„…Skoro picie alkoholu zakazane jest w środkach komunikacji publicznej, dlaczego można go pić na wysokości kilku tysięcy metrów nad ziemią?” zapytał poseł John Godson ministra Grabarczyka w 2011 roku, postulując wprowadzenie zakazu podawania alkoholu w samolotach. Sprawa po jakimś czasie umarła śmiercią naturalną, chociaż problem wcale nie zniknął, o czym mogą zaświadczyć lotowskie załogi czy polska ambasada w Katarze prosząca pasażerów o „powstrzymanie się od niestandardowych zachowań” na pokładach pewnej katarskiej linii lotniczej. Zaczyna się lato: grille, pikniki, otwarte koncerty i imprezy w miastach. To oznacza, że o ekscesach znowu usłyszymy.
Nie wiem jak zareagował pomysłodawca ukrócenia pijackiego eldorado w samolotach na propozycję swojego kolegi partyjnego, Roberta Kropiwnickiego który chciałby pozostawić samorządom decyzję czy i gdzie na ich terenie można pić alkohol. Zdaniem posła Platformy Obywatelskiej kary za picie alkoholi niskoprocentowych „w parku czy nad rzeką” są zbyt wysokie. Kropiwnicki – zasiadający między innymi w sejmowej komisji sprawiedliwości – twierdzi, że jego opinię podziela wielu innych posłów partii rządzącej a w samym klubie rozpoczęła się (z braku innych ważnych dla kraju problemów) dyskusja na temat złagodzenia przepisów ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi. Kto wie, być może „reprezentanci narodu” debatują nad projektem przy kufelku dobrego piwa w restauracji sejmowej, ciesząc się z niesłychanego przywileju – chyba jako jedyni pracownicy w Polsce mają w miejscu pracy dobrze wyposażony barek z alkoholem i mogą niemal bezkarnie pić w godzinach urzędowania, nierzadko na umór. Bezkarnie, bo przecież utrzymywany za nasze pieniądze poseł PSL Andrzej Pałys za swoje pijackie bełkotanie i desantowanie cudzego samochodu przed kamerą TVN nie dość że nie zniknął z życia publicznego, jeno został z nadania partyjnego dyrektorem Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska.
Kropiwnicki postuluje, by zliberalizować przepisy na kilka sposobów. Przede wszystkim: samorząd powinien wprowadzić strefy, gdzie wolno pić alkohol. Kropiwnicki przekonuje skądinąd, że „…w ostatnich latach jesteśmy świadkami przemian społecznych i kulturowych. Jedną z zauważalnych jest także kultura spożycia alkoholu. Dziś picie wina czy piwa nie jest przejawem patologii…”. Naturalnie to zawsze zależy od okoliczności. Jadąc na zachód i wracając do Polski jak na dłoni widać, że kultura spożycia alkoholu niespecjalnie się u nas poprawiła. Tacy Czesi cieszący się zasłużoną opinią piwoszy potrafią pić i w znakomitej większości nie chodzą do knajp by schlać się na umór. Również Belgowie z ojczyzny najlepszego piwa na świecie raczej się nim delektują, niż zamawiają kufel po kuflu.
Obecne przepisy są z pewnością kłopotem dla ludzi młodych – licealistów i studentów. Można zaryzykować stwierdzenie, że rozpoczynając taką dyskusję Platforma usiłuje wykonać ukłon w ich stronę, jeszcze raz próbując pokazać że jest „cool” i „trendy”, bowiem wiara młodych w partię Donalda Tuska znacznie osłabła. Z drugiej strony wiadomo – jak w przypadku każdych przepisów, tak i tutaj zdarzają się wypaczenia ze strony władz porządkowych; nierzadko Policja czy Straż Miejska urządzają prawdziwe łowy na spokojnie sączących piwo miast robić coś poważniejszego. Ale nie można zapominać, że takich wypijających jedno, góra dwa piwa na łączce w parku jest jednak mniejszość. Inni – jest ich zdecydowanie więcej – stawiają koło siebie zgrabny sześciopaczek i nie wstaną, póki się odpowiednio nie nasmarują. A „nasmarowani” poczynają nabierać większej odwagi niż na trzeźwo i różnie się to kończy.
Póki nie ma konkretnych propozycji, na temat nie wypowiadają się organizacje AA czy PARPA. Najpewniej ich opinia nie będzie specjalnie przychylna dla pomysłów Platformy Obywatelskiej. Trudno też powiedzieć jak zachowa się choćby Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Do końca tez nie wiadomo, czy przez złagodzenie sankcji poseł Kropiwnicki rozumie tylko zmniejszenie kwoty mandatu za spożywanie alkoholu w miejscu publicznym, czy chciałby zupełnie innych rozwiązań prawnych. Dobrym pomysłem byłoby zmuszenie przyłapanych na ostrym pijaństwie do gruntowego posprzątania szkód które narobili – na przykład eleganckiego wyczyszczenia zbrukanego parku ze wszystkich butelek, puszek i petów.
Co do tytułu – jest pewną formą protestu przeciwko tytułowi w poważnej zdawałoby się „Rzeczpospolitej”. Artykuł zatytułowany w iście tablodiowy sposób „Będzie można bezkarnie pić w miejscach publicznych?” mówi jedynie o propozycji liberalizacji przepisów, nie o wprowadzeniu totalnej bezkarności. Kimkolwiek jest redaktor „ag”, napisał głupio.
Inne tematy w dziale Polityka