Nawet najbardziej dopasowane małżeństwo miewa przed sobą tajemnice. Cóż dopiero mówić o typowym związku z rozsądku. Dlatego słowa pana Kosińskiego – ów dżentelmen to rzecznik prasowy Polskiego Stronnictwa Ludowego – dziwić nie mogą. A rzekł mniej więcej coś takiego: „…koalicjant zostanie o wszystkim poinformowany, gdy projekt będzie bliski realizacji. Czyli niedługo”. O czym ma zostać poinformowana Platforma Obywatelska (wypowiedź pana rzecznika może być myląca, ale zapewniam, że to PO a nie PSL dyktuje warunki w tej koalicji)? Otóż Ludowcy wydumali sobie, że trzeba koniecznie powołać nową instytucję. Rzecznika Praw Przedsiębiorców. O inspiracjach pomysłu za chwilę.
Najpierw – chwila na czerwone światełko. Nie jest to nasza, obywatelska wina, że gdy słyszymy zbitek słów „PSL” i „instytucja” to w kąciku ust pojawia się kpiący uśmiech. I spokojnie oczekujemy licznego desantu wszystkich członków i przyjaciół PSL (swoją drogą – to jakaś hodowla. Ich nie może być aż tak wielu) na intratne stanowiska utrzymywane za nasze pieniądze, stanowiska zupełnie nie pasujące do ich kompetencji z tej prostej przyczyny, że najczęściej takowych nie posiadają. W uzasadnieniu projektu ustawy o Rzeczniku Praw Przedsiębiorców (ma trafić pod obrady Sejmu już w przyszłym tygodniu) znalazły się takie piękne słowa jak „obrona interesów przedsiębiorców w sytuacjach konfliktowych, w których stroną jest Państwo” czy wręcz „przedsiębiorcy (…) często narażeni są na spory w których stroną przeciwną są organy ścigania, administracja rządowa i samorządowa oraz organy kontrolne…”. Brzmi naprawdę smakowicie, ale trzeba też zwrócić uwagę na inną kwestię.
PSL współrządzi tym krajem przed nieomalże dwie pełne kadencje parlamentarne. Dawniej – bo zaległości i bałagan w przepisach sięgają jeszcze lat 90-tych – również rządziło. Całkiem uprawnione jest pytanie, dlaczego właśnie teraz dostrzeżono, że nader często przedsiębiorca względem rzekomego państwa prawa stoi od razu na przegranej pozycji? Podobno – to nie żart – inspiracją jest film „Układ zamknięty” pana Bugajskiego, opowiadający o prawdziwych wydarzeniach nierównej walki biznesmenów ze skorumpowaną skarbówką i prokuraturą. Na marginesie – trzeba wobec tego pogrozić Ludowcom palcem, bo piracić (zwłaszcza polskich) filmów z Internetu nie wypada, a kinowa premiera dopiero w piątek.
Rzecznik Praw Przedsiębiorców miałby mieć szerokie kompetencje. Mógłby żądać od wszelakich organów władzy publicznej i instytucji złożenia wyjaśnień lub udzielenia informacji. Takoż mógłby żądać wszczęcia postępowania w sprawach cywilnych i uczestniczyć w nich na prawach równych prokuratorowi. Powoływałby go Sejm (za wiedzą i zgodą Senatu) na wniosek grupy co najmniej 35 posłów. Kadencja Rzecznika trwałaby pięć lat, odpowiadałby wyłącznie przed Sejmem (czyli de facto przed większością parlamentarną) i chroniony byłby immunitetem. Jeśli chodzi o finansowanie, to albo składaliby się na to sami przedsiębiorcy – przez Fundusz Pracy – albo utrzymywano by urząd z budżetu, mniej więcej na takim poziomie co Rzecznika Praw Dziecka, czyli 10 milionów złotych rocznie. Zapewne druga opcja jest dla polityków wygodniejsza, bo gdyby w utrzymywaniu maczali palce zainteresowani biznesmeni, mogliby - o zgrozo – domagać się szybszych i bardziej wymiernych efektów prac takowego urzędnika.
Oczywiście wszelka inicjatywa poprawiająca interesy mniejszych i średnich przedsiębiorców (rekiny zawsze dadzą sobie radę) jest godna podziwu i trzeba jej przyklasnąć. O ile jej celem jest naprawdę pomoc ludziom, którym polskie państwo nieraz wyrządza straszliwą krzywdę. Niestety, PSL ma taką historię jaką ma – to partia nie myśląca o państwie czy o obywatelach, tylko wyłącznie o swoich interesach. Dlatego też nie dziwią mnie pojawiające się opinie o tym, że to wyrachowanie, nie prawdziwa troska. Że pan prezes Piechociński chciałby wypuścić się na tereny zwyczajowo zajmowane przez Platformę Obywatelską – czyli elektorat miejski. W dodatku trzeba sobie uczciwie powiedzieć. Koalicja PO – PSL nie zrobiła prawie nic dla ulepszenia losu przedsiębiorców w Polsce. Mityczne „jedno okienko” pozostało gorzkim symbolem fasadowych zmian na pokaz. Prawo jak było gmatwane i pokręcone, tak jest nadal. Biurokracja nie została odchudzona, tylko wręcz przeciwnie: przedsiębiorca wciąż musi biegać od Annasza do Kajfasza, w dodatku zarówno jeden jak i drugi na niczym się nie znają, bo zostali zatrudnieni w ustawionym konkursie pod kandydata partyjnego. De facto więc taka propozycja – szkoda, że wymyślono głupkowate tłumaczenie o inspirowaniu się filmem – to przyznanie się do błędów i posypanie głowy popiołem. Nie sposób inaczej nazwać sytuacji w której partia polityczna domaga się powołania instytucji broniącej obywateli przed państwem którym współrządzi.
Tylko nasi politycy takich tematów specjalnie nie lubią, niestety. Była niegdyś komisja Przyjazne Państwo, reklamowana wszem i wobec jako remedium na wszelkie zło. Efektów jej pracy brak, może z wyjątkiem dobrej komitywy ognia i wody, czyli panów posłów Poncyliusza i Palikota. Ale to pieśń przeszłości. Stosunek Platformy Obywatelskiej do przedsiębiorców najlepiej widać na przykładzie pana ministra Rostowskiego, chwytającego się coraz to nowych brzytw w zapięciu budżetu. Czy naprawdę PSL każe nam wierzyć, że posłowie Platformy (bo tylko „ich” kandydat miałby szanse wygrać w głosowaniu sejmowym) zaproponowaliby na to stanowisko kogoś, kto miałby im potem patrzeć na ręce? Wolne żarty.
I strach pomyśleć, jakimi jeszcze filmami może inspirować się Polskie Stronnictwo Ludowe. Przychodzi mi na myśl tylko pan Waldemar Pawlak, ten wcześniejszy, z czasów polonezów. Ale zdania są podzielone: czy to on inspirował się tym filmem, czy to raczej James Cameron zerknąwszy na kamienne oblicze pana prezesa obmyślił cyborga Terminatora.
Inne tematy w dziale Polityka