Gdy dwóch posłów Ruchu Palikota (panowie Ryfiński i Mroczek) machając swymi legitymacjami wtargnęło do urzędu na Mokotowie z „interwencją poselską” polegającą na przeglądaniu akt sprawy lokalowej mamy pana posła Ryfińskiego – wówczas tłumaczyli się wielce oryginalnie byciem „młodymi, początkującymi parlamentarzystami”. Pan poseł Ryfiński – ten od „bohomazów” częstochowskich – dodał, że ukarano go dyscyplinującą rozmową „która sprawiła, że zrozumiał swój błąd”. Warto zauważyć, że minęły już nieomal dwa lata tej kadencji, a sejmowi debiutanci od pana Palikota nadal popełniają „błędy młodości”. Czasami popadając w śmieszność. Co też nijak się ma do obietnic ich lidera, że będą całkowicie nową jakością na zmurszałej polskiej scenie politycznej.
Wiele osób jest zgodnych, że Sejmowa Komisja Etyki to narzędzie przestarzałe z którego sankcji posłowie niewiele sobie robią. W dziewięciu przypadkach na dziesięć gra jest warta stawki – cóż znaczy jakaś tam nagana, skoro można zabłysnąć kolejną infantylną wypowiedzią w mediach, co powiększa rozpoznawalność, a ta z kolei w dzisiejszym świecie jest równoznaczna z byciem skutecznym politykiem. Dlatego wypadałoby się zastanowić nad reformą Sejmowej Komisji Etyki – wydaje się, że to rzecz niezbędna, bo posłowie muszą mieć nad sobą bezlitosny miecz Damoklesa karzący ich za głupkowate wybryki. I tu wkracza na scenę Ruch Palikota. Od dziesięciu miesięcy członkowie tego ugrupowania bojkotują posiedzenia SKE. Od momentu, gdy wspomniany pan poseł Ryfiński został odwołany z jej składu; regulamin Sejmu głosi, że w pracach komisji nie może uczestniczyć osoba przez nią ukarana. „Nowa jakość” w polskiej polityce zgłosiła na jego miejsce pana posła Romana Kotlińskiego, ale prezydium Sejmu nie zgodziło się na tą kandydaturę z racji nie posiadania przez pana posła nieposzkalowanej opinii.
Zdaniem wiceszefa Ruchu Palikota, pana posła Dębskiego, bojkot SKE zrodził się „oddolnie” i kierownictwo klubu nie przymuszało doń swoich parlamentarzystów. A bojkot odbywa się dlatego, bo „Komisja Etyki jest komisją inkwizycji w cieniu krzyża”. Ów „krzyż” wziął się tam pewnie dlatego, że to właśnie posłowie Ruchu Palikota są najczęściej karani przez Komisję – i to karani w pierwszym rzędzie za wypowiedzi spłycające wymagające naprawy stosunki państwo – kościół do poziomu antyklerykalnego rynsztoka. Nietrudno więc dla co bardziej wrażliwych doszukać się w tym inspiracji Opus Dei, jezuitów czy innych franciszkanów. Fakty jednak pozostają faktami; z 22 przypadków ukarania posłów w tej kadencji dokładnie połowa dotyczyła członków „nowej jakości” politycznej. Ktoś już kiedyś wykrzykiwał, że w Sejmie to Wersalu nie będzie, nieprawdaż?
Ale Ruch Palikota nie byłby tym, czym jest gdyby nie zaproponował zupełnie innego rozwiązania. Samo założenie jest dobre – posłowie nie są pępkiem świata i nie powinni sami debatować o naruszeniu dobrego smaku przez swoich kolegów i koleżanki. Warto dokooptować zewnętrznych ekspertów, jak proponuje RP – świeże spojrzenie zawsze się przyda. Kolejny pomysł jest już mniej trafny: nie wiem, gdzie powstał pomysł by Komisja skupiła się raczej na transparencji finansowej posłów, ale ostrzegam uprzejmie, że taka idea uderzyłaby rykoszetem choćby w lidera ugrupowania, który do wykaraskania się z kłopotów ze swoim oświadczeniem majątkowym potrzebował werdyktu prokuratury. Werdyktu, który de facto uznał go za nogę z finansów i lekkoducha. Tutaj poparłbym raczej wypowiedź pani poseł Kidawy-Błońskiej, która przypomina, że z jednej strony Ruch Palikota bojkotuje obrady Komisji Etyki, z drugiej zaś…regularnie składa wnioski o ukaranie przez nią innych posłów. I trzeba się z parlamentarzystką Platformy zgodzić, że Komisja musiałaby zmienić katalog kar; może zamiast nikogo nie straszących nagan czy upomnień karać posłów finansowo? Nie od dziś wiadomo, że Polaka najłatwiej nauczy uderzenie po portfelu.
Tylko ja tu sobie tak debatuję, pochylam się z uwagą nad pomysłem Ruchu Palikota a zapomniałem o jednej podstawowej rzeczy. Nad projektem zmian w funkcjonowaniu Komisji Etyki współpracują z profesorami Hartmanem i Środą. Pierwszy solidarnie dzieli swój czas na „Gazetę Wyborczą”, SLD i Ruch Palikota, a ostatnio zasłynął postawieniem znaku równości między nazwaniem kogoś „ch..em” a walką o wolność słowa. Dla pani profesor Środy zaś – etyka ma miejsce tylko wówczas, gdy w okolicy nie ma ani jednego księdza i mężczyzny. Brzmi jak spłycenie, ale wystarczy wczytać się w jej felietony.
Jeśli z takimi ludźmi konsultuje się pomysły na bardziej stanowcze wymuszanie dobrych manier na posłach, to ja bardzo dziękuję, nie mam więcej pytań. Zaznaczę jeszcze, że pan poseł Dębski mówi jakoby Komisja miała zajmować się głównie transparencją finansową. Z całym szacunkiem, ani pani Środa, ani pan Hartman nie są ekspertami od kwestii finansowych. Od etyki – też już coraz mniej.
Inne tematy w dziale Polityka