Radna Platformy Obywatelskiej z Siemianowic Śląskich postanowiła napisać list do lidera swojej partii. Partii często podkreślającej swoją wewnętrzną demokrację i poszanowanie każdego członka. W liście tym napisała o błędach jakich dopuszczają się siemianowickie władze PO. Gdy wiadomość o korespondencji z panem premierem Tuskiem ujrzała światło dzienne, została natychmiast zawieszona w prawach członka klubu i – jak ćwierkają wróbelki – może spodziewać się rychłego wykluczenia z szeregów „partii miłości”.
O co poszło? Ano pani Połedniok – najmłodsza radna w Siemianowicach – napisała między innymi: „…nie do takiej PO wstępowałam. Nie dla takiej PO wróciłam z Anglii. Nie takiej PO uwierzyłem. Takich jak ja jest więcej, lecz blokowani przez lokalnych partyjnych baronów jesteśmy z partii wypychani, szykanowani i wręcz postponowani…”. Ma wielkie pretensje do lokalnej wierchuszki; jej zdaniem popieranie prezydenta Siemianowic przez Platformę legitymizuje jego fatalne dla miasta decyzje, a sama partia właściwie nic z tego nie ma. Co więcej: „…PO nie jest tylko organizacją braci Jacka i Adama Matusiewiczów, dla których ważne są tylko kolesiostwo i posady. To oni w pogoni za karierą, pieniędzmi i zaszczytami odcinają się od nas wysokim murem i zapominają o zwykłych obywatelach. Wstyd mi za kuglowanie przez działaczy PO stanowiskami i synekurami. Wstyd mi za Was – za Wasz konformizm i kolesiostwo”.
Tytułem wyjaśnienia: pan Jacek Matusiewicz zamierza starać się o szefostwo śląskiej Platformy Obywatelskiej. Jest obecnie szefem siemianowickich struktur partii, a w przeszłości działał w spółkach pozostających pod nadzorem śląskiego urzędu marszałkowskiego. Jego brat, pan Adam – jest doszczętnie skompromitowanym byłym marszałkiem województwa, odpowiedzialnym za gigantyczne zadłużenie Górnego Śląska i za totalny niewypał Kolei Śląskich, skutkujący obecnie poważną sprawą w prokuraturze. Po dymisji ze stanowiska marszałka natychmiast znalazł zatrudnienie w siemianowickiej spółce miejskiej, gdzie bez żenady doceniono jego „fachowość”. Działacze Platformy Obywatelskiej niechętnie komentowali list młodej radnej. Ktoś wreszcie zdobył się na jakieś stwierdzenie i wydukał z siebie – to przecież frustracja pani Połedniok z powodu jej zawieszenia w prawach członka partii. W dodatku rozchodzi się tutaj o enigmatyczny „brak doświadczenia” radnej, cokolwiek to może oznaczać. Najpewniej to, że starsi działacze pokornie milczą w imię „wewnętrznej demokracji”. Pan Jacek Matusiewicz zarzuty radnej uznaje za „kompletnie nietrafione”, co jest szczytem absurdu: jego rodzony brat w kontrolowanych przez siebie Kolejach Śląskich i urzędzie marszałkowskim wprost bił rekordy umieszczania kolegów z Platformy Obywatelskiej na popłatnych stołkach.
Wczoraj legitymację partyjną złożył pan Żyliński, poseł Platformy Obywatelskiej z regionu warmińsko – mazurskiego. Jak sam tłumaczy, wystąpił z partii – chociaż w klubie PO pozostanie – w ramach protestu i sprzeciwu przeciwko upartyjnianiu samorządów przez Platformę Obywatelską. Jego zdaniem „działacze partyjni zawłaszczają sobie urzędy, do tego dochodzi buta i pławienie się w luksusie. Oni zapomnieli, że rządzić to znaczy służyć”.
Najpewniej pani Połedniok za złamanie siemianowickiej „omerty” zostanie z partii wykluczona. Nikt nie próbuje dyskutować z jej zarzutami merytorycznie, za to częstokroć wypomina się jej ów młody wiek i brak rozeznania w „wielkiej polityce”. Mamy przeto do czynienia z kolejną próbą zamiatania pod dywan wszelkich złych informacji i powszechnego udawania, że nic się nie stało. Ale jak długo jeszcze będzie to odnosić skutek, skoro nawet lokalni działacze Platformy nazywają złe rzeczy po imieniu?
Inne tematy w dziale Polityka