trescharchi trescharchi
1960
BLOG

Sześciolatki do szkół!

trescharchi trescharchi Polityka Obserwuj notkę 34

 

71 procent badanych przez pracownię Homo Homini Polaków jest zdania, że to kiepski pomysł wysyłać sześciolatki do szkół. Oczywiście to tylko sondaż. Zawsze można powiedzieć, że albo robiony „na zamówienie” (pan profesor Niesiołowski określa tym mianem literalnie wszystkie sondaże nie będące po myśli Platformy Obywatelskiej), albo pracownia niepoważna, albo wreszcie „ciemny lud” boi się wszystkiego co nowe. Dlatego, zważywszy na nabytą i doprowadzoną do perfekcji arogancję obecnie rządzących wyniki badania spokojnie mogą zlekceważyć; ostatecznie nie od dziś wiadomo, że „waaadza” wie lepiej od Polaków co jest dla nich dobre, a co nie. Wyniki z Homo Homini można wsadzić do szuflady i zapomnieć, ale pojawił się dla pani minister Szumilas inny problem. Najwyższa Izba Kontroli przeprowadziła stosowną kontrolę w placówkach edukacyjnych. Rezultaty delikatnie mówiąc nie są dla pomysłodawców reformy optymistyczne. Około 80 procent szkół jest kompletnie nieprzygotowanych na przyjęcie dzieciaków w swoje mury. Oczywiście do wejścia w życie zmian – wrzesień 2014 r. – jest jeszcze czas, ale szkoły są na garnuszku samorządów, nie rządu. A od dawna słychać oburzone głosy polityków lokalnych, że Ministerstwo Edukacji Narodowej rozmawiać z nimi nie potrafi i nie za bardzo chce.

Wśród uchybień pojawiają się najczęściej takie problemy jak niedostosowanie łazienek dla maluchów. Sale informatyczne przystosowane są dla dzieci starszych. Opieka świetlicowa – jeden z warunków bezproblemowego wdrożenia reformy – jest kwestią dość kłopotliwą. W wielu szkołach, zwłaszcza w mniejszych miasteczkach świetlic jako takich nie ma i uczniowie muszą przebywać w pierwszej wolnej klasie. Poza tym szkolne stołówki – nieprzygotowane na karmienie najmłodszych nawet trzema posiłkami dziennie. To nie są problemy, które da się przekreślić jednym podpisem na rozporządzeniu. Na zaradzenie sytuacji potrzebna jest wola samorządów – a w 2014 roku lwia większość lokalnych polityków zajęta będzie raczej kampanią wyborczą – i przede wszystkim środki finansowe, których w biedniejszych gminach po prostu brakuje.

Ministerstwo Edukacji Narodowej z powyższych powodów przesunęło już w przeszłości wejście w życie reformy, która oryginalnie wejść miała w życie w 2012 roku. Dano więc samorządom czas na poprawę sytuacji w szkołach, ale nie ma cudów – z pustego i Salomon nie naleje. Odłożenie w czasie zmian tłumaczono wówczas również tak zwaną kumulacją roczników – w jednym czasie w szkołach spotkać się miało zbyt wiele dzieci. Dlatego sprawę odłożono na dwa lata. I sytuacja się powtarza. Szkoły jak były nieprzygotowane, tak dalej nie są. Rodzice jak nie byli przekonani do posyłania małych pociech wcześniej – tak nie są. W dodatku w planowanym 2014 roku stosowny wiek osiągnie rekordowy rocznik 2008, gdy urodziło się nieomal pół miliona dzieci. Czeka nas kolejna kumulacja roczników, o wiele poważniejsza niż ta, która była przyczyną pierwszego przesunięcia reformy. W przyszłorocznych pierwszych klasach może znaleźć się nawet 700 tysięcy najmłodszych – a to nie tylko tłok w absolutnie nieprzystosowanych i niedoinwestowanych szkołach, ale i o wiele większa konkurencja przy rekrutacji do kolejnych szczebli edukacyjnych.

Fundacja Rzecznik Praw Rodziców zaczęła zbierać podpisy pod obywatelskim wnioskiem w sprawie referendum o obniżeniu wieku szkolnego. Podczas kilku tygodni akcji swoją parafkę złożyło już ponad 200 tysięcy osób. I nawet biorąc pod uwagę dobre intencje Ministerstwa Edukacji, referendum byłoby najuczciwszym rozwiązaniem. W wielu sprawach rządzący rzeczywiście mogą wyręczać obywateli od bólu głowy i decyzji, ale w sprawie wychowania dzieci Polacy powinni mieć możliwość wyrażenia swojego zdania. Tym bardziej że gołym okiem widać, iż reforma jest dla pani minister Szumilas sprawą ambicjonalną. Niektórzy twierdzą nawet, że podobnie jak sprawa LOT-u dla pana ministra Budzanowskiego, tak załatwienie posyłania sześciolatków do szkół jest dla pani minister kwestią być albo nie być w tym rządzie. Za tym przemawia choćby zamknięcie się na argumenty drugiej strony – a zatem organizacji pozarządowych, samorządów i wreszcie rodziców. Brakuje dialogu, ale to żadna nowość w przypadku rządu tworzonego przez partię z obywatelskością w nazwie.

trescharchi
O mnie trescharchi

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka