Maciej Konarski Maciej Konarski
617
BLOG

Ballada o wyklętym narodzie

Maciej Konarski Maciej Konarski Kultura Obserwuj notkę 6

Burza, która wybuchła trzy lata temu za sprawą popularnej pieśni o burskim generale przyniosła na nowo pytanie o miejsce białych Afrykanerów w społeczeństwie RPA. Kontrowersje w końcu ucichły ale problem nie zniknął.

Bok van Blerk (wł. Louis Pepler) był młodym i nieznanym szerzej folkowym artystą, śpiewającym w języku afrikaans.  Wszystko zmieniło się jednak, gdy w marcu 2006 r. wydał swój debiutancki album Jy praat nog steeds my taal („Wciąż mówisz w moim języku”) dzięki któremu poznała go cała Republika Południowej Afryki. Choć uściślijmy, poznała go nawet nie tyle dzięki albumowi, co jednej z kilkunastu znajdujących się na nim piosenek. Utwór ten nosił tytuł De la Rey i od niego też wszystko się zaczęło...

Ta prosta, acz chwytająca za serce pieśń opowiada o losach grupki partyzantów z ostatnich dni wojny burskiej. Ich farmy zostały spalone, żony i dzieci umierają w angielskich obozach koncentracyjnych, a oni sami, osaczeni przez przeważające siły Brytyjczyków, wzywają legendarnego generała de la Rey („Lwa Zachodniego Transwalu”) by ten jeden ostatni raz poprowadził ich do walki… Utworowi towarzyszył nie mniej sugestywny wideoklip.


Świadomie bądź nie, Bok van Blerk trafił za pomocą tej pieśni prosto w serce afrykanerskiej społeczności. De la Rey zdobył oszałamiającą popularność, a debiutancki album van Blerka stał się najlepiej sprzedającym debiutem w historii południowoafrykańskiego rynku fonograficznego. Bilety na koncerty sprzedawały się jak ciepłe bułeczki, a socjologowie mówili o fenomenie, czy wręcz narodzinach „pokolenia De la Rey”.

Afrykanerzy byli zachwyceni, lecz wielu innych obywateli „tęczowego narodu” podeszło do całej sprawy z dużą rezerwą. Nie uszło uwagi, iż na wielu koncertach van Blerka fani pojawiali się ze starymi południowoafrykańskimi flagami – symbolem ery apartheidu.  Sugerowano też, że niektóre fragmenty utworu - te o „narodzie, który ponownie powstanie” czy zwłaszcza refren „De la Rey, czy przybędziesz poprowadzić Burów?”, są de facto wezwaniem do przemocy i oporu wobec nowego, postapartheidowskiego rządu.

Kontrowersje, które wzbudziła piosenka były na tyle duże, że głos w jej sprawie zabrały państwowe organy i politycy z pierwszych stron gazet. Południowoafrykański departament ds. sztuki i kultury wydał nawet oficjalne oświadczenie, w którym ostrzegał, że „popularna pieśń może zostać zawłaszczona przez skrajnych prawicowców” oraz groził, iż „każdy kto dopuszcza się zdrady, bez względu na metody które stosuje, może się spodziewać kłopotów z prawem”. Opozycyjny Sojusz Demokratyczny replikował, że śpiewaną na każdym wiecu rządzącej partii pieśń Umshini wami (w jezyku zulu: „podajcie mi mój karabin”) też można uznać za wezwanie do przemocy.

Sam piosenkarz przekonywał, że De la Rey nie zawiera żadnych politycznych treści, a on nie może zmusić swych fanów, by nie przynosili starych flag na koncerty. „Chciałem po prostu zrobić coś dla języka i kultury Afrykanerów. Jestem muzykiem, a nie politykiem” mówił.

Polityka, jak to polityka – rządzi się własnymi prawami, a RPA nie różni się pod tym względem od Polski czy też innych krajów. Po pewnym więc czasie burza ucichła, media znalazły sobie nową pożywkę, na listach przebojów pojawiły się nowe utwory, a politycy znaleźli sobie inne „doniosłe” sprawy, w sprawie których mogli zabrać glos. Pytania, które wywołała debata wokół De la Rey nie znalazły jednak odpowiedzi. Dotyczą ono miejsca białych Afrykanerów w południowoafrykańskim społeczeństwie.

Wedle oficjalnych statystyk w RPA mieszka dziś ok. 2,5 miliona  Afrykanerów (niektórzy mówią, że jest ich ponad trzy miliony), co czyni ich trzecią pod względem wielkości grupą etniczną w kraju oraz trzonem jego białej populacji (obliczanej na ok. 4,4 miliona). Jednakże status Afrykanerów zmienił się radykalnie w ciągu ostatnich 15 lat. Przed 1994 rokiem byli narodem rządzącym, do którego właściwie należało całe państwo. Dziś stanowią tylko jedną z wielu mniejszości, co gorsza przez rząd i większość pozostałych grup traktowaną z mniej lub bardziej oficjalną nieufnością i wrogością.

Po upadku apartheidu Afrykanerzy musieli stawić czoła wyzwaniom, które nigdy wcześniej nie stanowiły dla nich poważniejszego problemu. Forsowana przez nowy rząd „akcja afirmatywna” pozbawiła pracy tysiące białych i przyniosła wielu z nich znaczącą pauperyzację. Niektórzy obliczają, że 350 tysięcy Afrykanerów boryka się dziś z ubóstwem, a 150 tysięcy z nich można wręcz uznać za żyjących w nędzy. Uderza też w nich szalejąca przestępczość, przed którą wcześniej szczelnie ich chroniono. RPA bije niechlubne rekordy pod względem liczby morderstw i gwałtów, których sprawcami są najczęściej czarni a ofiarami – nierzadko biali. Gwoli uczciwości należy przyznać, że to najczęściej czarni są zarówno ofiarami jak i sprawcami przestępstw ale dla Afrykanerów, których bezpieczeństwo było w erze apartheidu priorytetem policji, jest to i tak sytuacja trudna do zniesienia. Co gorsza, w przeciwieństwie do potomków anglojęzycznych kolonizatorów, nie mogą tak po prostu wyemigrować. Afrykanerzy zamieszkują Południową Afrykę od XVII wieku, a ich związki z Europą są iluzoryczne. Dziś bardziej pasuje do nich określenie „biali Afrykańczycy” niż „potomkowie kolonizatorów”.

Szczególne oburzenie budzą poza tym powtarzające się napady na białych farmerów, zazwyczaj Afrykanerów, których od upadku apartheidu zamordowano blisko trzy tysiące - często w bardzo brutalny sposób. Rząd twierdzi, że jest to po prostu jedna z odsłon ogólnokrajowego problemu przestępczości, lecz wielu Afrykanerów uważa, że mordy są popełniane z przyczyn politycznych i mają na celu wypędzenie ich z ziemi przodków. Radykałowie mówią wręcz o „pełzającym ludobójstwie”.

Najbardziej jednak bolą Afrykanerów ciosy w ich tożsamość i narodową dumę. Tym jest bowiem dla nich polityka historyczna nowego rządu, której przejawem jest chociażby próba zmiany nazwy stolicy z Pretori na Tshwane. Nieznośne dla Afrykanerów jest też ciągłe obarczanie ich zbiorową winą za zbrodnie apartheidu. Czasem mogą oni odnieść wrażenie, że w powszechnym odczuciu ich historię i tradycję znaczą wyłącznie czarne karty, a ich obecność jest dla Południowej Afryki największym historycznym nieszczęściem. Ta otaczająca Afrykanerów negatywna atmosfera wykracza zresztą poza granice RPA. Przyjrzyjcie się tylko państwo jak często chociażby w hollywoodzkich produkcjach o Afryce biali Południowoafrykańczycy pełnią rolę czarnego luda (w starszych filmach są to zazwyczaj funkcjonariusze reżimu apartheidu, w nowszych - bezwzględni najemnicy).

Właśnie tym tłumaczy się niezwykłą popularność De la Rey. Pieśń opowiada bowiem o bohaterskiej walce z ogromnym imperium, którą podziwiał cały świat; o miłości do ziemi; o przywiązaniu do rodziny – jednym słowem o wszystkim tym, co w historii i kulturze Afrykanerów jest najbardziej czyste i szlachetne. Również i sama postać Koosa de la Rey może budzić dumę. Wybitny wódz; szczery demokrata; człowiek pokoju, który uczynił wiele by pojednać Burów z Brytyjczykami - de la Rey jest dziś jedną z najbardziej jasnych postaci w historii Afrykanerów. Nic dziwnego, że  wypowiedziach wzruszonych fanów pojawiały się zwykle dwa słowa: „duma” i „nadzieja”.

Afrykanerzy muszą dziś na znaleźć swoje miejsce w południowoafrykańskim społeczeństwie ale widać nie wyraźnie, że nie można ich pozostawić samych z tym problemem. Owszem, muszą poradzić sobie z syndromem utraty władzy i wyzbyć pogardy dla innych ras i narodów (nawet białych!), którą wpajano im przez wieki. Jednak również rządząca czarna większość musi być gotowa przyznać, że Afrykanerzy są jednymi z twórców tego państwa - jego kultury, tradycji i zamożności. Jeśli tak się stanie, Afrykanerzy ze swym bogactwem i wykształceniem będą się mogli stać się „jednym z kolorów tęczowego narodu” i przyczynić się do dalszego rozwoju RPA. Jeśli nie, poczucie marginalizacji i odrzucenia wepchnie ich w ramiona tych, którzy wciąż nie dopuszczają do siebie myśli, że apartheid odszedł do przeszłości.

Ostatnie 15 lat nie nastraja pod tym względem optymizmem ale kto wie, może pojawi się światełko w tunelu? Warto zwrócić uwagę, że trakcie kampanii wyborczej przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi, przywódca rządzącej partii (dziś prezydent) spotkał się z liderami afrykanerskiej społeczności. Jacob Zuma rozmawiał z nimi w języku afrikaans, by na zakończenie oświadczyć, iż Afrykanerzy „są jedynymi prawdziwymi Południowoafrykańczykami spośród wszystkich białych w RPA”.

Nic dodać nic ująć.

(Tekst ukazał się pierwotnie na Portalu Spraw Zagranicznych)

Konflikty.pl - historia i militaria

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura