Dziś wszystkie media obiegła wieść, że oto jaśnie panujący pan premier zaproponował opozycji cykl debat dotyczących różnych dziedzin władzy, m.in. finansów, sprawiedliwości, skarbu.... Sęk w tym, że prezes Rady Ministrów za opozycję uznaje tylko PiS.
Ostatnio minister Rostowski często narzeka jaką to nieudolną opozycję mamy. Mówi też, że taka opozycja (oczywiście PiS) szkodzi Polsce, bo nie przedstawia żadnych konstruktywnych propozycji a także, że szkodzi władzy. Jeżeli PO tak fatalnie ocenia PiS to dlaczego tylko z nimi chce debatować? PiS-owi też taka propozycja powinna przypaść do gustu, choć póki co udają sceptycyzm. Taka debata bez względu na jej merytoryczność byłaby przydatna dla obu dominujących partii, gdyż odwróciłaby ostatni trend, polegający na odchodzeniu wyborców od PO i od PiS. W ten sposób powstałaby iluzja pokazująca, że istnieją tylko dwie partie i albo popiera się jedną, albo drugą i nie ma już miejsca dla żadnych innych ugrupowań.
Pierwszą partią, która ostro zareagowała na tę jawną dyskryminację opozycji było SLD. Słuchając wypowiedzi posła Wziątka byłem pełen podziwu. Dopominał się on nawet o to by w takich debatach brały udział partie pozaparlamentarne. Niestety zaraz po nim głos zabrał poseł Kalisz, który zaproponował debatę tzw. "jedynek" w Warszawie. Niby wszystko OK, tylko że poseł Kalisz doliczył się tylko czterech "jedynek" w stolicy: Donalda Tuska, Jarosława Kaczyńskiego, siebie i... Janusza Palikota. A co z Pawłem Poncyljuszem, Władysławem Kozakiewiczem, Januszem Korwin-Mikkem czy Markiem Jurkiem? Dziwi zwłaszcza brak Władysława Kozakiewicza który jest kandydatem PSL-u, a więc partii parlamentarnej. Widocznie poseł Kalisz życzyłby sobie debaty tylko szefów swoich ugrupowań. W takim razie gdzie propozycja dla Janusza Korwin-Mikkego i Marka Jurka, skoro propozycja została skierowana do szefa Ruchu Palikota? Posła Kalisza można nie lubić, ale nie sposób odmówić mu inteligencji. Wiedział na pewno, że w gronie, które zaproponował wypadłby zapewnie najlepiej, bo Jarosław Kaczyński ścierałby się z Tuskiem, Palikot wymyślałby tylko jakieś bezsensowne happeningi,a Ryszard Kalisz byłby wśród nich oazą spokoju.
Przeciwko takiej formie debaty jaką zaproponował Tusk protestuje też PJN. Ale nie słychać by i ta partia chciała szerokiej debaty wszystkich ugrupowań, które zarejestrują swoje listy we wszystkich okręgach w Polsce. Takich partii na pewno nie będzie zbyt dużo, z uwagi na krótki czas na zbieranie podpisów, ale jeżeli już dochodzi do debaty, to reguły demokracji skutkują tym, że wyborca musi mieć taki sam równy dostęp do programu każdej ze startujących partii.
Fakt jest taki, że konflikt na linii PO-PiS jest potrzebny zarówno Jarosławowi Kaczyńskiemu jak i Donaldowi Tuskowi. Jedna i druga partia czerpie z tego tytułu niemałe korzyści. W gorszej, ale nie w najgorszej sytuacji jest SLD, które chwyta się jak może swojego 3 miejsca w sondażach i mianuje się tzw. trzecią siłą. Już teraz zaczyna się marginalizowanie PSL-u, o partiach pozaparlamentarnych nie wspominając.
Na polityków z tych trzech dominujących partii nie można więc liczyć, gdyż taki stan rzeczy jest dla nich wygodny. Jedyna nadzieja w mediach, które będą przeprowadzać taką debatę, ale zarządają udziału w niej kandydatów wszystkich partii. Może taka debata nie będzie widowiskiem na miarę starcia Tusk-Kaczyński sprzed kilku lat, ale nie o widowisko tu przecież chodzi, ale o to by Polacy mogli sami zdecydować na kogo głosować, a nie wybierać tylko spośród kandydatów zaproponowanych przez Ryszarda Kalisza.
Inne tematy w dziale Polityka