Pięć lat temu miała miejsce stłuczka samochodowa. Przybyli na miejsce policjanci rutynowo zbadali kierowcę alkomatem. Wydmuchał niemal promil. Sprawa zakończyła się w sądzie. Tam ów kierowca – Szymon Z. – począł zmieniać zeznania. Wpierw na fotelu kierowcy posadził swoją osobistą małżonkę. Potem żonę zastąpił jakiś kolega. Wreszcie troskliwy tato zapewnił sąd – pod przysięgą – że tak naprawdę w momencie kolizji synka w ogóle w aucie nie było, bowiem akurat nawiedzał ojca w domu. Wersję taty miało potwierdzić kilka innych osób, którym synek nawinął się przed oczy podczas rodzinnej wizyty. Sąd potraktował farsę zmiany zeznań ze zrozumiałą surowością i wydał – w dwóch instancjach – wyroki skazujące na Szymona Z. Niefortunnego kierowcę czekała kara grzywny i zakaz prowadzenia pojazdów przez okres dwóch lat. Wydawałoby się – sprawa jak każda inna.
W tej historii tak naprawdę najważniejsza jest osoba troskliwego taty. Tatą jest sekretarz klubu SLD, poseł Ryszard Zbrzyzny. W wolnych od posłowania chwilach zajmuje się również szefowaniem Związkowi Zawodowemu Pracowników Przemysłu Miedziowego w państwowym molochu KGHM. Niesforna prokuratura w Legnicy za nic miała jednak powagę persony z jaką ma do czynienia. Prokuratorzy sukcesywnie oskarżali wszystkie osoby twierdzące, że Szymona Z. nie było na miejscu zdarzenia o składanie fałszywych zeznań. Siłą rzeczy musiało też trafić na posła Zbrzyznego, któremu nie przeszkadzały najwyraźniej nieścisłości logiczne (najpierw kieruje żona, potem kolega) w zeznaniach syna. Zdaniem legnickich prokuratorów „istnieją podstawy, by również posłowi przedstawić zarzut z art. 233 kodeksu karnego”.
Wniosek o uchylenie immunitetu wędruje już do Komisji Regulaminowej i Spraw Poselskich. Jej sprawozdanie zostanie później przegłosowane przez Sejm, a tam szanse są fifty – fifty; mimo poważnych oskarżeń prokuratury wcale nie jest powiedziane, że koledzy posła zgodzą się na pozbawienie go ochrony prawnej. Aczkolwiek inni posłowie po dobroci Zbrzyznemu radzą: zrzeknij się chłopie zawczasu sam, nim w sprawę wkroczy na poważnie prokurator i dziennikarze. Pamiętaj, że sprawa wówczas się przeciągnie i pewnikiem rozwiązania zapadną w okolicach wyborów. A po co ci takie nerwy?
Tyle tylko, że nieścisłości logiczne w zeznaniach to najwyraźniej dewiza rodu Zbrzyznych. Po którymś wyroku w sprawie swojego syna poseł SLD oznajmił osłupiałym dziennikarzom że jest to „nagonka na moją osobę” a sąd oparł się na zeznaniach policjanta oskarżonego o korupcję. Nagonka nagonką, ale jakiś czas później w lokalnych mediach Zbrzyzny senior wypalił: „jeżeli mają na mnie haka, to jestem skłonny powiedzieć, że zrzekam się immunitetu i niech mnie zamkną”. O jakim haku mówił, skoro to wszystko to tylko nagonka – ciężko rzec. I ciężko doprecyzować, bowiem poseł od jakiegoś czasu unika mediów. Być może produkuje kolejne alibi. Ze spraw ciekawszych warto jeszcze zaznaczyć (które to już z kolei) żenujące zachowanie rzecznika SLD, posła Jońskiego, który poważne przecież oskarżenia bagatelizuje: „…to prywatna sprawa posła Zbrzyznego. Nie ma ona związku z działalnością polityczną, a sam poseł uważa, że to hucpa”. Prokuratorom z Legnicy musiało zrobić się przykro.
Troska o dzieci jest godna podziwu. Łatwo się pisze słowa oskarżenia gdy człowiek nie ma pewności co zrobiłby na miejscu posła Zbrzyznego. Może też ratowałby głupiego dzieciaka za wszelką cenę. Ale skoro popełniło się błąd, trzeba za niego zapłacić. Zbrzyzny powinien sam zrzec się immunitetu i stanąć przed sądem.
Ewentualnie można wszystko zwalić na jakichś sanitariuszy pogotowia.
Inne tematy w dziale Polityka