Padł publicznie pomysł rozdawania komputerów najbiedniejszym, komputerów podłączonych do sieci. Jedni wpadają w euforię - inni jak zwykle malkontencą. "Nie uda się, kraść będą, sprzedawać i kupować wódkę". Jeżeli polityk zakłada, że jak ubogi coś dostanie, to zaraz sprzeda i wyda pieniądze na wódkę - to ja takiego polityka chciałbym kopnąć w tyłek tak, by zanim spadnie minęła mu kadencja. Polityk, co ma poczucie, albo tylko tak uogólnia, że biedni ludzie to motłoch, który tylko pije i kombinuje - jest w moich oczach zerem nie zasługującym na szacunek. Ale nie o tym.
Pomysł jest nie tylko bardzo dobry - ale jest tez sprawdzony w biedniejszych krajach. Program 'one laptop per child' - po początkowych problemach (technologiczno-ekonomicznych) ma się w tej chwili dobrze. Dzieci np. w Afryce dostają za darmo laptopa - wartego 100 dolarów. Nie jest to szczyt techniki, procesor jest według 'dzisiejszych' kryteriów wolny - ale jest wystarczający do korzystania z internetu, a nawet do oglądania filmów. Filmy można było przecież z powodzeniem oglądać na pentium 120. Ciekawostką jest to, że komputery te nie mają klasycznego twardego dysku - jest tam specjalna karta pamięci pełniąca jego funkcję. Dzięki temu jest on bardziej odporny na wstrząsy, mniej żre energii, oraz - co może wydawać się dziwne patrząc na ceny podobnych technologii w nowoczesnym sprzęcie - jest tańszy.
W Polsce nie będzie pewnie tych laptopów - jesteśmy na to za bogaci, nie jesteśmy krajem 'trzeciego świata'. Warto jednak pomyśleć, jak powinny wyglądać te komputery, oprogramowanie, oraz dostęp do internetu, aby miało to ręce i nogi.
Po pierwsze - żadna super konfiguracja sprzętu. Do nauki nie potrzeba czegoś, na czym będzie chodzić najnowsza wersja GTA (jak już będzie na PC). Procesor i pamięć wystarczająca do tego, do czego używane są te laptopy za 100 dolarów. Wtedy koszt jednego komputera to będzie kilkaset złotych. Czyli tyle, ile w ciągu paru miesięcy niektórzy dostają zapomogi socjalnej. Nie będzie to żaden super wydatek - ale fakt, będzie. Druga sprawa - system operacyjny. Nie może to być system płatny - żadne Windowsy nie mają prawa tam wejść. Darmowe dystrybucje Linuxa - np. Ubuntu by pasowały. Pod żadnym pozorem zamknięte oprogramowanie Microsoftu - nawet, gdyby dawali za darmo. Bo jest gorsze, bo na 'słabym' sprzęcie nie zadziała. Bo gier jest za dużo nowych ;) A może jednak warto się zakręcić wokół tych laptopów 'za 100$', pogadać z fundacją, która je daje - może można kupić razem z nimi u dostawcy, ponosząc wszystkie koszty?. Dla zainteresowanych polecam stronę: http://laptop.org/. To jest sprzęt przystosowany dla dzieci, ma małe klawisze, jest odporny na wstrząsy, długo był opracowany - może warto skorzystać z ich doświadczeń? Dzieci mogłyby chodzić z nim do szkoły zamiast z ciężkim tornistrem, nauczyciel mógłby zamiast pisać dzieciom polecenia w zeszycie (są jeszcze tacy nauczyciele) zrobić 'send to all', zbieranie prac domowych byłoby prostsze. Chyba coraz bardziej podoba mi się pomysł nie tyle komputera, co taniego laptopa. Jak rodzic 'sprzeda na wódkę', to szkoła to od razu zobaczy. To będzie tak samo, jakby sprzedał na wódkę książki dziecka i zeszyty. Nieufni wobec społeczeństwa politycy będą musieli się zamknąć - kontrola wykorzystania sprzętu będzie za darmo.
Oprogramowanie edukacyjne - powinno być tworzone takie, które będzie chodzić i na Windowsie, i na Linuxach, czy innych Solarisach. Technologie są - np. Java. Technologie darmowe, a jednocześnie 'z górnej półki'. Jak firmy jakieś robią soft edukacyjny w tej chwili na zlecenie MEN - to MEN w warunkach zamówienia powinien napisać 'ma chodzić na Windowsie i Linuxach'. Dla firm produkujących - jeżeli znają się na swojej robocie - to nie jest dodatkowy koszt wytwarzania, wręcz przeciwnie. Chyba, że mają zacofanych programistów, ale wtedy można wybrać lepszą firmę.
Internet. Śmiech politowania mnie ogarnął, gdy przeczytałem wątpliwości pewnego bloggera w radiowy dostęp do internetu, a raczej w jego możliwości. Te wątpliwości są sprzed kilku lat - technologie bezprzewodowe idą do przodu. Sam mieszkam w miejscu, gdzie nawet jaskółki z mojej wioski zawracają - za dwa dni będą montowali mi łącze radiowe - pozbędę się paskudnego łącza przez telefon komórkowy. Prędkość - no niestety, dopiero za 2 miesiące ustawią nadajnik na 5giga - będzie na razie tylko 1. Za 35 złotych miesięcznie. Żeby było śmieszniej, to koszt, który ponosi dostawca za ustawienie 'zbiorczej' stacji nadawczo odbiorczej to kilka tysięcy złotych. Wystarczy, że u każdego sołtysa na chałupie postawi się dodatkową antenę - i będzie super internet - byle do sołtysa było łącze. Ale to też żaden problem. Te łącza mogą być nadzorowane, można od razu zainstalować tam filtrowanie 'brzydkich' stron internetowych - bo będzie z przeznaczeniem 'do nauki/szukania pracy'. Jednocześnie dzięki temu łączu można monitorować każdy komputer - przy odpowiednim jego oprogramowaniu, a gdy systemem operacyjnym będzie Linux, a w płycie głównej da się odpowiednie zabezpieczenia (a przy tak wielkiej skali można to zrobić) - nawet, jak ktoś taki komputer ukradnie, to przy pierwszym podłączeniu do sieci wyśle (bez wiedzy usera) sygnał 'jestem tutaj'. I serwer sprawdzi, czy ten komp ma tam być, czy nie. Takie zabezpieczenia stosuje się od wielu lat w laptopach, a są tanie jak barszcz.
Tyle techniki - żeby nie przynudzać za mocno. Chcę tylko powiedzieć, że technika rozwiewa wątpliwości malkontentów - da się zrobić tak, że nikomu nie będzie się opłacało 'sprzedać i przepić' - bo ominięcie zabezpieczeń może kosztować więcej niż sam komputer. Nie będą dzieci łaziły po pornostronach - gdy łącze będzie od sołtysa, co nadzoruje ;). Technologia dostarczania internetu bezprzewodowego jest tania - główne koszty to infrastruktura, a można wykorzystać na wsiach istniejącą 'infrastrukturę sołtysów'. W mieście jest o wiele prościej.
Pomysł ten jest oczywiście populistyczny. Ładnie brzmi - komputer dla każdego ucznia. Ale mi się taki populizm podoba. Dla dziecka, które nie ma w domu encyklopedii, nie ma internetu - a musi się uczyć jest to bez znaczenia. Ważne jest, że może mieć dostęp do wiedzy całego świata. Za kilkaset złotych wydane przez państwo, za pieniądze, które państwo i tak przekazuje w formie zasiłków. To jest o wiele lepszy pomysł, niż becikowe. Bo to jest inwestycja w edukację. Ma to szansę zadziałać - tylko trzeba podejść do tego z głową. Gdyby nie starczyło na to pieniędzy w budżecie, to jestem za tym, żeby wycofać becikowe, a te pieniądze zainwestować w komputer.
Komputer dla każdego ucznia to dobry pomysł, tylko trzeba uważać, bo można go zepsuć złą realizacją.
Co może pójść nie tak ? Ano - mogą zrobić komputery, które się będzie opłacało sprzedawać (bez zabezpieczeń) 'na wódkę dla rodziców', albo takie, które będą służyły tylko do grania. Mogą dać sobie wcisnąć 'po kosztach' systemy Windows. Albo za darmo (a to dalsze ograniczenie edukacji informatycznej do kiepskich systemów monopolisty - uzależnianie od MS - i tak będzie trzeba potem za to zapłacić). Jest po prostu ryzyko, że rząd - nie mając odpowiedniej wiedzy - wyda pieniądze tam, gdzie nie trzeba ich wydawać. Dlatego trzeba się cieszyć, że jest dobry pomysł - ale patrzeć na ręce, czy jest dobrze wdrażany.
jestem z białka
Gęby za lud krzyczące sam lud w końcu znudzą,
I twarze lud bawiące na końcu lud znudzą.
Ręce za lud walczące sam lud poobcina.
Imion miłych ludowi lud pozapomina.
Wszystko przejdzie. Po huku, po szumie, po trudzie
Wezmą dziedzictwo cisi, ciemni, mali ludzie.
a to nasz wieszcz narodowy, jakże przewidujący nasze czasy - a tak dawno temu te słowa pisał
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka