Wybuchła afera z sondami. Różni politycy wypowiadają się o tym, jakiego to strasznego fałszerstwa dopuściła się Platforma. Jacek Kurski grzmi, Janusz Korwin-Mikke również, poseł Karski także się produkuje. Fachowo wypowiadają się o czymś, o czymś, o czym pojęcie mają takie same, jakie średniowieczny rycerz miał o budowie atomu. Fakt - korzystają - ale co jest w środku nie bardzo wiedzą.
Pierwsza sprawa - jakiekolwiek sondy internetowe to po prostu zabawa jest. Nie można ich traktować poważnie, ich wyniki nie tylko nie są miarodajne ze statystycznego punktu widzenia, są też bardzo łatwe do manipulowania. Mówiąc w skrócie - bez pomocy kryptografii i jakiegoś centrum certyfikacji (weryfikującego tożsamość głosujących) - nigdy nie ma pewności, że ktoś nie zmanipulował.
Samo korzystanie z takich sond zakłada dobrą wolę głosujących. Jeżeli jest ktoś, kto chce zmanipulować wyniki - to zmanipuluje. Jedni zrobią to lepiej, drudzy gorzej. Są automatyczne systemy zabezpieczające, jednak są to tylko zabezpieczenia przed bardzo banalnymi próbami wpłynięcia na wyniki. Poza tym - żaden system zabezpieczeń nie działa sam - automatycznie. Zawsze musi być ktoś, kto monitoruje, czuwa na straży, i w ogóle ma oko i ucho na pulsie spraw. To, że nagle znikają głosy z sondy - to jest norma wszędzie tam, gdzie ktoś sprawdza, czy nie ma jakichś manipulacji. Ale i tak wszystko to o kant kuli potłuc - jeżeli nie ma rejestracji użytkowników, do tego potwierdzonej wiarygodnie (na przykład przez podpis cyfrowy) - to zawsze wiadomo, że wyników nie można poważnie traktować. Dlatego nikt tego jakoś za bardzo nie zabezpiecza - bo i po co ? Szkoda wydawać kasę na coś, co i tak będzie nieskuteczne, a nawet gdyby było - to wyniki i tak można wyrzucić do kosza (źle wyznaczona próba).
Platforma popełniła błąd umieszczając sondaż na swojej stronie. Za bardzo zaufała internetowi - uwierzyła chyba w słowa, które mówiły, że 'wiadomo kto' ma przewagę w internecie. Ludzie z PO wiedzą przecież, że 'wiadomo kto' im sprzyja. W związku z tym beztrosko umieścili sondę, nie przewidując, co się może stać. Podeszli do sprawy podobnie, jak podchodzą duże portale internetowe - fajnie, jak jest sonda, bo to przyciąga uwagę, jest ciekawe, ludzie lubią oglądać przebieg różnych głosowań, szczególnie takich, które dotyczą ich poglądów. Fachowcy zdają sobie sprawę z tego, że nikt poważny tych sond poważnie nie traktuje. I to jest właśnie błąd PO - wstawiła na stronkę coś niepoważnego, a potem okazało się, że sprawa urosła do rangi afery. Sondaże internetowe to fajna zabawa - ale zabawa ma to do siebie, że łatwo ją zepsuć - wystarczy paru frustratów. Takie rzeczy można przewidzieć.
Jeszcze raz powtórzę - po pierwsze, z punktu widzenia metodyki badań statystycznych, sondy internetowe nie dają żadnej wiarygodnej informacji na temat rzeczywistej opinii społeczeństwa. Nawet tylko tej części, która korzysta z internetu. Sposób wyznaczania próby jest po prostu przypadkowy. Jeżeli dodamy do tego łatwość manipulacji - to mamy po prostu chaos. Bo dopóki wszyscy przestrzegają fair play - jest w miarę OK, ale wiadomo, że w przypadku polityki fair play jest jak yeti. Dlatego całe te gadanie o sondach jest bzdurą od samego początku.
A tu nagle wyrosło nam fachowców. I o manipulacjach mówią. I że jakby to było na stronie PiS, to wszyscy by grzmieli.
A guzik. Ja bym nie grzmiał ;) Nikt rozsądny by nie grzmiał. Bo o czym tu grzmieć ?
Naprawdę lepszy jest ten licznik poparcia. Tu zmanipulować można tylko w jedną stronę ;) A zarzut, że nie ma listy antypoparcia można równie dobrze postawić ludziom zbierającym podpisy poparcia dla tybetańskich więźniów politycznych. Bo przecież jak zbierają podpisy 'za', to mają obowiązek zbierać podpisy 'przeciw'. Tak przynajmniej mówi posłowi Kurskiemu jego - obrażana przez PO - inteligencja.
Ech, fachowcy od wszystkiego... Lepiej niech konstytucję poczytają. Dziś z rana słyszałem posła Karskiego, który naprawdę użył sformułowania 'dyżurni eksperci PO' mówiąc o analizie zgodności z konstytucją prezydenckiego projektu ustawy ratyfikującej pewien traktat. Akurat w tej dziedzinie każdy poseł jest w stanie zdobyć wystarczającą wiedzę, by się o tym wypowiadać. W szkole był uczony, a jak nie był - to może sobie poczytać. Konstytucja jest o wiele prostsza niż technologie sieci komputerowych. Ale z drugiej strony - jeżeli poseł taki jeden z drugim nie jest w stanie sam, na własny poselski rozum ocenić tak prostej sytuacji, jak ta ostatnia 'zgodny-niezgodny', to się nie dziwię, że o sondach internetowych głupoty gadają. Nie dziwię się, ale protestuję. Jak już gadają głupoty, to niech gadają tylko o tym, o czym mają obowiązek gadać. Takie minimum przyzwoitości - niech ograniczą się do swojej działki.
P.S. Żeby nie było, że marudzę na to, że inni gadają o sondach niepotrzebnie sam to jednocześnie robiąc, pragnę zaznaczyć, że ja gadam o gadaniu o sondach, czyli jestem poziom abstrakcji wyżej ;)
jestem z białka
Gęby za lud krzyczące sam lud w końcu znudzą,
I twarze lud bawiące na końcu lud znudzą.
Ręce za lud walczące sam lud poobcina.
Imion miłych ludowi lud pozapomina.
Wszystko przejdzie. Po huku, po szumie, po trudzie
Wezmą dziedzictwo cisi, ciemni, mali ludzie.
a to nasz wieszcz narodowy, jakże przewidujący nasze czasy - a tak dawno temu te słowa pisał
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka