Zmartwychwstały Jezus spotyka uczniów w drodze do Emaus. Uczniowie początkowo „Go nie poznali”, a później, gdy dał im rozmaite znaki, gdy oswajał ich niejako ze swoją nadzwyczajną obecnością, „poznali”. To jedna z kilku przekazanych przez Pismo św. opowieści o tym, jak ludzie bliscy Jezusowi za życia rozpoznawali Go z trudem po zmartwychwstaniu. Tutaj rozpoznanie dokonało się w dwóch etapach. Najpierw toczyła się rozmowa i Jezus, pozwoliwszy uczniom na wyrażenie ich trosk i niepokojów, „wykładał im, co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego”. Już wówczas „serce w uczniach pałało”, choć nie uświadamiali sobie jeszcze w pełni, z kim mają do czynienia. Naprawdę zrozumieli to dopiero, gdy Jezus „zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im”.
Podobnie dwuetapowo Kościół prowadzi nas do pełnego spotkania z Jezusem we Mszy św. W liturgii słowa słuchamy fragmentów Pisma św. i homilii lub kazania, a także wyznajemy naszą wiarę i modlimy się o to, co ważne dla nas osobiście, dla naszej wspólnoty, dla całej ludzkości. Liturgia słowa jest ważnym emocjonalnym i intelektualnym przygotowaniem, które ma rozbudzić nasze serca i umysły, abyśmy mogli doświadczyć rzeczywistej obecności Jezusa w liturgii eucharystycznej. Jak w drodze do Emaus - po Słowie przychodzi pora na Chleb. Sakrament Eucharystii, którego pierwowzorem była Ostatnia Wieczerza i łamanie chleba dla uczniów w Emaus, pozwala nam zbliżyć się najbardziej, jak to tylko dla człowieka możliwe, do tajemnicy Zbawienia.
W 2003 roku Jan Paweł II poświęcił Eucharystii encyklikę Ecclesia de Eucharistia. Pisał tam między innymi: „Eucharystia, pojęta jako zbawcza obecność Jezusa we wspólnocie wiernych i jako jej pokarm duchowy, jest czymś najcenniejszym, co Kościół posiada na drogach historii”. „Eucharystia jest bramą nieba, która otwiera się na ziemi. Jest promieniem chwały niebieskiego Jeruzalem, który przenika cienie naszej historii i rzuca światło na drogi naszego życia”. „Chleb łamany na naszych ołtarzach, ofiarowany nam, jako pielgrzymom wędrującym po drogach świata, jest panis angelorum, chlebem aniołów, do którego nie można się zbliżać bez pokory setnika z Ewangelii: «Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój» (Mt 8, 8; Łk 7, 6)”. Brzmi to pięknie i poetycko, ale czy tak rzeczywiście dzieje się na naszych życiowych drogach, którymi podążamy niepewni, wylęknieni, nękani wątpliwościami jak idący do Emaus uczniowie?
Gdy tylko nie ponaglają nas jakieś przyziemne sprawy, chętnie wymieniamy opinie o życiu, śmierci, przemijaniu, Bogu, o Kościele i polityce, o współwyznawcach i innowiercach. Uczestniczymy w rekolekcjach i konferencjach. Dzielimy się swoimi przemyśleniami na temat Pisma św. Czytamy poradniki z zakresu duchowości, wywiady z religijnymi myślicielami zamieszczane w gazetach choćby przy okazji różnych świąt albo ambitnie sięgamy po klasykę filozofii czy teologii. Jedni pozostają na poziomie kawiarnianym, inni podejmują poważniejsze studia. Na pewno lubimy dyskutować, więc ta część drogi, podczas której uczniowie „rozmawiali i rozprawiali ze sobą”, nam również mija dosyć łatwo i jakby niepostrzeżenie.
Kłopot zaczyna się, gdy mamy powiedzieć Jezusowi: „Zostań z nami” i poprosić, aby ukazał się nam przy łamaniu chleba, czyli w sakramencie Eucharystii. Dla wielu katolików ten sakrament jest jednym z obowiązkowych obrzędów. Nie zapraszają Jezusa w żaden szczególny sposób przekonani, że tak czy owak zostanie z nimi, czy tego pragną, czy też nie. Inni czują się tym sakramentem zniewoleni, a nawet traktują go jako narzędzie przemocy Kościoła, który dopuszcza do udziału w Eucharystii pod określonymi warunkami, a może również nie dopuścić wcale. Tacy ludzie nie tylko nie proszą Jezusa, aby pozostał w ich życiu, lecz pozwalają Mu „iść dalej” w inną stronę, mówiąc raczej: „Odejdź, mamy teraz ważniejsze sprawy”. A bywają też tacy, którzy o nic nie proszą, bo stracili wszelką nadzieję, że Jezus mógłby pozostać z nimi, gdy wszyscy ich opuścili…
Spotkanie z Jezusem nie jest nigdy prywatną sprawą. Z Ewangelii dowiadujemy się, że dwaj uczniowie wyruszyli wkrótce z Emaus do Jerozolimy. Tam spotkali się z jedenastoma innymi, usłyszeli o tym, jak zmartwychwstały Jezus ukazał się Szymonowi i sami opowiadali, co ich spotkało w drodze. Tak rodził się Kościół. Z rozpoznawania Jezusa przy łamaniu chleba, z przekazywania tej historii innym, ze wspólnego cieszenia się obecnością Zmartwychwstałego.
Dziś często ludzie uważający się za chrześcijan lubią powtarzać: „Bóg tak, Kościół nie!”. W imię osobistej wolności odchodzą z Kościoła i rezygnują z eucharystycznej wspólnoty, czyniąc wiarę wyłącznie prywatną sprawą i próbując budować jednoosobowe kościoły. Tymczasem opowieść o uczniach z Emaus przypomina, że Jezus chce się nam ukazywać właśnie w ożywianej i rozświetlanej Eucharystią żywej wspólnocie Kościoła, chce nas spotykać na różnych życiowych drogach i gromadzić przy wspólnym stole. Owszem, jest to piękne, chociaż bardzo trudne przesłanie, lecz radość ze zmartwychwstania zabarwia je nadzieją.
Rozważanie na III Niedzielę Wielkanocną, rok A1
Blog portalu Tezeusz; pod redakcją Michała Piątka
Tezeusz jest portalem dla osób zainteresowanych problematyką religijną, kulturalną i społeczną. Zwracamy się jednak szczególnie ku katolikom i innym chrześcijanom, którzy pragną pogłębiania swej wiary, by móc pełniej żyć Ewangelią i owocniej świadczyć o Chrystusie w dzisiejszym pluralistycznym świecie.
Wierzymy bowiem, że Jezus Chrystus jest źródłem sensu życia i zbawienia, a Kościół katolicki wspólnotą wiernych, powołaną do dawania świadectwa Bożej i ludzkiej miłości. Promujemy katolicyzm czerpiący z bogatej tradycji Kościoła, zdolny do twórczej obecności we wszystkich dziedzinach życia osobistego i publicznego oraz nie lękający się wyzwań współczesności.
Z "Misji" Tezeusza.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości