Po pierwszym artykule we „Wprost” pan minister Nowak się trochę zaplątał. Być może po prostu jeszcze nie podjął decyzji o oddaniu sprawy do sądu – a przed obliczem Temidy korzystać będzie z modnego ostatnio w środowisku Platformy Obywatelskiej pana mecenasa Giertycha. Twierdził oto, że „co do zegarków, które w artykule tak ekscytują autorów (…) chcę oświadczyć, że oddam je tygodnikowi „Wprost” po cenach które zadeklarował w artykule, a całkowity dochód z tej transakcji przeznaczę na wsparcie fundacji opiekujących się ofiarami wypadków drogowych…”. Źle świadczy o człowieku, a ministrze Rzeczypospolitej już w ogóle, jeśli chce oddawać komuś rzeczy należące do kogoś innego, bo przecież od początku pan Nowak twierdził, że zegarki są jedynie pożyczone od jego dobrego kolegi – biznesmena. Nie uznał za stosowne wytłumaczyć się z tej propozycji.
„Wprost” tymczasem kontratakuje i wytacza coraz potężniejsze działa. Dziennikarze zapytują, jak zachować się ma CBA po publicznych usprawiedliwieniach pana premiera Tuska, który odbył rozmowę ze swoim ministrem i stwierdził, że jego tłumaczenia są dlań wiarygodne. Pan minister Nowak był zobowiązany wpisywać do oświadczenia majątkowego dobra o wartości wyższej niż 10 tysięcy złotych, plus do poselskiego rejestru korzyści gdzie umieszcza się rzeczy droższe niż 600 złotych. A dokładna analiza zdjęć pana ministra wykazała, że na nadgarstku pyszniły mu się chronometry o wartości 33 tysięcy, 30 tysięcy i kilkunastu tysięcy złotych. Pan minister Nowak w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” podtrzymywał wersję o wypożyczaniu zegarków z przyjacielem, aczkolwiek stwierdził, że „po tygodniu zwróciliśmy sobie nasze zegarki”. Od razu przyłapano pana ministra na kłamstwie: ten sam pożyczony zegarek nosił we wrześniu i listopadzie zeszłego roku a także w styczniu i kwietniu roku bieżącego.
Autorzy z „Wprost” mają też zastrzeżenia do zabaw pana ministra w ekskluzywnym klubie, gdzie gościł na zaproszenie swojego kolegi, jednego ze współwłaścicieli firmy reklamowej doradzającej rządowi i pracującej przy kampaniach politycznych Platformy Obywatelskiej, również wygrywającej spore państwowe kontrakty. Pan Nowak stwierdził w rozmowie z dziennikarzami tygodnika, że był tam tylko raz – co ich zdaniem też jest kłamstwem, bowiem widywany był w tamtejszej strefie VIP-ów częściej, w dodatku nie płacąc. Rachunki za kilkanaście osób w tej ostoi luksusu wynoszą każdorazowo kilkadziesiąt tysięcy złotych. Jeden z oficerów ABW wspomina, że ścigali wiceszefa NFZ za kolację (wartość: prawie 700 złotych) którą postawił mu dyrektor biura firmy farmaceutycznej. Ów wiceszef trafił za to do aresztu. A tutaj? Cisza.
Są też oskarżenia anonimowe, które trudno zweryfikować – aczkolwiek nie sądzę by „Wprost” mając perspektywy na proces sądowy brnęło dalej w jakieś fantasmagorie. Dziennikarze opisują, że całym ministerstwem trzęsie ledwie 27-letnia szefowa gabinetu politycznego pana Nowaka, a najbardziej wpływowymi ludźmi w otoczeniu szefa resortu są dwudziestokilkuletni doradcy i asystenci, najpewniej w większości wywodzący się ze środowiska Młodych Demokratów. Ludzie bez żadnego doświadczenia i ze słabą wiedzą merytoryczną, którzy gubią się w gąszczu przepisów i doprowadzają do karygodnych opóźnień legislacyjnych w pracach ministerstwa – jak choćby widzieliśmy w wypadku nie przeprowadzanej (mimo kilkunastu miesięcy czasu) nowelizacji prawa lotniczego. Podobno też merytoryczna pracownica biura ministra jeździ za publiczne pieniądze z firmowym szoferem do Hali Mirowskiej po wszelakie warzywa.
Pytań wokół pana ministra Nowaka pojawia się zatem coraz więcej. Pan premier i rząd na razie są wobec niego lojalni, ale to żadna pociecha – historia uczy, że jeśli tylko pan Nowak zacznie być odbierany jako wizerunkowa kula u nogi, pofrunie ze stanowiska w trymiga. Tym smutniejsze jest to, że poleci najprawdopodobniej z przyczyn czysto piarowskich, chociaż biorąc pod uwagę merytoryczne zastrzeżenia – nigdy ministrem nie powinien zostać.
Szykuje się nam przeto wojna sądowa, o ile pan minister Nowak będzie konsekwentny i wytoczy proces tygodnikowi. Jego mecenas też swego czasu groził tabloidowi „Fakt” pozwem i o ile się orientuję, na pogróżkach się skończyło. Ale pan Nowak gra w o wiele poważniejszą grę. Już został przyłapany na publicznym kłamstwie i grunt zaczyna palić mu się pod nogami. Jeśli nie zdoła obronić się przed zarzutami, mogą go nawet czekać prawne nieprzyjemności.
Inne tematy w dziale Polityka