W Białymstoku, na północy
w szóstym i siedemdziesiątym roku
Szymuś otwarł swoje oczy
jak to bywa u proroków.
Szymuś dorósł, poszedł w szkoły
wzorem każdego kujona.
Cel przyświecał mu szalony,
Sławę mieć Napoleona!
Plany wielkie, wielkie cele
do kościoła co niedzielę.
Splendor, prestiż, dobre życie
zaczął widzieć się w habicie.
Habit jednak, krawcy słabi?
zbyt uwierał wszak Szymona.
Aż dwa razy tak się bawił.
Lepsza jednak będzie żona.
Zawodowo, przyznać warto
Szymuś płynie strugą wartką.
Telewizja i gazeta,
pełną gębą celebryta!
Książki, pisma, teledurniej
(pajacować też potrafi)
dla pieniędzy i dla klaki
podziwiajcie więc Polaki!
Wszystko jednak to za mało
Szymuś tęskni za czymś większym
stróżem być mu się zachciało
i to nawet stróżem pierwszym!
Czyżby miotłę w ręce chwycił
by fizyczny trud smakować?
Tutaj jednak rozczarował.
Chce się w pałacu meldować.
Szymuś patrzył na Andrzejka
i na urząd przyszła chętka!
I ja mogę jak on może!
Prezio Szymuś? Nie daj Boże!