Podobno politycy odzwierciedlają to, kim są ich wyborcy. Na naszym podwórku widać to bardzo wyraźnie, widać to też za wielką kałużą.
Barack Obama zapomniał o Polsce wymieniając strategicznych sojuszników USA w Europie. Cała masa teorii się pojawiła - że Obama będzie marginalizował Polskę, że dla niego nie jesteśmy tak ważnym sojusznikiem jak taka Francja czy Niemcy. I że generalnie zignorował i nie odwdzięczył się za sojuszniczą współpracę.
Prawda moim zdaniem jest zupełnie inna - Barack Obama to po prostu typowy, trochę mniej niedouczony od innych Amerykanin. Amerykanin, dla którego wszystkie obozy koncentracyjne to Auschwitz, i któremu mały kraj - taki jak Polska - nie bardzo się kojarzy w kontekście sojuszników USA. Nie kojarzy się - bo nie miał z nią za bardzo do czynienia na tym polu, a przy okazji kampanii wyborczej uczył się innych rzeczy, i nie odrobił lekcji o Polsce. Co może wydawać się dziwne - bo jest członkiem odpowiednika naszej komisji sejmowej do spraw zagranicznych (Foreign Relations Committee) oraz komisji do spraw weteranów - ale przecież jak spojrzymy, na jakich zasadach w Polsce posłowie zasiadają do komisji parlamentarnych, i jak fachowa i dogłębna jest praca niektórych z nich - to stwierdzimy, że uczestnictwo w takiej komisji nie musi oznaczać fachowości w temacie. Póki nie jest prezydentem, i nie musi się zetknąć z tematem - chcąc, lub nie chcąć - nie wie pewnych rzeczy.
Nie ma się co obrażać, czy wyciągać daleko idących wniosków z faktu zapomnienia o Polsce - ale jedno jest jasne - zaciągnął właśnie wobec niej dług. Jest nam coś winien - będzie musiał nadrobić albo w kampanii wyborczej, albo - jeżeli wygra - później. W dyplomacji takie sprawy są pamiętane długo. Jeżeli negocjacje w sprawie tarczy przeciągną się do czasu nowego prezydenta USA (a bardzo wiele na to wskazuje), to można będzie na tym trochę ugrać. Powiedzieć 'wiecie, my tę tarczę chcemy, ale nasi obywatele po tej wpadce muszą poczuć, że jesteśmy dla was ważni' . Taki argument trudniej obalić, niż po prostu 'chcemy więcej kasy', albo 'chcemy nowoczesną broń'.
Sojusz Polska - USA jest dziwnym sojuszem. Z jeden strony kraj o bogatych tradycjach demokratycznych, w którym prezydent po podsłuchiwaniu opozycji musi abdykować, kraj, w którym politycy wychodzą z biznesu, i negocjacji uczyli się na własnych pieniądzach - a z drugiej strony kraj postkomunistyczny, o słabych standardach demokracji, z ludźmi, wśród których tylko mały procent negocjował kiedyś naprawdę duże i ważne rzeczy - w 'prawdziwym' środowisku (polityczne targi międzypartyjne w Polsce to nie jest prawdziwe środowisko negocjacji).
Nic więc dziwnego, że do tej pory z sojuszu z Ameryką za dużo nam nie przyszło. Bo targowali się z nami tak, jak są przyzwyczajeni - by ugrać jak najwięcej. A że są lepszymi graczami - to te targi często kończyły się naszą przegraną. Tym bardziej, że kart mamy dosyć mało. Stąd małe zyski polskich firm w Iraku czy też dziwnie realizowane umowy offsetowe. Traktują nas jak dużych chłopców - nie dają taryfy ulgowej. Czy mamy im to mieć za złe ?
Barack Obama zapominając o nas dał nam fajne narzędzie do ręki. Jedno, co musi zrobić - to przynajmniej wysłuchać Polonusów, którzy oburzeni będą mu wypominać wpadkę. Nie ma za bardzo wyrobionej wiedzy o Polsce - można więc mu ją wyrobić. Podczas kampanii wyborczej nie może przecież odmówić rozmowy 'lobby polskiemu', które będzie chciało dać szansę kandydatowi na prezydenta na nadrobienie zaległości. Powinno się więc go dopaść, i z sympatią pokazać, że Polak - Jankes, dwa bratanki. Kościuszko, Pułaski - aż do pana Polko - piękną historię da się z tego ułożyć ;) Przypomnieć zimną wojnę, oraz to, w jaki sposób upadła potęga ZSRR w środkowo-wschodniej Europie. Po czymś takim będzie musiał wykonać jakiś gest.
Dziwni są ci Amerykanie - z jednej strony statystyczny zasób wiedzy ogólnej mają taki, że Europa się z nich nabija, a z drugiej strony są potęgą światową, z którą w tej chwili mało kto może się zmierzyć. Niby niedouczona mieszanina kultur - a wszystkim jakoś zależy na tym, żeby mieć z nimi dobre układy. I żeby chociaż słowem wspomnieli o kimś maluczkim. Tak jak potulnemu, zakompleksionemu pracownikowi, któremu zależy, żeby niedouczony (o czym pracownik nie śmie nawet pomyśleć) prezes wspomniał jego imię na firmowej imprezie. Nam powinno zależeć na czymś więcej - skoro nie wspomniał naszego imienia, to niech chociaż da podwyżkę ;)
jestem z białka
Gęby za lud krzyczące sam lud w końcu znudzą,
I twarze lud bawiące na końcu lud znudzą.
Ręce za lud walczące sam lud poobcina.
Imion miłych ludowi lud pozapomina.
Wszystko przejdzie. Po huku, po szumie, po trudzie
Wezmą dziedzictwo cisi, ciemni, mali ludzie.
a to nasz wieszcz narodowy, jakże przewidujący nasze czasy - a tak dawno temu te słowa pisał
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka