tkwtkw tkwtkw
435
BLOG

Te prymitywne buraki ze wsi .....

tkwtkw tkwtkw Społeczeństwo Obserwuj notkę 25

Od urodzenia byłem „miastowy” a oOd prawie 20 lat mieszkam na wsi i przyglądam się tutejszym ludziom.

Życie na wsi to model życia którego fundamentami są logika, celowość działania, odpowiedzialność, konieczność dogadywania się z innymi, zasada „musisz sam zrobić bo nikt za ciebie tego nie zrobi”, zasada „zrób solidnie, bo za chwilę będziesz poprawiać” (pamiętam jak pracowałem w korpo to najsolidniejsi byli ludzie ze wsi – byli nauczeni solidnej roboty).

Państwo jest daleko, czasem trzeba coś załatwić w gminie, ale poza tym każdy musi zadbać o siebie sam. Musi postawić dom, musi o niego dbać (to nie miasto, tu nie ma zarządcy do którego się dzwoni bo woda się leje, jak przecieka dach to gospodarz musi za jego naprawę zapłacić, ja pół roku temu zapłaciłem 50.000). Musi zarobić na siebie, rodzinę i gospodarstwo, ale jest zdany na przyrodę i wymagania władzy - jak ma sad i mróz wymrozi kwiaty, to nie tylko nic nie zarobi ale jeszcze dopłaci, bo prace przy sadzie i tak musi wykonać (cięcie drzew, opryski, niszczenie zielska, wymiana drzewek). Opryski są piekielnie drogie, kolega zajechał do mnie wracając ze sklepu – środki które kupił mieściły się w pudełku od butów a zapłacił ponad 6.000 zł. A taki sad jabłoniowy trzeba pryskać ze 20 razy w roku. Ryzykuje cały czas, jak założy sad to nie na rok czy 2 lata, sad zakłada się na dziesięciolecia i jest uzależniony od cen owoców i pogody. Kilka lat temu cena truskawek była tak marna, że nie opłacało się ich zbierać bo trzeba było za zebranie łubianki zapłacić więcej niż potem jej cena na giełdzie. A truskawki sadzi się na 4-5 lat. Jak posieje zboże, to z 1 ha zarobi może 2.000 zł, nie więcej, więc gospodarstwo 20 ha miałoby dochód 40 tys. rocznie – na wszystko. Nikt mu nic nie da ale ludzie wzajemnie sobie pomagają, tu nie ma tej anonimowości jaka jest w mieście, gdzie często nie znamy sąsiada, bywa, że trup leży w mieszkaniu tygodniami zanim ktoś się zainteresuje. Ludzie muszą się między sobą dogadywać, zdarzają się waśnie ale nie idą za daleko, bo "on jest i będzie moim sąsiadem, jakoś trzeba obok siebie żyć". Na wsi jest taki zwyczaj który zmusza ludzi by się dogadywali – jak gmina czy sołtys ma coś do przekazania, to nie jeżdżą od domu do domu tylko „puszczają kartkę z informacją” – i kartkę przekazuje się sąsiadowi, on swojemu itd., to powoduje, że od czasu do czasu sąsiedzi muszą się spotkać, co znakomicie łagodzi spory. Każdy ma swoją rolę do spełnienia - mężczyzna pracuje w polu, żona zajmuje się domem i obejściem (dla feministek - często to ona jest sierżantem, jak mawia mój kolega pracujący w wojsku), dzieci pomagają jak potrafią, darmozjadów się nie toleruje (syn mojego sąsiada potrafił jechać traktorem jak miał 10 lat, początkowo tylko na wprost, ale dawał radę). O zwierzęta się dba, bo one są PO COŚ, one też pracują więc swoje muszą dostać. Pies pilnuje obejścia, więc ma budę i jedzenie, kot jest półdziki ale myszy trzyma w szachu, więc dostaje jedzenie, krowa jest po coś, świnia też – jak krowa padnie to gospodarz traci. Proste. Wiejski pies czy kot mają życie 1.000 razy lepsze niż te miejskie – bo żyją zgodnie z tym do czego je stworzyła Natura, mają ruch, towarzystwo „krewniaków”, jedzenie itd. Widywałem dobermany w mieście w kawalerce, zapasione, wychodzące rano i wieczorem na 15 minut.

Dopłaty unijne gospodarz bierze skoro są, ale chętnie by z nich zrezygnował byle unia nie wtrącała mu się jak ma gospodarować – a każde kolejne wymaganie podnosi koszty. Sąsiadce Unia zabroniła mieć kury na własny użytek – po podwórku biegało z 10 kur i miała najlepsze jajka na świecie, teraz Unia zakazała. Tzw. patologia też jest (jak i w mieście), ale nikt ich nie szanuje. W sąsiedniej gminie wójtowa kazała gospodarzowi spuścić psy z łańcucha (były wiązane tylko na dzień), no to wykonał polecenie i teraz przez wieś nawet rowerem nie przejedziesz, do sklepu nie pójdziesz, bo rządzi wataha 3 wilczurów, atakują nawet samochody.

Nieuczciwa konkurencja Ukrainy to problem trwały, nie na jeden rok. Za Gierka traktor kosztował tyle co zboże z 10-15 ha, teraz tyle co zboże z 30-40 ha.

W sąsiedniej wsi znajomy ma 54 ha, czyli to już duże gospodarstwo. Syn przeniósł się do miasta, zarabia „na rękę” chyba z 8. tys. i się cieszy, wyjdzie z pracy o 16 i może robić co chce. Mój sąsiad często jeździ traktorem przez całą noc – bo swoje musi zrobić (traktory mają mocne światła nie po to by jeździć po drogach tylko by jeździć w nocy po polach). Kilka la temu deszcz lał przez 2 tygodnie akurat w czasie kwitnienia wiśni – owoców nie było, bo jak w ulewie miała przylecieć pszczoła i zapylić ?. Chyba 13 lat temu na początku maja (kwitną jabłonie i grusze) mróz wymroził kwiaty – ja powinienem mieć ponad 10 t jabłek, zebrałem może ze 100 kg. W mojej wsi rano powiesiło się 2 gospodarzy – poszli do sadu, obejrzeli skutki mrozu i wzięli sznur.

Jakby gospodarz policzył ile godzin pracuje on i rodzina i porównał z dochodem, to wyszłoby mu może z 10 zł / h pracy (dlatego on nie pracuje 8 h / dobę …. on mieszka w swojej pracy i nie ma takiego momentu żeby powiedział „zrobione, mam wolne”).

Znajomy ma sad leszczyny. Za 1 kg orzechów od przynajmniej 10 lat jest ta sama cena – jak było 8 zł / kg tak jest 8 zł / kg.

Sad trzeba co rok przycinać, są więc sterty gałęzi. Spalić ich nie wolno a jak zadzwoniłem do miejskiej ciepłowni i zaproponowałem „zabierzcie je za darmo, macie rozdrabniacze a tego uzbiera się kilka wywrotek, zaoszczędzicie na węglu” – powiedzieli że im się nie opłaca, ale może przyjadą w lipcu. A ja czekać do lipca nie mogę, bo zielska w sadzie nie skoszę (nie przejadę bo leżą sterty) a jak zielsko urośnie to nie da się tych stert ruszyć a i ominąć nie ma jak. Spaliłem, nie było innego wyjścia.

Wymieniłem ogrzewanie węglem na gazowe, kosztowało mnie to ponad 30.000. Cieszyłem się ale krótko – okazuje się, że Unia ogrzewanie gazem też uważa za „be” i prawdopodobnie nakaże zmianę (na elektryczne ? a to że ktoś musi prąd wyprodukować, to kogo to obchodzi ?).

Śmieci muszę segregować, ale jak przyjadą to wrzucają do jednego pojemnika. Ale kasę biorą większą – za segregację.

Gdy chciałem wziąć psa ze schroniska to miastowi mądrale kazali mi chodzić z pieskiem na spacery. Na wsi.

Ludzi do pracy nie ma, kiedyś płaciłem 5 zł / h, teraz nikt nie przyjdzie nawet za 25 zł. Gospodarze likwidują pola truskawek, sady i uprawy pracochłonne, bo kto będzie pracował ? Gospodarz sam zboże czy rzepak zasieje, ale na nich gówno zarobi. Kolega miał pole rzepaku i ubezpieczył – przyszedł mróz i dostał odszkodowanie – połowę tego co zapłacił ubezpieczalni. A potem miastowi narzekają na rosnące ceny – skoro truskawek jest coraz mniej, to muszą drożeć. A zbieraczowi truskawek trzeba dać kwaterę, jedzenie (czasem także papierosy i wódkę), w tym roku za zebranie trzeba zapłacić 3 zł / łubiankę, kupić łubianki, zapłacić za prąd, wodę, pościel, wozić rano na pole, w południe z pola na obiad, po obiedzie na pole, wieczorem z pola, pojechać na giełdę i sprzedać, przez cały rok pielić, opryskiwać, nawozić, nawadniać. Koszt wyprodukowania łubianki truskawek dobija do 10 zł a w skupie w tym roku płacą 7 zł. Rok temu było 5 zł. Znajomi (dwaj bracia) mieli 4 ha truskawek – przez miesiąc spali po 3 h / doba, zarobili 0 zł (dobrze że odzyskali koszty).

Kto nie ma wody – nic nie zwojuje. Studnie głębinowe są na prawie każdym gospodarstwie, za kilka lat zabraknie nawet tej wody.

Obok znajomego remont trasy ekspresowej. Zabrali mu pół podwórka i mają w dupie, że on teraz ma kłopoty – do garażu nie ma jak wjechać, wartość domu spadła tak że nikt tego nie kupi, nie może się wynieść w inne miejsce, do swojego sadu ma teraz ponad 10 km (ale sad jest w linii prostej ze 200 m od niego, widzi go tyko najbliższy przejazd ma 5 km od domu).

Właściwie wszyscy mają pokończone jakieś szkoły wyżej niż liceum, wielu ma skończone studia. Samochód prawie w każdym gospodarstwie jest, więc można do stolicy do kina czy teatru pojechać i śmiem twierdzić że mało który warszawiak bywa w teatrze tak często jak mój sąsiad – dla miastowych prymitywny burak. Wiejskie sklepy znikają bo są zbędne, łatwiej i taniej raz na jakiś czas wziąć autko i pojechać na zakupy do Lidla. Ludzi wkurwia gmina, bo wielu pamięta że 30 lat temu urząd gminy to był wójt i 5 pracowników, teraz jest ich 50-ciu, na ich pensje idzie już ponad 10% budżetu gminy. Znajomy zgłosił do gminy że trzeba przy drodze wyciąć drzewa, bo uschły i w każdej chwili mogą się przewrócić. Wycieli – czekał na to 9 lat a samemu wyciąć nie wolno.

Śmiem twierdzić, że taki „młody wykształcony w dużego miasta” nie poradziłby sobie na wsi, ale uważa się za lepszego od tego „buraka”. Z drugiej strony nie słyszałem by ktoś przeniósł się do miasta i tam marnie skończył.

tkwtkw
O mnie tkwtkw

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (25)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo