Tiwaz Tiwaz
151
BLOG

Mądrzy i prawi z art. 286

Tiwaz Tiwaz Gospodarka Obserwuj notkę 1

Rzeczowy pan minister Czarnek, powiedział, że skandal. Rzecz cała przemknęła przez Salon niezauważona, zapewne z racji raczej geriatrycznego składu salonowych blogerów, piszącego te słowa nie wyłączając, co to nie koniecznie interesują się jak obecnie orły nauki polskiej szlamują swoich studentów, ale może warto do sprawy wrócić albowiem zjawisko, choć nienowe, to warte rozbiorów ze względów poznawczych.

Otóż we wtorek (jak wiadomo wtorek jest dniem tygodnia poświęcony prawdzie) 2 marca portal Interia (póki co we władaniu złowrogiego Ringiera Aksela i Szpringiera, ale jak my trochę podrośniemy...) ujawnił treść pogawędki, która miała miejsce wśród osób zaufanych, w gronie nauczycieli akademickich, a która służyła podzieleniu się doświadczeniami w zakresie metod i technik. Dzielenie się doświadczeniami w zakresie metod i technik jest w świecie akademickim praktyką stałą i ze wszech miar słuszną, niemniej chórek niewdzięcznych żaków, co to kutwią i grosza żałują swym praeceptores, podniósł aż pod niebiosa wołanie, że owi praeceptores sposobami ich zlewają, nie bacząc na bezmiar żakowskiej wiedzy, z tak wielkim trudem (i kosztem lub-podobnie-działającego-środka) przyswojonej. Rzeczowy pan minister Czarnek, jako pretor całej korporacji, nie mógł nie zareagować: musiał powiedzieć, że skandal. Nie tylko, że powiedział, ale takoż żądał wyjaśnień, ale nie spowiadał ze sknerstwa żaków, ino praeceptores ze sposobów. Dał im w czwartek (dzień grzmotów) 3 dni na to, by się z onych strychów a przemysłów opowiedzieli, pokajali i wota przebłagalne złożyli. Prawdać, nie wiadomo, które to 3 dni dał rzeczowy pan minister bakałarzom i cała rzecz raczej przyschnie, bo przecież nie o to chodzi naszej władzy, żeby kogoś karać, co to, to nie.

Cała rzecz przywodzi hałdy niepięknych skojarzeń i wypominek, które jednak pominiemy, by przyjrzeć się tylko jednemu z aspektów akademickiego szwindlu, za to bazującemu całkowiecie na zlewaniu.

Otóż pewien (aczkolwiek zapewne nie jedyny) wydział uczelni wyższej w naszym potencjalnie szczęśliwym kraju, uczynił sobie źródło utrzymania z zawierania umów o świadczeniu usługi edukacyjnej z frajerami, co do których nie miał nigdy ani zamiaru, ani możliwości spełnienia świadczenia objętego umową. Wydział to inaczej fakultet, a fakultet to np. w USA ogół kadry naukowej instytucji (ostatnio w Salonie jest moda na dywagacje językowe, zwłaszcza za sprawą pewnego miłośnika przestarzałych słowników i zawartych w nich anachronicznych wywodów), tak więc chodzi nam o grupę ludzi połączoną wspólnym celem i działającą w sposób zorganizowany dla tego celu osiągnięcia. Cel to oczywiście, jak mawiano przed laty, odessanie bądź wyszlamowanie frajerów. Cóż więc grupa biegłych w prawie światłych ludzi czyni? Ano ogłasza nabór na studia prawnicze dla wszystkich, co zdali maturę. I na konto fakultetu wpływa trochę ponad półtora miliona złotych. Oczywiście nie bezpośrednio do kieszeni fakultetu (w znaczeniu kadry) - tak się tego nigdy nie robi, o nie. Pieniądze ma fakultet i zapłaci nimi za zajęcia ze studentami "niestacjonarnymi", za bezcenne badania naukowe, udzieli nioprocentowanych pożyczek - sposobów są setki. Fakultet (instytucja) ma jedną salę audytoryjną, która z trudem mieści cały ten I rok prawa. 1000 osób. Gdyby na drugim roku było również 1000 studentów, to nie byłoby już ich gdzie upchać. Ale fakultet wie, co robi. Po pierwszym semestrze część frajerów zdaje, część ma wpisy warunkowe (za dodatkową opłatą, oczywiście). I znów półtorej bańki trafia na konto fakultetu. I tu się kończą sentymenty, bo trzeba zrobić miejsce dla następnego rocznika frajerów. Więc na koniec roku zlewa się 900 spośród 1000.

Czy fakultet kiedykolwiek miał zamiar spełnienia świadczenia umownego? Czy zawierał umowy ze studentami w dobrej wierze? Czy dopuszczał możliwość, że wszyscy zdadzą? Czy na odwrót, ustalano kryteria tak, aby pozbyć się dziewięciu dziesiątych studentów? Jak to się działo, że na drugi semestr zapisywano prawie wszystkich, a odsiew następował na koniec roku akademickiego?

To taki przyczynek do badań nad kondycją moralną nauki polskiej, ze szczególnym uwzględnieniem dziedziny prawa, której to dziedziny przedstawiciele mają zwykle tyle do powiedzenia w kwestiach jak jest i jak być powinno, i co jest słuszne, a co nie, a co sprawiedliwe, a co niegodne, itd, itp.

Tiwaz
O mnie Tiwaz

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka