(..) Rosyjska służba bezpieczeństwa miałaby i tak dość powodów, żeby zgładzić Litwinienkę. Były agent KGB zbytnio angażował się przeciwko Kremlowi oraz miał misję zdemaskowania działań FSB i zdefiniowania na nowo jej roli we współczesnej polityce - jako organizacji terrorystycznej wspierającej reżym Putina oraz na własną rękę realizującą siłowe przejęcia ekonomiczne zarówno w Rosji jak i za granicą. Litwinienko wraz z Jurijem Felsztińskim napisał książkę o jednoznacznie brzmiącym tytule: „Wysadzić Rosję”. Nie tylko treść publikacji, gdzie Felsztiński oraz Litwinienko oskarżają FSB o zaaranżowanie zamachów bombowych, o które później oskarżeni zostaną Czeczeni, wzbudziła wściekłość rosyjskich władz. Sam (pośredni) cel tej książki jest dla wszystkich jasny – wytrącić z impetu Kreml i FSB oraz spowodować, że polityka rosyjska będzie przejrzysta dla mediów. Za takie rzeczy w Rosji idzie się do piachu. Jawność działań putinowskiej służby bezpieczeństwa jest tak samo realna, jak wegetariańska dieta dla tygrysa.
Ostatnie 23 dni życia Aleksandra Litwinienki
Litwinienko po uzyskaniu brytyjskiego obywatelstwa w czym najprawdopodobniej dopomogły angielskie i amerykańskie służby specjalne (nie wierzę, aby odbyło się to w oparciu o standardowe procedury) poczuł się wreszcie bezpiecznie. Cieszył się jak dziecko, że teraz jest nieosiągalny dla dawnego KGB – zaczął aktywnie działać na rzecz ujawnienia prawdy o FSB, a być może także na rzecz amerykańskiego wywiadu. Jednak Rosja nie ogranicza się wcale do własnego terytorium – macki wykwalifikowanego sztabu zabójców są o wiele dłuższe niż nawet sam Litwinienko mógł sądzić.
1 listopada 2006 roku u świeżo upieczonego poddanego angielskiej Korony wystąpiły objawy przypominające ostre zatrucie bądź poważną infekcję. Jak później wykazało śledztwo przyczyną był Polon 210. Jednak Litwinienko zbagatelizował sprawę – uznał, że nawet jeśli padł ofiarą rosyjskich agentów, to zdołał przeżyć próbę otrucia. Postanowił nie nagłaśniać sprawy i czekał, aż zdrowie się samo poprawi. Zażył błękit pruski – standardowe antidotum na działanie substancji promieniotwórczych. Gdyby postąpił rozważniej i natychmiast powiadomił Scotland Yard, że podejrzewa próbę zabójstwa, Andriej Ługowoj nie zdążyłby opuścić terytorium Wielkiej Brytanii i zostałby ujęty. Niestety Litwinienko zbytnio ufał samemu sobie. Za późno przyjął odtrutkę, którą należy podać 48 godzin po przyjęciu pierwszej dawki promieniowania. Zanim trafił pod obserwację specjalistów, zanim odkryto w jego organizmie truciznę zdążył jeszcze odebrać telefon od Ługowoja, który tylko upewnił się, że wszystko jest pod kontrolą i Litwinienko nie podejrzewa spisku.
Brytyjska policja znalazła ślady polonu na spodeczku od herbaty i filiżance. Zabezpieczone pochodziły z kolacji, którą zjadł w towarzystwie Ługowoja – na ubraniu Litwinienki nie było śladów substancji, na pewno nie przyniósł jej ze sobą do kawiarni. Po 23 dniach od zamachu na swoje życie Litwinienko zmarł.
Putinowska propaganda WikiLeaks
Jak w takim razie w obliczu tych faktów wygląda propaganda kremlowska wsparta doniesieniami WikiLeaks o niby-działaniach brytyjskiego wywiadu przeprowadzonych zanim Litwinienko spotkał się Ługowojem? Wygląda blado. Co Rosja zamierza ugrać dzięki otrzymaniu pseudodowodów, że nie stoi za zabójstwem? Moim zdaniem Putin przygotowuje podatny grunt pod swoje interesy oraz stara się wyczyścić przedpole, gdyż sprawa Litwinienki za pewne jeszcze wróci. Tymczasem trzeba odwlec moment nastepnej publicznej spowiedzi dlaczego Ługowoj nie został wydany Brytyjczykom. Do kogo jest skierowany przekaz? Do „europejskich gołębi” będących w stałej gotowości by zanieść gałązkę oliwną zgnębionym oraz niesłusznie pomówionym, byleby media odpowiednio przygotowały speach w obronie zabójców i krętaczy.
Propaganda WikiLeaks jest szyta bardzo grubymi nićmi, ale daje dużą przewagę Putinowi. Po pierwsze w Europie zgraja pożytecznych idiotów po raz kolejny stanie w obronie Rosji - a razem z nimi wszyscy, którzy płacą dolarami za rosyjską ropę i gaz – i ogłosi „odpieprzecie się od Władymira”; po drugie ze względu na brak dowodów, które mogłoby przynieść przesłuchanie Ługowoja, Brytyjczycy pozostaną bezradni.
Rosjanie mają olbrzymie doświadczenie w zacieraniu śladów. Postępowanie przygotowawcze, ekspertyzy medyczne i sądowe są zawsze przeprowadzane z wyłączeniem jawności, gdy tylko sprawa dotyczy działań FSB. W ten sposób tylko dziennikarstwo śledcze i opozycjoniści mogą wydobyć prawdę na wierzch. Tymczasem media w Rosji nie wspominają o terrorze putinowskiego reżymu – są praktycznie uzależnione od władzy lub nie mają interesu, by cokolwiek zrobić w sprawie krzewienia swobód demokratycznych. Być może polski mainstream bierze z Rosjan przykład, bo w Polsce sytuacja zaczyna wyglądać podobnie.
Czy nie okazuje się, że WikiLeaks gra w jednej drużynie z Putinem i jego interesami? Osobiście uważam, że nowy portal informacyjny Assagne’a służy do tego, aby wyprodukować pozornie niezależne, ale jednakowoż skrupulatnie kontrolowane przez europejskich lub zajatyckich oligarchów pseudoinformacje. Jeśli mamy do czynienia z nową platformą medialną, to będzie ona tubą propagandową Wielkiej Trójki.
Czy zatem my Polacy jesteśmy świadomi, na jakich zasadach rozpoczynamy grę z Wiki w rosyjską ruletkę?
Link do części pierwszej: tu154eu.salon24.pl/260979,jak-wikileaks-gra-w-rosyjska-ruletke-czesc-i
"Uwaga: Czytanie tego bloga, samodzielne przemyśliwanie zawartych w nim treści, nieskrępowana krytyka, dzielenie się zamieszczonymi na blogu opiniami ze znajomymi, rodziną, kol. z pracy oraz powoływanie się na te opinie w jakikolwiek inny sposób - bez zgody autora surowo wzbronione. Wszelkie odstępstwa od ww. postanowień mogą zostać zniesione po uprzednim złożeniu podania w 3 egzemplarzach oraz merytorycznym uzasadnieniu wniosku"
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka