dla niektórych Pan Tygrys dla niektórych Pan Tygrys
381
BLOG

Macki ośmiornicy?

dla niektórych Pan Tygrys dla niektórych Pan Tygrys Osobiste Obserwuj temat Obserwuj notkę 12

Tym razem bez żadnych żartów, sprawa jest śmiertelnie poważna. Zrozumiem, jeśli ktoś po dokładnym przeczytaniu stwierdzi, że przesadzam, że ponoszą mnie spiskowe spekulacje, że ta tutaj argumentacja jest jednak o wiele zbyt wątła, by móc kogokolwiek o zbrodnię podejrzewać. Zrozumiem, sam bowiem zdaję sobie sprawę, na jak wątłym materiale pracuję, jednak mimo to moje podejrzenia są na tyle mocne, że nie mogę ich po prostu zignorować.

No więc, przed chwilą byłem na posterunku Policji, gdzie, nie ukrywając całej formalnej wątłości moich argumentów, pokrótce (bo na tyle mi pozwolono) opisałem sprawę, prosząc, by w przyszłości lokalna policja przyjrzała się podobnym sprawom, bo tu mimo wszystko może być coś na miarę słynnych łódzkich "łowców skór", w wydaniu godnym "Małej Sycylii". 

Zostałem w sumie spławiony. B. subiektywnie, zgoda, ale odniosłem wrażenie, że policjant, z którym rozmawiałem, albo b. nie lubi cokolwiek w ogóle robić, albo w jakiś tam sposób sam... Rozumiemy się? Mam, jeśli nadal ta sprawa mnie dręczy, napisać pismo do Prokuratury, a ona na pewno się tym zajmie. W co akurat słabo wierzę, bo jeśli siedzący w sumie bezczynnie w okienku policjant się nie raczył wysilić, to na pewno nie wysili się Prokuratura, mająca masę spraw na głowie. Nie na podstawie tak formalnie mglistego podejrzenia prywatnej osoby. 

W rozmowie z tym policjantem najbardziej uroczy był taki z grubsza (podaję z pamięci) dialog: 

On: Przy każdym takim przypadku jest przecież lekarz... (tutaj jakieś fachowe określenie na tego lekarza)! 

Ja: Ale w tym przypadku żadnego lekarza nie było. 

On: No to nie było. 

"Dobra, o co więc chodzi?" - pyta niecierpliwy czytelnik. "Przechodź człowieku do konkretów!" Otóż miesiąc temu, 25 czerwca 2019, zmarła moja matka. W szpitalu, gdzie ją zabrało pogotowie, po tym jak zasłabła po powrocie od lekarza, do którego poszła z powodu męczącego ją od jakichś dziesięciu dni kaszlu. Nie był to jakiś przerażający kaszel, słyszałem i emitowałem bez porównania gorsze, a fakt, że moja mama, która, choć wyjątkowo na swój wiek zdrowa, bardzo też lubiła chodzić do lekarza, poszła doń dopiero po tak długim czasie, sugeruje, że to nie był nic śmiertelnego. 

Oczywiście - śmierć osoby liczącej 89 lat, a już szczególnie w czasie tamtych upałów, nie może sama w sobie wzbudzić sensacji (co innego żal), ale od paru dni jej okoliczności coraz mniej mi się podobają, coraz mniej zdają mi się normalne i zdrowe... Po prostu sprawa zaczyna mi śmierdzieć. Choć, powtarzam, przyznam bez oporu, że tu nie ma żadnych twardych dowodów i być ich nawet nie ma jak. 

Co, swoją drogą, stanowiłoby uroczą okoliczność dla bezwzględnego przestępcy... O ile taki by tu występował oczywiście. Nikogo wprost nie oskarżam, po prostu widzę tu i motyw, i możliwość, i całkiem niemało dość jednak dziwnych okoliczności. Co, z kilku różnych a istotnych względów, postanowiłem tu opisać. (Do Prokuratury albo to trafi samo, albo ja to wyślę, albo nie trafi. Jeszcze nie wiem, jak zrobię.) 

Konkretnie było to tak, że mama wyszła, kiedy chyba jeszcze spałem (długo, bo odsypiałem pracowitą noc), po iluś tam godzinach wróciła, ja odbieram na kompie maila od klienta i nagle słyszę słabe "Piotr, Piotr!" Na szczęście (choć niewiele w tym tego szczęścia) nie zignorowałem, wychodzę z pokoju, widzę drzwi do łazienki otwarte, a na posadzce mama leżąca bez ruchu. Zasłała i nie może się podnieść. Zaciągnąłem ją do jej pokoju i położyłem na łóżku. Pytam, czy mam dzwonić na Pogotowie, mówi że nie. 

Wyglądała na słabą, ale nie wprost tragicznie, odzywała się słabym głosem, ale sensownie i zrozumiale. Odszukałem jej komórkę, z której zadzwoniła do zaprzyjaźnionej sąsiadki. W sumie po kilku minutach sąsiadka była u nas i rozmawiała z mamą. Poszedłem dalej załatwiać sprawy z klientem, zresztą w tamtym pokoiku trzy osoby się nie mieszczą, a ja nie miałem powodu tam być. 

Po jakimś kwadransie dzwonek domofonu, Pogotowie, wpuszczam, idą do pokoju mamy. Coś tam przy niej dłubią, ja stoję obok, by udzielać ew. potrzebnych informacji. Pytają na co chorowała, mówię, że ma prawie dziewięćdziesiąt lat, więc trudno po niej oczekiwać genialnego zdrowia, ale w sumie jest wyjątkowo na swój wiek zdrowa, a że zasłabła spędzając w pionie kilka godzin w tym upale, nie wydaje mi się aż tak dziwne. 

Ci na mnie dosłownie z mordą! Teksty, że nieopiekowanie się starą matką jest przestępstwem itd. Nie znoszę, jak jakiś pajac po otrzymaniu odznaki czy legitymacji zaczyna ludzi dookoła, a mnie w szczególności, traktować jak carski stójkowy wozaka, co się zabłąkał na wielkomiejskim skrzyżowaniu, więc też powiedziałem im parę gorzkich słów. Coś tam przy mamie dłubali i zadzwonili po Policję. Dziwne, ale miała się mną zająć, bo nie przywiązałem za nogę do kaloryfera staruszki, która nie tylko była w pełni władz umysłowych, nie tylko chodziła sobie kiedy chciała po osiedlu, ale co pewien czas jeździła na spotkania Lwowiaków do centrum, a kiedy miała za co, także odwiedzała przyjaciółki w Warszawie. 

Policja faktycznie przyszła, trzy minuty wyjaśnienia, coś tam podpisałem i poszli. Tutaj pełna kultura. Wracając zaś do spraw naprawdę poważnych... Po jakiejś pół godzinie ci dwaj sanitariusze (faktycznie mocno bykowaci, if you get my drift, co w moich oczach jest plusem, nie minusem, ale odnotowuję) wyciągnęli mamę, u której już nie dostrzegłem oznak przytomności, a nawet życia, przez nasz wąziutki i zabudowany przedpokój w takiej płachcie z mieszkania i tyle ją, a także ich, widziałem. 

Z sąsiadką się pożegnałem, wiadomo było, że mamę zabrali do szpitala. Nie pytałem do jakiego, bo miała przy sobie komórkę i jeśli zechce, nie omieszka przecież zadzwonić. Żebym jej w czymś pomógł, dowiózł, czy sobie po prostu pogadać. Na drugi dzień, chyba koło południa to było, przychodzi ta sąsiadka, faktycznie przyjaciółka mamy, i mówi, że mama umarła. Zakląłem jak szewc, bo akurat tego nijak się nie spodziewałem. 

Po prostu, kiedy ją ostatni raz widziałem i z nią rozmawiałem, absolutnie nie była w takim stanie, by można było podejrzewać, że za kilka godzin umrze. A już szczególnie, że umrze akurat pod fachową szpitalną opieką po otrzymaniu pomocy od fachowych, pełnych poświęcenia sanitariuszy. Sąsiadka coś chyba mówiła o zapaleniu płuc, jako o przyczynie zgonu, dzisiaj nie jestem na sto procent tego pewien, nic innego o przyczynie nie ma ani w akcie zgonu, ani nigdzie, i nikt mi nic na ten temat nie mówił. Teraz niestety trudno mi już z niej coś wyciągnąć, bo w parę dni po pogrzebie, który miał miejsce kilka dni później, pojechała zarabiać do Niemiec. Jej syn obiecał ją zdalnie wypytać. 

Zapalenie płuc wydaje mi się tu b. dziwne, o ile naprawdę to miałoby być przyczyną. Mama chodziła, czasem do kilku dni kaszlała, fakt, ale o utopieniu się w płucnej wydzielinie nie mogło nawet być mowy, a to, na ile wiem, jest śmierć na zapalenie płuc... No a już szczególnie w szpitalu, o ile kilka godzin temu chodziła, mimo potwornego upału, bez wielkich problemów. 

Serce mama miała jak dzwon, w ogóle długowieczna rodzina i naprawdę żelazne, mimo różnych tam starczych problemów, paru operacji i paru kontuzji, zdrowie. Nie rzucając na nikogo żadnych konkretnych podejrzeń, jednak od kilku dni nie mogę się opędzić od myśli, że - mając wystarczającą motywację - znalazłby tu zastosowanie jakiś Pavulon, czy inny specyfik, tak lubiany przez łódzkich "łowców skór"... Niby dlaczego tego typu akcje miałyby być jakoś wyjątkowo ograniczone do Łodzi? Dlaczego nie mogłyby występować np. w "Małej Sycylii"? ("W" czy "na"? Kto to rozstrzygnie!)

Tylko ten powód, tak? No więc widzę to w ten sposób... Dla organów oczywiście nie, bo wiek i stan narządów nie ten... Dla wystawnego pogrzebu też nie, to mogę rzec z przekonaniem... Jednak pozostaje mieszkanie... Blok jest wczesno-gierkowski, ma z 50 lat i to się czuje, większość lokatorów nie jest chyba bogata, nawet teraz myślę, że sporo mieszkań komunalnych... Mama była swego czasu dość wysoko w biurze Głównego Architekta Gdańska, i to mieszkanie było służbowe, czyli w sumie tak jak komunalne.

Okolica jednak... Wciąż tu budują b. kosztownie wyglądające apartamentowce, w których nikt nie zdaje się mieszkać, więc czysta spekulacja, ale, zanim się ta bańka nie rozpęknie, na pewno niesamowity spekulacyjny zysk. Jak sprawy z nieruchomościami związane rozgrywa się w największych miastach tenkraju, to wiadomo, a Gdańsk akurat nie ma wielkich powodów odstawać od tej stawki pozytywnie - należałoby raczej podejrzewać, że tu może akurat być najgorzej. (Polecam nawiasem mój dawniejszy tekst o "Mafii hazardowej". Też się z tą lokalną urodą krajobrazu wiąże.)

Do morza stąd półtorej kilometra, z kuchni, balkonu itp. wciąż oglądam statki, mimo drzew w Parku Reagana, tych gigantycznych apartamentowców i tego zamkniętego osiedla, które mnie kiedyś zapłodniło do napisania tekstu o Icku. Do Starej Oliwy kilkaset metrów, do kolejki SKM, pętli tramwajowej jeszcze bliżej, sam środek Trójmiasta, obok Uniwersytet,

Trochę dalej AWF... Te tereny muszą mieć ogromną wartość, a już szczególnie dla bezwzględnych spekulantów. O ile tacy by istnieli oczywiście. No i trzeba by się też jakoś popozbywać tych różnych smętnych ludzi, którzy tutaj z łaski itd. itd.... Mieszkają sobie, zajmując bez sensu miejsce pod wielkie i nieprawdopodobnie zyskowne inwestycje. Jak to widzą różni tacy.- przecież oni tego nawet nie ukrywają i nie może być większych wątpliwości!

Tylko teraz pozostaje pytanie: jak daleko oni są gotowi się posunąć? Czy np. uśmiercenie kogoś i tak przecież stojącego nad grobem jakimś Pavulonem... Nie do wykrycia po paru godzinach, nie mówiąc już o kimś, kto został skremowany... Musi kusić, a skoro w Łodzi co najmniej czterech ludzi z tej branży zdołało się w tej sprawie, mimo teoretycznego ryzyka, porozumieć, więc dlaczego mielibyśmy to wykluczyć tutaj?

Tyle mam na razie do powiedzenia. Przepraszam, jeśli ktoś poczuł się rozczarowany i jest całkiem pewien, że nie ma tu absolutnie niczego, co by mogło usprawiedliwić ten wpis, nic co by mogło budzić ponure podejrzenia. Fakt, że to moja matka, z którą przeżyłem ostatnie ćwierć wieku, i wtedy faktycznie była na ogół przesłodka, więc nie jestem całkiem obiektywny...

Jednak te podejrzenia zaczęły mnie nachodzić dopiero w parę tygodni później, nie jest to więc chyba wynik żalu czy szoku. Może moja paranoja, ale nie sądzę. Więcej w razie potrzeby interaktywnie, a gdyby ktoś chciał to wykorzystać, podać dalej, opublikować, użyć jako wsparcie własnego doniesienia czy coś takiego, to proszę się nie krępować! Dzięki za uwagę każdemu, kto do końca doczytał.

triarius

P.S. Zapomniałem podać... Samo w sobie oczywiście nie jest to podstawą do podejrzeń, ale w kontekście nabiera nieco znaczenia - otóż zaraz po owym fatalnym dniu wszędzie dookoła, znaczy w całym budynku, z naszą skrzynką pocztową włącznie, pojawiły się karteczki z anonsem, że "kupię mieszkanie w tym bloku, płacę gotówką". Ostatnio zaś mieliśmy, z idiotycznego powodu, trochę, fakt, moja wina, ale w sumie idiotyzm, ogromne problemy finansowe.( Okazało się, że klienci nie otrzymywali moich faktur, więc ja płaciłem z góry VAT, a potem przez wiele miesięcy bezskutecznie czekałem na zapłatę i zwrot tego VATu. Obłęd!) Masa ludzi musiała o tym wiedzieć.

Jestem super. Łagodny jak letni wietrzyk. Jednak nie zamierzam tu tolerować płatnych Monet, lewiźnianych trolli i platfąsów (jeśli komuś 7 lat nie wystarczyło, to nic tu po nich). Zaś chłopięta od Korwina i innych libertarian, którym zdaje się, że zjedli wszystkie rozumy i pędzą mnie pouczać pokornie proszę, by wzięli na wstrzymanie i raczej poczytali sobie coś z Misesa. Jestem starszy człowiek i ze śmiechu łacno mógłbym dostać przepukliny. Mój prawdziwy blog: http://bez-owijania.blogspot.com/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości