Jest taka książka "Kobiety wypędzone" (Wydawnictwo Replika, Zakrzewo 2008). To relacje kobiet niemieckich zebrane zaraz po wojnie, na świeżo przez Marianne Weber (żonę słynnego myśliciela Maxa Webera), a teraz spolszczone (tłum. Grzegorz Kowalski). Tam opisano straszne rzeczy, które spotkały te kobiety, lecz co zdumiewa. Te kobiety, niektóre mądre, dzielne, ze starych rodów, z najwyższym zaskoczeniem, oburzeniem, wyższością odbierają, to co ich spotyka. Że Rosjanie nadjechali czołgami i stratowali starannie siane zboże. Że tłuką porcelanę. Że palą zabytkowe meble. Że polscy pracownicy uciekli i zostawili konie nienakarmione. Piszą tak, jak gdyby wojna zaczęła sie w 1944 lub w 1945 roku. Jak gdyby właśnie wtedy całkiem raptownie, niespodziewanie, i nie wiadomo czemu, runęła na ich kraj barbarzyńska fala. A ludzie ni z tego ni z owego objawili straszne oblicze, takie, jakiego istnienia one w ogóle wyobrazić sobie nie mogły. Ani słowa o tym, co było przedtem (tylko raz w jednej relacji znalazłem nawiązanie; "Pędzą nas na dworzec jak Żydów").
Nie banuję. Kłótnie na blogach, obrzucanie się uszczypliwościami itd - mam za nudne, nierozwijające.Blog prócz tekstów na różne tematy, zawiera także liczne teksty - ze zdjęciami - krajoznawczo-turystyczne, propagujące mniej znane, a ciekawe, rejony Polski.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka