twardek twardek
114
BLOG

Ku przysporzeniu nowych obywateli naszej Rzeczypospolitej (2)

twardek twardek Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 8

Cztery dni do miłości (fakty i fikcja) - dzień drugi -

Takie sobie opowiadanie, całkiem amatorskie, opublikowane kiedyś na Frondzie. Teraz, tu poświęcone zbożnemu dziełu poczęcia nowych istnień polskich, w relaksie :) czasu wirusa Byłem świadkiem narodzin opisywanej miłości (a więc nie jestem Kurdejem).

Lata 50/60 ubiegłego wieku. W tych ‘sprawach’ chyba zmieniło się dużo. Możecie, młodzi, przeczytać, jak wtedy, przynajmniej z tym dwojgiem, było.

No więc jest wigilijny ranek. Nie wyspany, chwacko jednak zebrałem się w sobie i pojechałem do pracy, jak zwykle tramwajem. Bliżej Śródmieścia, z każdego przystanku po kilku – kilkunastu facetów tworzyło z dobiegu winogrona w obu wozach, w trybie wykrzykiwania do już jadących pasażerów powszechnie stosowanej odzywki - panowie, miejsce na nóżkę! Byłem w środku, zamyślony, nie zdając sobie sprawy, że w którymś momencie jakaś babka chyba kilka razy pytała mnie - wysiada pan? co było typowym zapytaniem osób, które w tłoku blokowały akurat dojście do pomostów lub już do schodów z pomostów, w tamtych latach jeszcze otwartych. Nie mogąc się doczekać, naparła na mnie, z komentarzem – nie śpij, kochany. Przeprosiłem i wróciłem do zamętu, który szczupłą twarzą Anny, jej wdzięczną szyją, kokiem z kosmykami, biustem – kotłował mi się w głowie.

W pracy wróciłem do żywych dzięki temu, że mieliśmy techniczną wpadkę i potrzebne były pilne poprawki w dokumentacji. Na uzgodnieniach zeszło do 14-tej, czyli godziny wigilijnego fajrantu dla mężczyzn, ale zmiany w dokumentacji trzeba było jeszcze w niej trochę wnieść. Robota na 2-3 godziny. Ku zdziwieniu reszty, dołączyłem na ochotnika do kolegi, który dla tego celu jako jedyny pozostać musiał. Kobiety, zgodnie z niepisanym zwyczajem, wyszły dokładnie w południe. Szybko, by ich nie zatrzymano dla jakiejś nieoczekiwanej potrzeby.

Byłem wolny około 17-tej, akurat by zjeść gdzieś postną zupę i dotrzeć na umówione spotkanie. Zupka w barze mlecznym przy Nowym Świecie, później dwa przystanki autobusem i reszta drogi, spacerem wyrównawczym do planowanej godziny spotkania. Nie mogłem się powstrzymać by nie upewnić się czy Anna jest. Była, siedząc tam, gdzie ja w dniu wczorajszym. Wyszedłem z powrotem by precyzyjnie odczekać jeszcze te siedem minut jakie zostało do 19:15. Uświadomiłem sobie w tym momencie, że jestem pod własną presją by zrobić coś, co stanie się choćby maleńkim krokiem ku naszemu zbliżeniu. Podszedłem od strony środkowego przejścia by siadając koło Anny mieć ją po prawej stronie. Uczyniłem to stwarzając sobie bezwiednie okazję by zrobić owo coś. Po krótkim przyklęknięciu i zdawkowym przeżegnaniu się odwróciłem do niej głowę i wyciągnąłem rękę. Podała swoją lewą dłoń, którą przytrzymałem na tyle długo, z decyzją trzymaj ile się da , że spojrzała mi w oczy mówiąc

 – w kościele nie należy się umizgiwać, tylko modlić. Wzrokiem łaszącego się psiaka poprosiłem o jeszcze chwileczkę by sobie ogrzać rękę. Zaparło mi dech w piersiach, gdy przekręciła trochę nasze dłonie tak, jakbyśmy się mieli wygodnie trzymać w trakcie spaceru. Ścisnęła nieco mocniej moją kowalską łapę. Coś we mnie zadygotało. Dziękuję, powiedziałem ochrypłym znienacka głosem. Spojrzała ponownie, jakoś tak miłosierniej.

