23 grudnia 2005 roku zaprzysiężony został przed Zgromadzeniem Narodowym Lech Kaczyński na prezydenta Rzeczypospolitej Polski. Czas tych czterech lat, które dzielą nas od tamtej chwili wypełniony był wieloma wydarzeniami na scenie politycznej RP. Polska w tym czasie miała trzech premierów, przeszedł przez nasz kraj kryzys ekonomiczny, przyjęliśmy traktat lizboński, głosowaliśmy w przedterminowych wyborach parlamentarnych i w samorządowych. Przez te cztery lata nie zmieniło się jedno, wzmożona krytyka względem Lecha Kaczyńskiego. Czy jest ona słuszna? Czy obecny prezydent może liczyć na mniejszą przychylność ludzi niż poprzedni? Czy używa za dużo wet? Na te pytania trzeba sobie odpowiedzieć przed wyborami w 2010 roku, kiedy to Lech Kaczyński prawdopodobnie będzie ubiegał się o reelekcje.
Pierwsze dwa lata kadencji Lecha Kaczyńskiego przebiegały pod znakiem bliźniaczych rządów. Po podwójnym zwycięstwie PiS w wyborach, w Polsce na szeroką skalę miała rozpocząć się budowa IV Rzeczypospolitej. Już w na przełomie października i listopada było jasne, że program ten będzie musiał być realizowany bez Platformy Obywatelskiej. Rozmowy koalicyjne zostały zerwane. Nie wiadomo o co poszło, ale można doszukiwać się zhańbionej dumy PO, po podwójnej porażce wyborczej. Trudność jaka spotkała Lecha Kaczyńskiego na początku kadencji to przyjęcie Kazimierza Marcinkiewicza jako premiera. Polityk cieszący się dobrymi notowaniami wśród społeczeństwa nie był przekonujący dla prezydenta. Udało się jednak współpracować, a role kooperatora sprawował Jarosław Kaczyński.
Znaczna krytyka spadła na obu braci po objęciu funkcji Prezesa Rady Ministrów przez Jarosława Kaczyńskiego i zawarciu koalicji z Samoobroną i LPR. Ten czas rozpoczyna zniżkowanie notowań Lecha Kaczyńskiego w sondażach. Jasny i oczywisty był sposób podziału rządzenia. Np. polityką zagraniczną kierował pałac, czego potwierdzeniem jest obsada stanowiska ministra Spraw Zagranicznych przez Annę Fotygę, dawnego współpracownika prezydenta.
Czas do rozwiązania parlamentu – jesienią 2007 roku był czasem realizacji politycznych założeń prezydenta Lecha Kaczyńskiego w sposób widoczny, było to o tyle proste, że rządzący obóz był bliski ideowo i programowo prezydentowi.
Zmiana rządów, jaka nastąpiła po wyborach rozpoczęła serie znacznych nieporozumień. Pamiętamy choćby to z samolotem. Nie szukam w tych sporach winnych, bo jest to trudne. Przy dzisiejszej polaryzacji ośrodków opiniotwórczych można zapoznać się z tezami, że wina leży po stronie prezydenta lub po stronie rządów. Oczywiste wydaje się, że spór rozwiązać jest trudno, a gdy wtóruje mu pan Palikot, bardzo trudno. Odkąd premierem jest Donald Tusk twierdzi się, że prezydent wetuje wszystko co ważne dla rządu. Przyjrzyjmy się tym wetom. Jako pierwsze na tablice wysuwa się to związane z ustawą o reformie służby zdrowia. Program Lecha Kaczyńskiego w tej sprawie był następujący: w kampanii wyborczej obiecał, że nie pozwoli na prywatyzację szpitali. Projekt przedstawiony przez minister Kopacz takową w jakiejś części zakładał, tutaj należy szukać powodów użycia prerogatywy prezydenta do ponownego rozpatrzenia ustawy. Kolejnym głośnym sprzeciwem była ustawa medialna. Prezydent w programie zakładał utrzymanie telewizji publicznej. W jego odczuciu ustawa ta była zagrożeniem dla finansów TVP, co zostało potem uzasadnieniem weta. Pozostałe weta to w dużej części projekty komisji „Przyjazne państwo”, budziły one wiele kontrowersji. Głębszą ich analizę pozostawiam czytelnikom. Jeśli chodzi o ilość, to Lech Kaczyński razem zawetował do tej pory mniej ustaw niż Kwaśniewski. Nie korzysta więc z tego uprawnienia ponad miarę. Znaczące jest, że większość wet upadła podczas kolejnego głosowania w sejmie. Nie zauważyłem wśród tych ustaw żadnej, która byłaby zbieżna z polityką Lecha Kaczyńskiego.
Mówi się także o psuciu polityki międzynarodowej naszego kraju poprzez dwugłos w stosunkach z innymi państwami. Tutaj decydujący jest brak komunikacji pomiędzy pałacem, a KPRM i MSZ. Oceniam pozytywnie zaangażowanie prezydenta w sprawy wschodnie. Odnotowuje fakt podpisania Traktatu Lizbońskiego, zgodnie z obietnicą po zaakceptowaniu go przez Irlandczyków.
Lech Kaczyński realizuje swój program przez lata kadencji, jest na tyle silnym prezydentem na ile pozwala mu konstytucja. Zarzuty, że nie jest prezydentem wszystkich Polaków, a tylko części związanej z PiS-em, sprawiedliwe być nie mogą. Dla mnie prezydent jest wykonawcą swoich zamierzeń. Gdyby tylko to zauważono, łatwiej byłoby zrozumieć jego decyzje. Doszukuje się w jego działaniach złośliwości. A ja się pytam: kto z kim te wybory przegrał? A najczęściej mści się przegrany.
Inne tematy w dziale Polityka