Po podróży do Izraela Smoleński pożeglował na północ. W norweską noc. Noc, jak to noc w Norwegi, o tej porze roku bardziej przypomina dzień, ale od czego talent!
Smoleński buduje umiejętnie piękny, nocny nastrój. Opisuje, jak przez przypadek on i jego towarzysze podróży zostawili na stacji benzynowej kilkaset litrów paliwa w kanistrach. Próbuję sobie to wyobrazić. Oto zabierają z jachtu puste kanistry, idą, tankują a potem odchodzą z powrotem w mrok, ale bez napełnionych kanistrów, przez nieuwagę - uwagę ich bowiem przykuwa piękno przyrody norweskiej. A gdy są już z powrotem na pokładzie uświadamiają sobie tragizm swego położenia. Każde dziecko wie, że na prowincji norweskiej możesz położyć na chodniku wypchany portfel i wrócić po niego następnego dnia. Będzie na ciebie czekał. Ale nie oni. Ruch tam pewnie niewielki, lecz martwią się, czy obsługa stacji paliw pamiętać będzie, że tankowali dzień wcześniej ... Groza rośnie, włos się jeży ... nie zdradzę zakończenia - kto chce, niech wykupi dostęp do całego artykułu, albo poszuka starej gazety, może gdzieś leży, na chodniku?
Kto nie czytał jeszcze Smoleńskiego "Balagan. Alfabet izraelski", niech najpierw przeczyta recenzję!
Inne tematy w dziale Rozmaitości