- No, no. Widzę, że trzeba się otrząsnąć i zmówić paciorek, szepnęła po chwili, wycofując z uścisku rękę.

Zagląda mi do mózgu.

- Lepiej przejdę się po bocznych nawach, popatrzę a później zaczekam na pana przy wyjściu.

Nie było mowy o modlitwie. Przepatrywałem jej wynurzanie się zza kolumn, nie mogąc się doczekać aż skończy. Gdy spotkaliśmy się przy wyjściu zapytała

- nie modlił się pan, prawda ? Czy powinnam mieć wyrzuty sumienia ?

Nie, odrzekłem. Wprawdzie dzisiaj, tu , nie mogłem się modlić z pani powodu, ale tak w ogóle, to wychodzi mi to jakoś tylko na mszy. W modlitwie wspólnej. Manifestuję też aktywność udziałem w śpiewie oraz mocnym uściskiem dłoni, gdy przekazujemy sobie znak pokoju. Po chwili spytała

- Co pan na dziś zaplanował?

Myślałem żebyśmy poszli do którejś z dyżurujących kawiarni. Pewnie będą mieli dzisiaj extra okolicznościowe menu np. makowiec a może i kompot z suszonych owoców, więc zaaranżowalibyśmy taką mikro wieczerzę, za pozwoleniem naszą, stwarzając sobie okazję do złożenia życzeń. Zagapiłem się jednak i nie kupiłem gazety, w związku z czym nie wiem, które dyżurują.

- Ale ja o tym pomyślałam i wiem. Tu niedaleko są aż dwie – Kamienne Schodki na Starym i Bombonierka na Nowym Rynku

Znam obie. Bombonierka jest narożna i pewnie będzie niedogrzana. Kamienne Schodki są cieplejsze i bardziej kameralne. Chodźmy tam. Były dwa wolne stoliki. Kiedy usiedliśmy, kelner podszedł oferując okolicznościowe menu, jak oznajmił - makowiec i kompot z suszonych owoców... Gdy już rozstawił, złożył nam standardowe życzenia wszystkiego dobrego z okazji Świąt. 

Po jego odejściu, Anna wyjęła dwukartkową , świąteczną pocztówkę a z niej kawałek opłatka.

- Proszę sobie odłamać część i zacząć. Jest pan starszy…

Byłem zaskoczony a równocześnie zirytowany, że nie mam przygotowanego jakiegoś przebojowego tekstu życzeń. Wstałem i improwizując, życzyłem jej ‘prostych ścieżek życia w zdrowiu niezawodnym a także ziszczenia się tego co w serduszku nosi’.

- Ja nie będę potrafiła tak pięknie, pochwaliła mnie. Niemniej również życzę panu zdrowia niezawodnego a także osiągnięcia zaplanowanych celów .

Nadal staliśmy. Powinienem się zaczerwienić, gdyż nie zdaje sobie pani sprawy jak bardzo trafiła w sedno z tymi zaplanowanymi celami. A co do życzeń – spełnią się, jeżeli zostaną potwierdzone pocałunkiem, dodałem z nadzieją.

- Dobrze, proszę pochylić głowę i opuścić ręce.

Pochyliłem głowę. Położyła mi dłonie na ramionach i ucałowała kolejno oba policzki. Przelotne, ledwo co odebrane pocałunki, ale znowu coś we mnie zamigotało.

Rozmawialiśmy do 22-giej, do zamknięcia kawiarni. Na pytanie czym się zajmuję opowiedziałem jej trochę o ukończonej uczelni i obecnej pracy. Zachęcona, ona z kolei opowiedziała o studiach na anglistyce, wspominając, że wykorzystując znajomość żyjącego jeszcze wówczas ojca z kimś z korpusu dyplomatycznego, uzyskała roczne stypendium na coś w rodzaju seminarium doskonalenia znajomości języka, w Londynie. Na moją prośbę opowiedziała sporo i o Anglikach i o Londynie. Przyznałem, że sam byłem tylko w Czechosłowacji i Bułgarii.

Czas do zamknięcia zleciał nam szybko. Zgodziła się na odprowadzenie jej do domu, ale na propozycję jazdy taksówką odmówiła zdecydowanie.

- Mamy jeszcze komunikację. Mieszkam na Sieleckiej, ale o tej porze, dzisiaj, połączenie pewne to tramwajowe tj. od strony Czerniakowskiej. Od przystanku pozostanie panu jakieś 500 m na do-eskortowanie mnie pod dom.

Okazało się, że zajmowała wraz z bratem mieszkanie po nieżyjących rodzicach. Mama zmarła młodo, ojciec w parę lat później, wskutek odniesionych w wypadku ran, z których nie zdołał się wykaraskać. Stojąc pod jej domem, taka sobie zwykła kamienica, byłem podekscytowany. Koniecznie zrobić jeszcze coś zanim się rozstaniemy...

 Mam z panią problemy, zacząłem, zaskakując samego siebie.

- Problemy, jakie ?

Emocjonalne, wyłącznie emocjonalne. Pani mnie intryguje, niepokoi i podnieca. Podnieca w szerszym sensie niż się to zwykle rozumie. A w ogóle, to za dużo o pani myślę. Połowę ostatniej nocy miałem z głowy. W tej chwili już jestem pewny, że i dzisiejszej nocy będą kłopoty. Trochę się z panią pogubiłem, dodałem po chwili milczenia. Tracę kontrolę nad naszą znajomością. To mnie irytuje , a zaraz potem cieszy - poprzez nieznany mi przedtem fajny ból serca, że tak to określę. Tzn. to nie jest ból oczywiście, ale szczerze mówiąc, nie wiem jak to nazwać. Teraz nie wiem w ogóle co robić, co od siebie i od pani chcieć. Czy mogę cokolwiek od pani chcieć by nie sprawić przykrości ? Pamiętam pani łzy w Katedrze, które dostrzegłem przechodząc obok by usiąść. Przepraszam, chyba gadam głupstwa wobec czego już ani słowa. Nie planowałem tego, co mówię. 

- Cieszę się, że pan to zrobił. Łatwiej mi wyznać, że ja też mam z panem problemy. Muszę pana sobie zobrazować i chcę pana zrozumieć. To jest mi potrzebne, choć właściwie, to nie całkiem wiem, co chcę zrozumieć. Nasze pączkujące relacje też, ale z nimi jest prościej.

Może będę mógł coś pomóc?

Może, ale nie teraz – teraz musimy się już pożegnać

Mogę panią przytulić, wypaliłem ?

- Nie, ja się przytulę do pana. Oczywiście, będzie pan rycerski. Proszę rozpiąć kożuszek z górnego guzika, schowam tam głowę.

Zrobiła to opasując mnie również lekko ramionami, niewiele powyżej pasa.

Anno, jeżeli mam zdobyć, a może już zachować twoją przychylność... drugi raz tego wieczora mówiłem ochrypłym głosem.

- Niech pan pochyli głowę

Dostałem po pocałunku na każdy policzek . Odczułem, że tym razem miała lekko rozchylone usta.

- Powiedziałeś do mnie po imieniu, dostaniesz to samo. Otóż Lechu, rycerzu bez skazy, jeżeli chcesz spędzić ze mną jutrzejszy dzień, oba święta mam dla siebie - to spotkajmy się jutro w Łazienkach. A teraz już do domu.

 Ustaliliśmy 11-tą przed południem, koło Pałacu. Znowu nie spałem pół nocy.


twardek
O mnie twardek

inżynier 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Kultura