janową.

***

Kościół katolicki rozpoczyna z Maryją kolejny rok. Im bardziej będzie nam ona bliska, im lepiej zrozumiemy jej kobiecość, tym łatwiej nam będzie widzieć w niej wzór do naśladowania, opiekunkę czy pośredniczkę w naszych trudnych sprawach. Stąd tym razem rozważanie skupiające się na kobiecości Maryi – kobiecości uniwersalnej i atrakcyjnej także współcześnie. Fakt, że kobiecość to problem dla Kościoła, a Kościół z patriarchalizmem i mizoginizmem jego hierarchii to problem dla kobiet. Trzeba jednak o tym głośno mówić i szukać rozsądnych, ewangelicznych rozwiązań. Niech nam w tym pomaga w rozpoczynającym się roku Maryja Święta Boża Rodzicielka.

 

Rozważanie na Uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki Maryi, rok A1
 

 

Tezeusz
O mnie Tezeusz

Blog portalu Tezeusz; pod redakcją Michała Piątka Tezeusz jest portalem dla osób zainteresowanych problematyką religijną, kulturalną i społeczną. Zwracamy się jednak szczególnie ku katolikom i innym chrześcijanom, którzy pragną pogłębiania swej wiary, by móc pełniej żyć Ewangelią i owocniej świadczyć o Chrystusie w dzisiejszym pluralistycznym świecie. Wierzymy bowiem, że Jezus Chrystus jest źródłem sensu życia i zbawienia, a Kościół katolicki wspólnotą wiernych, powołaną do dawania świadectwa Bożej i ludzkiej miłości. Promujemy katolicyzm czerpiący z bogatej tradycji Kościoła, zdolny do twórczej obecności we wszystkich dziedzinach życia osobistego i publicznego oraz nie lękający się wyzwań współczesności.  Z "Misji" Tezeusza.  

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości