Tezeusz Tezeusz
182
BLOG

Dorota Łodziak: IDŹ DO DOMU

Tezeusz Tezeusz Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Nikt nie zbawia się w pojedynkę

Wyobrażam sobie scenę, w której do naszej małej kaplicy nagle ktoś wnosi chorego człowieka. Pewnie przypomina ono miejsce, w którym przebywał Jezus,ze zapewne nie było zbyt dużym pomieszczeniem. Wiemy jednak, że było zapełnione ludźmi i nie sposób było przecisnąć się do Jezusa. Nasza kaplica też jest mała. W kościelne uroczystości ciężko się u nas pomieścić, ludzie siedzą w korytarzu, stoją w drzwiach. Wiem, jakie to czasem budzi emocje, gdy dla kogoś „zabraknie” miejsca. Już widzę niezadowolenie, niezrozumienie, może złość ludzi, którzy zobaczyli przyjaciół paralityka.We mnie tak szybko pojawiają się negatywne emocje. Pewnie nie jeden oburzał się, że znaleźli sobie wg nich niewłaściwe miejsce, czas, zawracają Jezusowi głowę jednym człowiekiem. Z powodu wielkiego tłumu nie mogli go wnieść - mówi Ewangelista. Każdy przyszedł słuchać, może prosić w swojej sprawie. Przecież nikt nie wpuści nikogo przed siebie...

Przyjaciele sparaliżowanego znaleźli jednak sposób, pewnie dla wielu oburzający...i nie łatwy zapewne do realizacji. A jednak to zrobili! Jakie motywy były w ich sercu? Wierzyli, że Jezus może uzdrowić chorego? A może chory tak bardzo wierzył, że tak się stanie, iż musieli zrobić wszystko by to sprawdzić? Może mieli go dość, dość jego choroby, zależności, słabości? Tak łatwo bowiem przecież towarzyszyć temu komu dobrze się wiedzie, bo i nam wtedy jakoś lepiej i raźniej. Co przyjaciele mieli w sercu, co chory miał w sercu, że Jezus zanim uzdrowił jego ciało, postanowił dotknąć jego duszy?

I znów widzę moją kaplicę, i wiele parafii, w których byłam...dużo ludzi, zapełnione ławki...Eucharystia. Znów przyszedł Jezus i przemawia do uczonych w piśmie, do tych, którzy przyszli ze swojej prywatnej Galilei, Jerozolimy...przyszli słuchać, ale czy słyszą? Nie raz widziałam obrazy młodych ludzi siedzących w ławkach i staruszek stojących obok. Nie raz widziałam złe spojrzenia, kpiący wzrok jednych wobec drugich...a wszyscy przyszli „spotkać” Jezusa. Widzę też siebie, często zamyśloną, zatrwożoną własnymi problemami, grzechami, nie widzącą innych, proszącą za siebie. A Ty gdzie siebie widzisz? Na Eucharystii wnosisz właśnie paralityka w swoim sercu, modlitwie czy może jesteś tym, który zagradza innym drogę by mogli usłyszeć, dotknąć Zbawiciela? Cieszę się, że w starokatolicyźmie odnalazłam dla siebie nadzieję. Dziękuję tym, którzy powiedzieli mi o tym, że Komunia jest wspólnotą, tych którzy nawzajem siebie zanoszą. Dziękuję, że w tej teologii Komunia nie jest nagrodą dla „grzecznych” dzieci a pokarmem w drodze do domu. Ma być wzmocnieniem dla mnie, która wciąż upadam, bym miała siłę się podnieść lub by inni mogli mnie zanieść do domu.

Przyjaciół było kilku, nie jeden. A nam brak czasami w życiu choć jednej zatroskanej o nas osoby. To dla mnie wielkie zadanie by dostrzegać potrzeby innych,ale też by umieć razem z innymi zrobić coś dla kogoś, niekoniecznie tak jak ja chcę i nie koniecznie po swojemu. Czy jeden człowiek sam mógłby przynieść chorego do Jezusa? Zapewne tak, jeżeli dałoby radę. I my czasami też dajemy radę zrobić coś w pojedynkę. O wiele trudniej jest zrobić coś wspólnie. To dostrzegam każdego dnia w swojej wspólnocie. Moje braki, braki innych utrudniają nam robienie czegoś wspólnie. A tak wiele razem można by zrobić dla innych. Co stoi na przeszkodzie, jakie znajduję wymówki? Ja znajduję ich wiele...

Kościół to ja i ty, to my...wezwani do niesienia innych. Czasem byciem, czasem rozmową, szczególnie modlitwą, sakramentami. Wszystkie sakramenty zawsze dzieją się tam, gdzie „dwóch albo trzech...”. Bez Kościoła nie ma posługi, bez Kościoła nie ma komu służyć, a my sami...pewnie prędzej zagrodzimy drogę niż zrobimy dla kogoś przestrzeń. Dziś w drugą już Niedzielę Adwentu odliczam dni do Bożego Narodzenia. Moja droga coraz krótsza, cel coraz bardziej widoczny,a teksty liturgiczne już nie mówią o obietnicy a o przekonaniu, że Zbawiciel nadchodzi. Potrzeba mi jeszcze uwierzyć i zanieść tę nowinę innym lub zanieść ich do Jezusa. Nie zawsze będzie to wymagało nieziemskich wysiłków, czasem wystarczy podarowanie komuś dobrego słowa, uśmiechu albo poczęstowanie kostką czekolady. Dziś tak wiele osób zatraciło sens bycia Kościołem, sens bycia w Nim. Stał się dla nich obcy, często wrogi. Również czas adwentu już dla niewielu jest czasem oczekiwania...czasem wędrowania w drodze do Jezusa.

Dziś, gdy byłam w sklepie odbywała się zbiórka na rzecz ubogich. W koszu nie było zbyt wiele. Dlaczego? A przecież każda jedna czekolada mogłaby przynieść komuś radość, bo razem możemy więcej. Gdy przychodzi zbierać na jakieś cele często słyszę teksty,że co komu po mojej marnej złotówce? Inni mają więcej, mogą dać coś wartościowego. Jednak jeżeli on da i ja to razem tworzymy więcej! To jednak tylko "świąteczne akcje" .Ci którzy są wokół nas, w naszej wspólnocie, poza nią, w naszej rodzinie, poza nią, itd. potrzebują nas na co dzień.

Jezus dziś mówi do sparaliżowanego: IDŹ DO DOMU! I od razu przypomina mi się tekst Ewangelii, że „ w domu Ojca mego jest mieszkań wiele” . Jest w nim też miejsce dla mnie i dla Ciebie, pod warunkiem, że uwierzę, że w domu ktoś czeka, tak jak paralityk wierzył, że Jezus może go uzdrowić. Czasem ktoś nie ma sił by wybrać ścieżkę do domu, czasem nie zna drogi. Jestem jednak ja by ją wskazać bądź by zanieść go tam, gdzie jest „mieszkań wiele”.

Każdego dnia swojej pracy widzę ludzi, którzy zatracili bądź nigdy nie odczuli znaczenia domu. Dom to jednak nie budynek, a to co w nas i pomiędzy nami. Sam budynek, gdy jest pusty nie buduje bezpieczeństwa. Przestrzeń, w której panuje zima, w której ludzie nie darzą się szacunkiem i miłością przestaje być miejscem, w którym warto żyć. Zaczynam na nowo budować dom, dom relacji pomiędzy mną a innymi ludźmi... Idę do domu, zabieram Cię ze sobą, zabierz i mnie w swojej modlitwie. Bo podobno do nieba nie idzie się samotnie...

Pomódlmy się za tych „paralityków”, którzy nie mają przyjaciół, aby mogli ich zanieść do Jezusa. Pomódlmy się za tych, którzy czują się samotni i zapomniani...to piękna tradycja w mojej wspólnocie, a najlepiej spróbójmy ich odszukać i zmienić ich samotność w bycie razem.

Modlitwa Marii Noel  

"Boże mój, nie kocham Ciebie, nie pragnę Ciebie. 

Męczę się Tobą. A może nawet nie wierzę w Ciebie. 

Spójrz jednak na mnie, choćby w przelocie. 

Zagość przez chwilę w mojej duszy,

zrób w niej porządek Swoim bezwietrznym

tchnieniem, nic mi nie mówiąc. 

Jeżeli chcesz, abym w Ciebie uwierzyła,

obdarz mnie wiarą. 

Jeżeli chcesz, abym Cię pokochała,

obdarz mnie miłością, bo mi jej brak i nic na to

nie poradzę. 

Ale oddaję Ci to, co mam -

moją nędzę, moje cierpienie i

tę słabość, która mnie niepokoi,  

a którą na pewno widzisz, i beznadziejność,

i ten szalony wstyd. 

Moje zło, tylko zło...

I moją nadzieję! To wszystko".

www.tezeusz.pl

 

Rekolekcje Adwentowe Tezeusza 2013

Rozważanie na Poniedziałek II tygodnia Adwentu , rok A2
 
 
Polecamy także
Tezeusz
O mnie Tezeusz

Blog portalu Tezeusz; pod redakcją Michała Piątka Tezeusz jest portalem dla osób zainteresowanych problematyką religijną, kulturalną i społeczną. Zwracamy się jednak szczególnie ku katolikom i innym chrześcijanom, którzy pragną pogłębiania swej wiary, by móc pełniej żyć Ewangelią i owocniej świadczyć o Chrystusie w dzisiejszym pluralistycznym świecie. Wierzymy bowiem, że Jezus Chrystus jest źródłem sensu życia i zbawienia, a Kościół katolicki wspólnotą wiernych, powołaną do dawania świadectwa Bożej i ludzkiej miłości. Promujemy katolicyzm czerpiący z bogatej tradycji Kościoła, zdolny do twórczej obecności we wszystkich dziedzinach życia osobistego i publicznego oraz nie lękający się wyzwań współczesności.  Z "Misji" Tezeusza.  

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo