trescharchi trescharchi
1899
BLOG

Maturalne zamieszanie.

trescharchi trescharchi Polityka Obserwuj notkę 6

 

Jakiś czas temu tęgie głowy odpowiedzialne za edukację przeprowadziły reformę programu. We wrześniu zeszłego roku reforma weszła do szkół ponadgimnazjalnych. W imię pogoni za nowoczesną, przystosowaną do rynku pracy edukacją (to piękne założenia) od II klasy liceum nauka skupia się już na ścieżce wybranej przez ucznia. I tak aż do matury – wszystko po to, by przygotować profil kształcenia pod kątem studiów. Inna sprawa, że wielu młodych ludzi praktycznie aż do matury nie wie co chce studiować, ale z tym niewiele da się zrobić. To żaden truizm, że Polska będzie taka, jak kształcenie jej młodzieży. W tej chwili w ławkach szkolnych zasiadają przyszli adwokaci, lekarze, politycy, inżynierowie. I właśnie przechodzą przyspieszony kurs stosunku państwa do obywatela. Kurs, który państwo – nie pierwszy zresztą raz – oblewa na całej linii. A to dopiero początek. Przecież kiedy wejdą na rynek pracy, do Polski powrócą miliony emigrantów, tak jak zapowiadał w kampanii pan premier Tusk. Człowiek, który w życiu nie splamił się kłamstwem - więc i tym razem wypada mu wierzyć.

Ministerstwo Edukacji Narodowej (pani minister Szumilas, PO) do tej pory nie wydało rozporządzenia w sprawie nowego modelu maturalnego. Oczywiście, zwolennicy rządu mają dobry argument – wedle prawa uczeń winien wiedzieć wszystko o zasadach nowego egzaminu na dwa lata wcześniej. Terminy są zatem dochowane i nie można zarzucić nikomu łamania przepisów. Aczkolwiek na opracowanie rozporządzenia było i tak wiele czasu, tymczasem rzecz nie posunęła się do przodu. A przecież rozchodzi się tu o jedną z najważniejszych decyzji w młodym życiu. Zresztą nie rozchodzi się tylko o uczniów – uczelnie wyższe mają praktycznie związane ręce w opracowywaniu standardów rekrutacji. Ani chybi trzeba będzie wszystko kombinować chybcikiem, na ostatnią chwilę. To rodzi u przedstawicieli szkół wyższych naturalne pytania – przecież już pod koniec 2008 roku wiedziano mniej więcej jak będzie wyglądała nauka w zreformowanym liceum. Dlaczego nikt wówczas w rządzie głową nie ruszył i nie opracował już wtedy nowego systemu matur?

Ludzie oświaty – tacy jak kuratorzy czy przedstawiciele stowarzyszeń nauczycielskich – zwracają uwagę na to, że opieszałość Ministerstwa to problem także dla nich. Nowe podstawy programowe oznaczają nową porcję wiedzy, którą oni także muszą przyswoić, bowiem dotąd tego typu treści nie pojawiały się ani w szkole, ani tym bardziej na maturze. Tymczasem mimo najszczerszych chęci po prostu nie wiedzą, czego mają się uczyć i czego wymagać od swoich uczniów. Już nie wspominając o elementarnej uczciwości: nie może być tak, że państwo wymusza na uczniu postępowanie wedle nowej ścieżki kształcenia (dla jego dobra ponoć) a jednocześnie nie mówi praktycznie nic o tym, jak ma ta ścieżka wyglądać i gdzie się zakończy. Tak się nie buduje relacji obywatel – władza, zdecydowanie.

Dziennikarze uderzyli zatem do Ministerstwa Edukacji Narodowej, by odpowiedziało im na kilka pytań nasuwających się podczas badania tej sprawy. Niestety – urzędnicy nie znaleźli czasu na udzielenie żadnej odpowiedzi. Wyjaśniono tylko, że rozporządzenie w sprawie matur ma być gotowe w kwietniu. Ponieważ w MEN poczęstowano ich figą, żurnaliści udali się do Centralnej Komisji Egzaminacyjnej. Tam znaleźli bardziej chętnych rozmówców i zapewniono ich, że trwają „intensywne prace” aby informator maturzysty w którym znajdą się wszystkie szczegóły dotyczące tej nieszczęsnej zreformowanej ścieżki edukacyjnej był gotów na 1 września tego roku. Wprawdzie to już po tym, jak licealiści będą musieli wybrać profil kształcenia, ale któż by się tym przejmował.

Konia z rzędem temu, kto wskaże jakiś spójny i przeprowadzony od początku do końca plan reformy dla polskiej szkoły. Obecna koalicja ma na to dwie kadencje – komfort, którego nie posiadali przed nią żadni inni władający Polską. Przez okres ośmiu lat zatem (bo nie wierzę, że cokolwiek w tej materii się zmieni) rząd pana premiera Tuska nie potrafił przedstawić (a potem wdrożyć) konkretnego programu naprawczego dla naszej edukacji. Mimo posiadania nielichej klasy fachowców w Ministerstwie Edukacji Narodowej. Zamiast rozsądnej debaty – zwłaszcza z uwzględnieniem głosu samorządów, dźwigających na swoich barkach finansowe utrzymanie szkół – mamy brak wizji. I cały czas słyszymy piarowskie pokrzykiwania, że tym razem to już na pewno, że ta reforma będzie wspaniała i udana. Tylko że zazwyczaj jest to reforma reformy, albo poprawienie tego, co się kilka miesięcy wcześniej sknociło.

Edukacja i służba zdrowia – to chyba dwa najbardziej spektakularne dowody na niekompetencję (co jeszcze da się przeżyć) i brak jakiejkolwiek inwencji (czego przeżyć się już nie da) tego fatalnego rządu. Niestety – w edukacji już tak jest, że miesiące i lata zaniedbań staną nam w przyszłości ością w gardle. Tego w Ministerstwie Edukacji Narodowej nikt zobaczyć nie potrafi. A może raczej nie chce, bo trzeba by się przyznać do błędów.

trescharchi
O mnie trescharchi

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Polityka