tsole tsole
643
BLOG

Groteska w skokach narciarskich

tsole tsole Rozmaitości Obserwuj notkę 1

 

Obserwując ewolucję przepisów w skokach narciarskich trudno się oprzeć wrażeniu, że wkraczamy w świat groteski. Weźmy choćby pod lupę dyskwalifikacje skoczków za nieprawidłowy (niezgodny z przepisami) kombinezon. Sędziowie szafują nimi z beztroską hojnością, acz sprawiedliwie - czyli ślepi na narodowość, czy nazwisko skoczka. Ostatnio oberwało się Kamilowi Stochowi, który w środowym konkursie Pucharu Świata w Klingenthal wywalczył 9. miejsce, ale później został zdyskwalifikowany właśnie za nieprzepisowy kombinezon. Potraktujmy więc to jako swoiste case study.
 
Co zadecydowało o tym, że strój lidera kadry Polski uznano za niezgodny z regulaminem?
- Nie chodzi nawet o to, że był za duży, tylko przód z tyłem okazał się niesymetryczny - wyjaśnił "Przeglądowi Sportowemu" trener polskiej kadry Łukasz Kruczek, a  w rozmowie z serwisem Skijumping.pl. dodał, że do spełnienia wymogów kontroli zabrakło kilku milimetrów (sic!).
- Dlaczego ta dyskwalifikacja akurat teraz, nie wiemy, bo kombinezon jest używamy przez Kamila od dłuższego czasu i nigdy nie było z nim problemów - stwierdził szkoleniowiec. - Lepiej, że takie kwestie wychodzą przed Mistrzostwami Świata, bo wiemy, co musimy jeszcze dopracować.
 
Czytając to, człowieka ogarnia najpierw niedowierzanie (kilka milimetrów? przecież każdy ruch powoduje odchylenia i odkształcenia materiału o taką wielkość! I jaki to ma wpływ na rezultat?) następnie irytację (bo znów biurokraci, pragnąc wykazać swoją nieodzowność, wymyślają paranoidalne przepisy, całkiem jak słynna krzywizna banana), wreszcie zdumienie, dlaczego skoczkowie i trenerzy na to pozwalają? Przecież Kruczek wydaje się wręcz cieszyć: mieliśmy szczęście, że to jeszcze przed Mistrzostwami Świata. Spoko, panie trenerze! Skoro „kombinezon jest używamy przez Kamila od dłuższego czasu i nigdy nie było z nim problemów”, to nie ma Pan żadnej gwarancji , że Stoch (lub każdy inny Pana podopieczny) nie zostanie zdyskwalifikowany także podczas Mistrzostw Świata, skacząc w wielokrotnie już sprawdzanym kombinezonie!
I pytanie podstawowe: jeśli już taką kontrolę się robi, to dlaczego nie PRZED skokami tylko po pierwszej serii (były takie przypadki) lub po zawodach? Co stoi na przeszkodzie? Komu potrzebne są naturalne w takim przypadku podejrzenia o manipulację wynikami, o tzw. „sędziowanie pod stołem”?
 
Internauci kpią sobie na całego w komentarzach, składając kolejne propozycje poziomem groteski dorównujące już wprowadzonym: „w skokach wprowadzić kategorie: wagową, wzrostową, rozmiaru buta, i szerokości dłoni, długości szyi…”, „skakać na golasa, będzie wesoło”.
Z humorem do sprawy podchodzą także zawodnicy, np. Piotr Żyła na Facebooku: "tiki taki vogtland arena Klingenthal zawsze szczesliwa:-))) wczorajsza analiza pomogla tylko wykonanie sie zmienilo: trza kucnac, garbik musi byc, a reszte z piet przez palce miedzy szpice i heja:-))) szkoda Kamila, mial 1cm tyl szerszy od przodu na dlugosci 3cm itak to nic nie daje, a akurat pierwszy raz sprawdzali ten przepis:-( " (pisownia oryginalna).
 
Lecz rzecz nie jest wcale do śmiechu. Wszak z zacnej konkurencji sportowej na naszych oczach tworzy się jakieś paranaukowe dziwactwo. Dążąc do nieskazitelnej równości warunków dla każdego zawodnika (która w sportach plenerowych jest wszak utopią) wprowadzono skomplikowany system punktacji wymagający równie skomplikowanego systemu aparatury pomiarowej i finezyjnego oprogramowania. W rezultacie okazuje się, że najważniejsze w skokach są symetryczne kombinezony, punkty za wiatr i zmianę belki startowej, punkty za styl, a to, co jest esencją tego skoku (jego długość) schodzi na plan ostatni. Wyprane z pierwotnej emocji zawody przypominają obecnie jakieś zmagania maniaków gier komputerowych .
 
A skoro już w tym miejscu jesteśmy, to puśćmy wodze fantazji i wyobraźmy sobie skoki narciarskie w najbliższej przyszłości. Mam bowiem do zaproponowania system absolutnie obiektywizujący jakość skoku, pozwalający na idealne porównanie dokonań poszczególnych zawodników skaczących w różnych warunkach. Zakłada on, że równolegle ze skokiem każdego zawodnika wykonuje skok także zawodnik wirtualny. W komputerze zostaje bowiem stworzony na podstawie bieżących pomiarów (znacznie wszechstronniejszych i dokładniejszych niż to ma miejsce dziś) cyfrowy model skoczni, w którym maszyna wylicza optymalną trajektorię i stylistykę lotu skoczka wirtualnego, na wzór wirtualnego szachisty grającego systemem optymalnych ruchów. Jednocześnie kamery śledzą skoczka i rejestrują wszystkie jego odchylenia od trajektorii i stylistyki optymalnej. W rezultacie obliczany jest wskaźnik analogiczny do średniokwadratowego odchylenia krzywej pomiarowej od krzywej teoretycznej. Wskaźnik mierzący odchylenie od idealnego skoku, ergo zapewniający idealną porównywalność między zawodnikami, bo każdy wszak jest konfrontowany ze „swoim” skoczkiem wirtualnym, skaczącym dokładnie w takich samych warunkach.
W ten sposób znika potrzeba sędziowania i ciągania po wszystkich skoczniach (w trudnych warunkach zimowych) wszelkiej maści jurorów. Panowie sędziowie zadowoleni?
Może się wręcz okazać, że w ten sposób zniknie w ogóle potrzeba uczestnictwa „żywych” skoczków. Po co narażać zdrowie i życie ludzi, skoro mogą to być wirtualne fantomy?
 
tsole
O mnie tsole

Moje zainteresowania koncentrują się wokół nauk ścisłych, filozofii, religii, muzyki, literatury, fotografii, grafiki komputerowej, polityki i życia społecznego - niekoniecznie w tej kolejności.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Rozmaitości