"Otrzymałem, wg zapewnień osób przekazujących, prezent bezpieczny i rozbrojony" - tak miał powiedzieć komendant jako usprawiedliwienie tego, że mu granatnik w biurze wystrzelił. Zapewnili go, że rozładowany, rozbrojony - przecież wiadomo, że osoba, która odbyła podstawowe przeszkolenie posługiwania się bronią - tak, by sobie nie zrobić krzywdy - w coś takiego ma wierzyć, takie zapewnienie ma wystarczyć ;)
Tutaj mały materiał szkoleniowy dla pana policjanta:
https://depozyt.wordpress.com/2016/12/14/kilka-slow-o-bezpieczenstwie-na-strzelnicy-blos/
Polecam akapit "BROŃ". I tłumaczę - jak jedna osoba przekazuje drugiej broń - nieważne, co mówi. Ta odbierająca sprawdza, czy to coś jest załadowane/uzbrojone. Na strzelnicy dostajesz 'pustą' broń od prowadzącego strzelanie - sprawdzasz. Przed chwilą kolega rozładował broń i ci ją podał - sprawdzasz. Odłożyłeś po wystrzelaniu całego magazynka broń na półkę przed torem strzeleckim, zawiązałeś buta (albo nie) i bierzesz broń ponownie do ręki - sprawdzasz. Wygląda to dość głupio, ale stosowanie takich zasad sprawia, że jest mniej wypadków.
Inaczej postępuje się z granatnikami według pana policmajstra ;) Dostajesz w prezencie granatnik - o wiele bardziej niebezpieczny od pistoletu 9mm - i ktoś ci mówi "tam nie ma amunicji w środku, to sama rura jest" - wierzysz na słowo, przywozisz to coś do kraju, bierzesz do pracy. I rozwalasz te biuro nie ze swojej winy. Jesteś pokrzywdzony. Bo przecież cię zapewnili, że amunicji w środku nie ma - to co, miałeś nie wierzyć i sprawdzać, jak jakis Tomasz niewierny ?
Komentarze