- z cyklu: "Wspomnienia z podróży".
Wstęp
Irak zazwyczaj kojarzy się tylko z wojną, z terroryzmem, z chaosem oraz z niesławnym Państwem Islamskim, które obcina głowy za “niewierność” Allahowi. Mało osób jednak wie o “innym Iraku” w jego północnej części, która jest kontrolowana przez regionalny rząd Kurdystanu. W kurdyjskiej części Iraku jest bezpiecznie, rozwija się ekonomia i infrastruktura i tam obcinają głowy Państwu Islamskiemu. Natomiast ja, jako polski podróżnik byłem traktowany dobrze i widziałem że Kurdom zależało abym miał dobrą opinię o ich kraju. W kurdyjskim Iraku spędziłem 2.5 tygodnia, podróżowałem autostopem, chodziłem w dzień i w nocy i widziałem wiele broni lecz wróciłem cały.
Kurdyjski region autonomiczny na mapie Iraku.
Chciałbym też aby moi czytelnicy zrozumieli, że choć Kurdystan jest bezpieczny to broń na każdym kroku, kontrole wojskowe, blokady dróg, betonowe zasieki oraz bliskie sąsiedztwo ISIS sprawiają, że może być to region niespodzianek. Jeśli kraj lub region wygląda w ten sposób to jest tego powód a na przykład kurdyjscy żołnierze są bardzo wyczuleni na arabskie ciężarówki przeworzące warzywa i owoce gdyż mogą one kryć ładunki wybuchowe. Poza tym Kurdowie nie walczą tylko z ISIS. Oni też prowadzą walkę partyzancką z Turcją, obok mają Syrię i Iran a za Arabami też nie przepadają.
Ktoś mógłby mnie spytać dlaczego jeżdżę do tak niestabilnych i ryzykownych krajów, na co ja odpowiedziałbym pytaniem – dlaczego ludzie wspinają się na górskie szczyty? Dlatego, że one tam są, dlatego że jest to edukacyjne wyzwanie budujące charakter i doświadczenie życiowe, które mogą osiągnąć nieliczni. Poza tym podróżnik musi odrzucić propagandę strachu, którą karmią nas rządy dla swoich własnych korzyści. Podróżnik jest po to aby odkrywać i samemu wyrabiać sobie zdanie na temat odległych krajów i narodów. W tym roku przemierzyłem kraj, który nie istnieje. Odbyłem podróż po Kurdystanie, w części tureckiej i irackiej.
Przed granicą z irackim Kurdystanem.
Sytuacja w Turcji południowo – wschodniej
Szybko zrozumiałem, że tak naprawdę podróż po Iraku zaczyna się w strefie wojennej o nazwie „Turcja południowo – wschodnia” i dlatego myślę, że warto jest powiedzieć kilka słów na ten temat. Po około 2 tygodniowej podróży po „tureckim Kurdystanie” kierowałem się w stronę Iraku choć miałem jeszcze parę miejsc do zobaczenia. Przejeżdżałem przez miasto Batman lecz byłem tam aresztowany przez policję, która zgarnęła mnie z drogi przekonując mnie do współpracy widokiem karabinów maszynowych. Turecka policja ma paranoję na punkcie agentów PKK i rzekomo przeprowadzili dokładne badania na mój temat gdyż jak powiedzieli, dostali cynk że mogę mieć z nimi coś wspólnego. Najpierw zabrali mnie do szpitala aby sprawdzić czy nie mam tautaży armii kurdyjskiej a potem posadzili mnie w „przytulnym” pokoju na posterunku policji i zaczęliśmy rozmawiać. Nie wierzyli mi w nic i prowokowali mnie abym się złamał ale w końcu puścili mnie po paru godzinach gdyż nie mieli przeciwko mnie żadnych dowodów. Jak się też potem okazało posłali za mną paru tajniaków, którzy zachowywali się bardzo nienaturalnie. Jeden typ, którego nigdy nie widziałem zapytał mnie niechcący: „Hej Martin, jak ci się podoba mój kraj”, na co odparłem że byłby ładny gdyby nie on.
Globaliści lubią pokazywać Turcję na mapie Europy lecz moim zdaniem jest to szkodliwa, anty-biała i anty-chrześcijańska propaganda. Tutaj widzimy lokalizację Turcji w prawidłowy sposób.
Wkrótce pojechałem do Hasankeyf czyli do antycznego miasta mającego 12.000 lat i które znajduje się na ziemi Kurdów pod „opieką” Turcji. Czas tam spędzony był bardzo wartościowy jeśli chodzi o ludzi choć dowiedziałem się też kilku interesujących rzeczy od kilku bardzo podejrzliwych osób. Niestety Hasankeyf wkrótce może znaleźć się pod wodą z powodu tamy budowanej na rzece. W Hasankeyf znajdują się jaskinie oraz piękna przyroda lecz jak narazie brudny interes i szantaż polityczny Erdogana wobec Kurdów wygrywają z historią i naturą. Według mnie tama w Hasankeyf jest wyrokiem śmierci dla całego regionu i jej ludzi.
„Hej, jeśli ty tu przyjechałeś to musisz pracować w jakimś bardzo ważnym biurze ale powiedz swoim zwierzchnikom że to jest ziemia Kurdów”.
– Tekst, który ktoś mi wykrzyczał w twarz i który moim zdaniem jest dobrym dowodem na sytuację polityczną w regionie.
Po Hasankeyf jechałem w stronę Iraku ale miałem przy sobie kolejny ogon przysłany przez Turków, który zadawał wiele pytań w „przyjacielski sposób”. W kraju, w którym nikt nie mówi po angielsku znowu trafił mi się ktoś kto akurat mówił po angielsku. Po zaliczeniu kolejnych baz wojskowych gdzie musiałem udowadniać, że byłem tylko turystą dojechaliśmy do nieciekawej dziury o nazwie Midyat gdzie powiedziałem do siebie: „o, dojechaliśmy do Midyat”. Niezwłocznie mój ogon zapytał: „skąd wiesz” uśmiechając się przy tym szyderczo, na co ja odpowiedziałem że „przeczytałem na banku”. Powiedziałem mu też, żeby robił mi zdjęcia na tle krajobrazów i żeby kupił mi coś do picia, dlatego że jeśli jest ogonem to musi mi się też do czegoś przydać.
Po kolejnej rozmowie z policją w bazie wojskowej jak z filmu „Terminator Salvation” dojechałem do śmierdzącej dziury o nazwie Silopi, która znajduje się tylko 15km od Habur gdzie jest granica z Irakiem. Miałem tam niezły hotel, goracą wodę w prysznicu i prąd 24h na dobę, oraz oczywiście kebaby i wiele par oczu skierowanych na mnie. Oglądali mnie jak telewizję. Sam początek był jednak dziwny gdyż wszedłem do hotelu aby zapytać o pokój lecz zanim zdążyłem zapytać o cenę, jak z nikąd pojawił się młody Turek mówiący po angielsku który powiedzał że ten hotel był pełen i chce mnie zaprowadzić do innego. On też mógł być przysłany przez turecki wywiad dlatego że w Silopi tylko on mówił po angielsku a hotel do którego wszedłem był pełen Kurdów. Domyśliłem się że policja w Turcji nie chce aby turysta z Polski, dodatkowo chowający brytyjski paszport na dnie plecaka rozmawiał z Kurdami. Z tego powodu zaprowadzono mnie do hotelu w którym byłem jedynym gościem.
Podczas mojej podróży po Turcji południowo - wschodniej widziałem liczne kontrole militarnej policji, bazy wojskowe na pustyni oraz wiele karabinów maszynowych i wozów opancerzonych w strategicznych miejscach. Było dużo pytań i podejrzeń natomiast Kurdowie w autobusie byli mną szczerze podekscytowani gdy zaliczyliśmy ostatnią kontrolę wojskową i było już pewne że wjadę do Iraku. Przypominam jednak, że Turcja jest wielkim krajem i dlatego możliwości podróżowania jest wiele. Na przykład miłośnicy modelarstwa okrętowego będą pewnie zainteresowani marynarką wojenną Turcji stacjonującą na Morzu Czarnym. Mnie jednak interesował Kurdystan.
Nad ranem zdobyłem irackie dinary i nie oglądając się za siebie opuściłem Silopi. Po drodze mijałem poligon wojskowy z czołgami i armatami, które byłyby w stanie zestrzelić księżyc, choć przejście graniczne poszło w miarę gładko. Tym razem czekała mnie nowa przygoda ……… w Iraku.
Żołnierz kurdyjski w Erbil pozujący z flagą Kurdystanu.
Iracki Kurdystan
Granicę przekroczyłem w Ibrahim Khalil czyli w jedynym przejściu granicznym dostępnym dla obcokrajowców. Oczywiście wszyscy byli bardzo zdziwieni, że mają turystę w kraju gdyż Irak nie jest zbyt popularny. Z granicy pojechałem dwoma autostopami do miasta Zakho, co trwało około pół godziny. Z hotelu miałem widok na główny plac z fontannami gdzie odbywały się patriotyczne koncerty po zmroku. Byłem na bazarze, piłem herbatę z Kurdami na ulicy lecz najwięcej czasu spędziłem koło zabytkowego mostu Delal. Było jednak tak gorąco że zdjąłem ubranie i wykąpałem się w rzece. Nie mogłem już znieść upału. Ludzie oczywiście byli mną bardzo zainteresowani gdyż turystów w Iraku po prostu nie ma.
Z powodu referendum o niepodleglość kierowcy trąbili na drogach, dzieci miały koszulki “free Kurdistan” i całe miasto, i także cały iracki Kurdystan był udekorowany flagami i reklamami promującymi głosowanie na „tak” w referendum - o niepodległość Kurdystanu dnia 25/09/2017. Ludzie bardzo to przeżywali gdyż nawet na bazarze warzywnym pozowali do zdjęć z kurdyjskimi flagami i ze zdjęciami swojego przywódcy. Człowiekiem najbardziej szanowanym i lubianym przez naród jest Barzani, który moim zdaniem nie jest już tylko przywódcą ale ikoną Kurdystanu. Kurdowie bardzo dużo skorzystali na inwazji amerykańskiej na Irak więc w przypadku niepodległego Kurdystanu mógłby to być pro-amerykański kraj w sercu arabskiej ziemi. Jednak Irak, Turcja, Iran i Syria na pewno są przeciwko i podejrzewam, że żaden kraj nie uzna Kurdystanu, oprócz jedynego Izraela aby jeszcze bardziej podzielić muzułmanów.
Wezwanie Kurdów do głosowania na niepodległość Kurdystanu czyli w rezultacie oddzielenie od Iraku. Na zdjęciu kochany przez Kurdów prezydent Irackiego Kurdystanu Masoud Barzani.
Kolejnym moim celem było miasto Dohuk, które stało się moją bazą przez kilka dni. Dohuk jest miastem na północy irackiego Kurdystanu i to tam poznałem jak wygląda życie Kurdów w większym mieście. Tam też piłem herbatę na ulicy z Kurdami co pozwala na lepszą obserwację społeczeństwa oraz tam zaczałem poznawać atmosferę Kurdystanu. W Dohuk jest piękny kościół katolicki oraz małe lecz bardzo przyjemne zoo. Centrum jest jak zwykle meczet, bazar dookoła oraz tłumy mężczyzn pijących herbatę. Bardzo miło też spędziłem czas nad tamą gdzie pływałem a potem też pod sztucznym wodospadem i w górach.
Z Dohuk pojechałem do świątyni Jezydów w Lalish aby poznać sposób w jaki żyją. Lalish to mała osada w górach do kórej warto pojechać lecz przyznam, że miałem mieszane uczucia. Sami Jezydzi byli mili, poczęstowali mnie herbatą, chcieli porozmawiać na tyle na ile pozwalała im znajomość angielskiego lecz dostrzegłem tam fanatyzm religijny gdyż świątynia znajdowała się tylko w jednym małym miejscu lecz mimo to trzeba było chodzić na bosaka po całej wsi gdyż według nich podobno „cała osada była świątynią”. Radzę wziąć ze sobą klapki i nosić je po kryjomu aby nie pokaleczyć sobie stóp. Poza tym młodzi Jezydzi powiedzieli mi, że szefa wspólnoty nazywali „Ojcem”. Na pewno nie jestem specjalistą w kwestii ich „religii” lecz biorąc pod uwagę moje pierwsze wrażenia wszystkie te rzeczy pachną mi sektą – to czy szkodliwą czy nie, nie jestem w stanie stwierdzić lecz podejrzewam, że są to dobrzy ludzie na złej drodze. Same świątynie są przyjemne dla oka lecz nie porywają duszy. Miałem tam też interesującą rozmowę z kimś kto przedstawił się jako sheikh Khalifa i który żałował, że usunięto Saddam Husseina.
Zdjęcie z Dohuk przez plakatem propagandowym, niedaleko zoo.
Byłem też na płaskowyżu Ammadiya gdzie znajduje się stare miasto i gdzie byłem przed lokalem wyborczym. Do Ammadiya pojechałem glównie aby zobaczyć bramę Badinan lecz kilka kilometrów w dół znajduje się też bardzo interesujący resort o nazwie Sulav gdzie odpocząłem nad górskim potokiem i gdzie miałem pokój w jaskini przez który przepływał strumień. Następnie schodziłem z góry i robiłem zdjęcia krajobrazom. Do Dohuk wróciłem paroma autostopami.
Z pośród wielu miejsc, które odwiedziłem w Iraku podobało mi się stare miasto w Akre. Nie ma tam bazy turystycznej i nie ma hotelu lecz obserwacja ludzi oraz sposobu w jaki żyją dała mi dobry wgląd do tego czym jest Kurdystan. Moją bazą była góra na której znajdowała się ruina fortecy i gdzie spałem w jaskini. Była to jedna z lepszych przygód mojego życia gdyż spałem w ciemnej jaskini na gołym kamieniu, a że było gorąco zdjąłem ubranie. Czasem lubię się wydostać z czystego, zorganizowanego świata i żyć jak białe zwierze w jaskini lub w dżunglii. Wspinaczka w słońcu jest ciężka lecz dla silnego mężczyzny nie jest to wielkie wyzwanie. Ludzie byli dobrzy, gościnni i przede wszystkim bardzo ciekawi. Widać, że do Akre żaden turysta nie przyjeżdża gdyż ludzie po prostu się boją i dlatego miejscowi oglądali mnie jak telewizję. Jeden człowiek, który mówił po angielsku powiedział mi po kilku szklankach whisky, że gdy łapią wojowników ISIS to obcinają im ręce i stopy aby złamać ich ducha walki. Spędziłem z tymi ludźmi bardzo miły czas choć bardzo ciekawa była też dziura transportowa na rozstaju dróg 10km przez miastem. Działała ona na wyobraźnię gdyż wyglądała jak krajobraz po wojnie.
Kurdyjski patriota na bazarze w Zakho tuż przed referendum o niepodległość Kurdystanu.
Erbil jest stolicą Kurdystanu oraz centrum handlowym i kulturowym. Z punktu widzenia turystyki najciekawszym obiektem jest Cytadela zbudowana na szczycie plaskowyżu, która wznosi się nad miastem. Poza tym jest dobrze zaopatrzony bazar i parę ładnych parków. Polecam także bardzo ciekawe Muzeum Tekstylne Kurdystanu, parki, kolejkę linową nad miastem oraz duże zakupy. Kobiety znajdą tu dla siebie naszyjniki z lapisu – z niebieskich kamieni afgańskich. Dobre były też oczywiście arabskie słodycze i świeże soki. Atmosfera w Erbil bardzo mi się podobała.
Z Erbil pojechałem też w góry, do Rawanduz, gdzie znajdowały się efektowne kolejki linowe i droga Hamiltona z wieloma mostami. Cała okolica była piękna gdyż jest to teren kanionów i przecinających ją rzek. W drodze powrotnej zatrzymałem się przy wodospadzie Gali Ali Berg, który jest dumą piękna naturalnego całego Iraku a wspaniały kanion prowadzący do niego daje możliwość odbycia pięknej przygody i zrobienia ładnych zdjęć. Wodospad ten oferuje nie tylko spokój i ciszę. Można tam popływać pontonem w towarzystwie kaczek oraz nacieszyć się chłodną bryzą płynącą z opadającej wody. Myślałem, że zostanę tam tylko godzinę i wrócę do Erbil lecz zostałem cały dzień i jeszcze zostałem na noc w kanionie gdzie spałem na platformie z żołnierzami Peshmarga. Wodospad Ali Berg jest bardzo popularny wśród turystów, takich jak na przykład Arabowie którzy na co dzień mieszkają w terenach kontrolowanych przez ISIS i odpoczywają tam od wojny. Ja, dziełem przypadku spędziłem czas z żołnierzami PKK i Peshmarga, którzy byli tak mili że zaserwowali mi herbatę i jajecznicę. Podróżując po Iraku widziałem wiele broni a czasem zatrzymując autostop jechałem z ludźmi mającymi przy sobie karabiny maszynowe. Tak czy inaczej wodospad i kanion były piękne.
Wodospad Gali Ali Berg, który jest tak popularny w Iraku, że nawet widnieje na banknocie 5000 dinarów.
Zresztą nie był to pierwszy raz. W Izraelu noszą automaty nawet do synagogi, w Libanie Hezbollah zrobił mi herbatę i poczęstował mnie pizzą a na Sri Lance podczas wojny domowej z Tamilskimi Tygrysami zostałem podwieziony autobusem wojskowym gdzie były karabiny maszynowe, granaty ręczne i granatniki przeciwpancerne. Myślę, że nazwę to „ryzykiem przygodowego podróżnika” choć z drugiej strony nie chcę aby moi czytelnicy byli przesadnie melodramatyczni na widok arsenału. Po prostu – wiozą arsenał i są tak mili że podwożą mnie na plażę albo do wodospadu. Dziękuję bardzo. Dla nich jest to coś normalnego natomiast dla podróżników na początku może to być oczywiście szok ale potem człowiek się przyzwyczaja. Gdybym się przejmował, że w innych krajach noszą karabiny to nigdy bym nie pojechał na wakacje.
W drodze powrotnej do Erbil zatrzymałem się też w zamku Khanzad, zwanym także Banman, który jest małą 16 wieczną fortecą zbudowaną na górze. Zamek ten ma 4 wieże i jest widoczny z drogi. Znajduje się on 22km od Erbil na drodze do miasta Shaqlawa i jest to moim zdaniem bardzo interesujący obiekt, tym bardziej że ja kocham stare zamki. Niedaleko pasły się owce, które poszedłem pogłaskać aby w ten sposób znowu doświadczyć wiejskiego życia Iraku.
Zamek Khanzad, zwany też Binman, znajduje się około 20km od Erbil na drodze do Shaqlawa i choć większość podróżników nie zadaje sobie trudu aby go zobaczyć, ja go gorąco polecam.
Moją ostatnią wyprawą w Iraku była wycieczka do południowego miasta Sulaymaniya. Jechałem między innymi przez Kirkuk, które było opustoszałe i smutne choć przy wjeździe do miasta stał ogromny pomnik żołnierza trzymającego ogromną flagę Kurdystanu. W Kirkuk było coś upiornego gdyż nawet kierowca bał się tamtędy jechać i przyśpieszył aby jak najszybciej się stamtąd wydostać. Z tego powodu z Kirkuk nie mam żadnych zdjęć choć bardzo chciałem. W Sulaymaniya byłem jak zwykle jedynym Europejczykiem i jedni ludzie byli podejrzliwi a inni szczerze się cieszyli, że ktoś w końcu do nich przyjechał. Mieszkałem w centrum, koło wielkiego meczetu i bazaru, niedaleko galerii Zamwa gdzie każdego wieczoru miejscowi sprzedawcy mieli wspaniałą kuchnię. Były różnego rodzaju kebaby ale też zupy, przekąski, ajran oraz świeże soki. Miejscem, które pozostanie mi na zawsze w pamięci to byłe więzienie Saddama Husseina o nazwie Amna Suraka. W murach wciąż były dziury po kulach, na zewnątrz stały stare czołgi Saddama a wewnątrz była ekspozycja zdjęć z historii ludobójstwa Kurdów oraz te nowsze, o walce z ISIS. Niektóre zdjęcia były tragiczne i nieprzyjemne, podobnie jak film dokumentalny wyprodukowany przez BBC.
Poprosiłem żołnierzy o zdjęcie a oni byli tak mili, że się zgodzili. Proszę zwrócić uwagę na karabiny maszynowe, w tym ten na dachu samochodu. Dlatego właśnie jest bezpiecznie i tą samą strategię polecam w Europie jako lekarstwo na zbrodnie multi – „kulturalizmu”. Pozdrawiam wszystkich podróżników przygodowych z miasta Sulaymaniya.
W drodze powrotnej do Erbil zatrzymałem się jeszcze na 2 dni nad jeziorem Dokan gdzie pływałem i chodziłem po górach. Zjadłem też dobrą rybę z jeziora a noc spędziłem w szałasie na pustyni nad jeziorem. Do Erbil wróciłem autostopem a następnego dnia, po dniu w towarzystwie Kurdów pojechałem do Turcji. Strona iracka nie robiła mi problemów lecz Turcy byli bardzo podejrzliwi i zatrzymali mnie na godzinę na granicy aby mnie sprawdzić. Strona brytyjska też mi zgotowała specjalne przywitanie po powrocie do Anglii ale nie chcę rozwijać tego tematu. Czy ja naprawdę wyglądam na takiego, któremu nie można ufać?
Moją wyprawę po kurdyjskim Iraku uważam za bardzo udaną choć nie jest to łatwy kierunek i uważam ją za przygodę z dreszczykiem. Miejsca, które odwiedziłem to jedna część mojej podróży natomiast autostop to zupełnie inny rozdział. Gdy ja tam podróżowałem było bardzo bezpiecznie lecz radzę sprawdzać bezpieczeństwo na bieżąco. Mówiąc to mam na myśli, że nie chcę aby ktoś pojechał do Iraku i aby stała mu się krzywda dlatego że “Marcin Malik mu tak doradził”. Ja nie radzę aby jechać do Iraku. Ja tylko opowiadam swoją historię. Z drugiej jednak strony chcę aby podróżnicy decydujący się na podróż po irackim Kurdystanie byli konsekwentni jeśli chodzi o swoją decyzję. Nie jest prawdziwym podróżnikiem ten, kto wylądował w Erbil, zobaczył Cytadelę i szybko wyleciał z Erbil. Ten kto się decyduje na tę podróż musi wyjść ze swojej strefy bezpieczeństwa … albo nie jechać w ogóle.
Niech Bóg błogosławi armię kurdyjską za walkę z ISIS. Tutaj widzimy dzielnych żółnierzy, którzy odpoczywają po zabijaniu terrorystów z Państwa Islamskiego. Zdjęcie to zrobiłem w byłym więzieniu Saddama Husseina Amna Suraka w Sulaymaniya.
Podsumowanie irackiego Kurdystanu
Moja wyprawa przebiegła pomyślnie choć miałem kilka potknięć. Zobaczyłem delikatne regiony wzbudzające podejrzenia lecz najważniejsze, że wróciłem cało. Na pewno nie jest to wyprawa dla ludzi o słabych nerwach i dla tych, którzy są podatni na propagandę strachu. Byłem już w takich miejscach jak Peszawar w Pakistanie oraz na terenach Pasztunów wyjętych spod prawa i wiele razy walczyłem z burzami piaskowymi oraz z samotnością w bardzo odosobnionych terenach, także to co jest przygodą dla mnie, dla innych może być ponad siły. Gdy jednak sięgam pamięcią uważam wyprawę 2017 za bardzo oryginalną przygodę.

Na wiecu ulicznym w Sulaymaniya ku pamięci kurdyjskiego przywódcy i pierwszego powojennego prezydenta Iraku Jalala Talabaniego, który zmarł 03/10/2017 w wieku 83 lat. Byłem wtedy w Iraku i widziałem żałobę narodu kurdyjskiego.
Inne tematy w dziale Rozmaitości