Tomasz Matynia Tomasz Matynia
35
BLOG

„Tusku już nie musisz”

Tomasz Matynia Tomasz Matynia Polityka Obserwuj notkę 22

Decyzja premiera Donalda Tuska spadła jak grom z nieba na opinię publiczną. Rozmawiając o tym wydarzeniu ze swoim kolegą mieliśmy jednakowe spostrzeżenie. Chodzi o moment w którym premier tę decyzje ogłosił. Podobnie spostrzegło wielu Polaków. Chwila, którą ofiarował nam Donald Tusk miała jedną przyczynę. Dzięki zamieszaniu skorzystać miał Mirosław Drzewiecki. Jutro w prasie publicystyka pełna będzie opinii na temat wyborów prezydenckich, a nikt nie zauważy nerwów dawnego ministra sportu podczas posiedzenia komisji śledczej badającej aferę hazardową. Pewnie szanowna komisja będzie skłonna porozmawiać z panem Drzewieckim jeszcze raz, więc zająć się rzeczywiście należy  deklaracją premiera RP.

Dziennikarze i politycy zastanawiają się nad przyczynami takiej decyzji. Jest tych przyczyn wiele i postanowiłem je tutaj wymienić, mimo wielu głosów komentarza w tej sprawie. Polaryzacja powodów jest szeroka i zaczepia o wiele dziedzin działalności Tuska. Od rzeczywistego wg niego rządzenia krajem przez podłoże partyjne, aż po sprawy osobiste. Spróbuje dać zadość zastanawiającym się dlaczego „Tusku już nie musisz”.
Donald Tusk sformułował tezę, która brzmi w tonie odpowiedzialności za Polskę i za rządzenie krajem. Stwierdził także, że realna władza jest w rządzie. Powinien raczej użyć czasu przyszłego. Wg jego planu politycznego prawdziwa władza dopiero będzie w rządzie. Premier polskiego rządu ślepo wierzy, że prezydentem i tak będzie ktoś z Platformy. W takiej sytuacji Tusk przebuduje system władzy wykonawczej na system kanclerski. Zniknie jego wewnętrzny paradoks. Będzie mógł rządzić jednoosobowo.
Po dezercji, czy też wyrzuceniu Grzegorza Schetyny, Donald Tusk stracił zaufanego człowieka, który byłby lojalnym premier, dla którego prerogatywy od rządzącego w pałacu Tuska byłyby wiążące. Każdy inny na tym stanowisku przejawiałby pewną sferę samodzielności i niezależności. W momencie zmiany frontów relacji Tusk – Schetyna, ten pierwszy zaczął snuć nowy plan polityczny.
Właśnie w osobie przewodniczącego Klubu Platformy, a dawnego wicepremiera, widzę powód rezygnacji z ubiegania się o urząd prezydencki. Grzegorz Schetyna z głównego zwolennika stał się zdecydowanym przeciwnikiem w realizacji planu premiera Donalda Tuska. Po ewentualnej wygranej w wyborach to Schetyna objął by rządy w PO. I tutaj jest kolejny powód rezygnacji. Ten partyjny. Jeśli w wyniku zmiany przewodniczącego nie doszłoby do rozwarstwienia partii to na pewno powstałyby w jej obrębie znaczące podziały. Po 5 latach PO nie byłaby już orężem Tuska w walce o reelekcje.
Z tych osobistych przyczyn na pierwszy plan wysuwa się urażona duma po porażce w 2005 roku. Tusk kolejny raz nie przeżyłby takiego upokorzenia. Do dziś zauważalne jest, że nie pogodził się z tą porażką. Dla kogoś tak honorowego jak przewodniczący PO było to nie do pojęcia. Żarty dziennikarzy, które po tej porażce mówiły, że naród nie przeczytał sondaży po raz kolejny byłyby odświeżone.
Ale wszystkie te dywagacje odnoszą się do tezy, że Tusk zostałby prezydentem w 2010 roku. Na pewno nie można być tego pewnym, a nawet mimo wysokich notowań mało kto postawiłby swoje pieniądze na zwycięstwo urzędującego premiera. W moim odczuciu o wiele gorzej sprawa wyglądałaby gdyby Tusk te wybory przegrał. Strącono by go z piedestału, jego partia przegrałaby wybory parlamentarne, a on odszedłby w niesławie.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (22)

Inne tematy w dziale Polityka