Rafał Ziemkiewicz i Paweł Lisicki – ten oto duet komentatorów napisał książkę, będącą zapisem ich rozmów. Jest to dzieło które dostarcza sporą dawkę, wartych przemyśleń, opisów rzeczywistości a momentami mogące zastąpić mocną kawę. Bo podwyższa ciśnienie.
Jak napisałem, obaj autorzy mają sporo uwag o współczesnym świecie i to w wielu wymiarach. Mamy politykę, geopolitykę, gospodarkę, zmiany cywilizacyjne, religijne etc. I wiele z nich wartych jest uwagi. Piszę to bez ironii. Opisy skutków imigracyjnej, zielonej polityki czy ideologicznych zapędów, ukazanie sprytu czołowych oligarchów którzy porzucili klimatyczną rewolucję i chcą stanąć na czele nowych trendów, albo wreszcie oceny politycznych procesów w Polsce mogą budzić polemiki, lecz zasługują na uwagę. „Najpierw walczyli z »faszyzmem«, teraz będą zarabiali na restytucji państwa narodowego. Walczyli z imperializmem i zmianami klimatu, teraz będą zarabiać na emisji dwutlenku węgla. A za wszystkim stoi ta sama oligarchia” – mówi Rafał Ziemkiewicz z aprobatą Lisickiego. I wygląda na to, że mają rację.
Ponieważ jednak recenzja nie może polegać na cmokaniu, więc skupię się na tym, co na mnie podziałało jak kawa. Bo może i elektorat łyknie wszystko, ale ja niekoniecznie.
Donald Trump ubóstwiony
Zacznijmy od początku, który wydaje się zabawny. Pierwszą rozmowę panowie zanotowali po inauguracyjnym przemówieniu Donalda Trumpa. Tutaj Ziemkiewicz z Lisickim ścigają się w achach i ochach o religijności Trumpa, bo ten w swym przemówieniu powoływał się na Boga. „To jest ktoś, kto postrzega się trochę na wzór proroka, a samą Amerykę widzi tak, jak pojmowali ją jej ojcowie założyciele. Powiedziałbym, że ten wątek religijny jest dla zrozumienia Trumpa i trumpizmu kluczowy” – te słowa Lisickiego dobrze oddają wymianę wspólnych myśli obu redaktorów.
Chciałoby się tu powiedzieć – dorosłe chłopy, a naiwność godna dzieci. Donald Trump to doświadczony, twardy biznesmen z wojowniczym charakterem, a nie owładnięty prorocką misją Mesjasz. I te jego cechy można potraktować jako zaletę w świecie polityki, tej cynicznej grze interesów. Jednak jako człowiek szczęśliwie zakochany z wzajemnością w samym sobie czci raczej swoją boskość, o czym już wszyscy doskonale wiedzą.
Wiara Trumpa w Trumpa
A kto jego boskość kwestionuje, ten dostaje w ucho. Pani Marjorie Taylor Greene, czołowa postać ruchu MAGA i Republikanka z Georgii ośmieliła się skrytykować Trumpa w kilku kwestiach, w tym dotyczących transparentności w sprawie finansisty Jeffreya Epsteina. W zamian Trump nazwał ją wariatką i oskarżył o zdradę. „Człowiek, dla którego walczyłam przez sześć lat, nazwał mnie zdrajcą. A ja oddałam mu swoją lojalność za darmo” – pożaliła się Greene. Po czym się odcięła: „Powiem ci, kim jest zdrajca. Zdrajca to Amerykanin, który służy obcym krajom i sobie”.
Pierwsza rozmowa Lisickiego z Ziemkiewiczem odbyła się przed awanturą między Trumpem a Marjorie Taylor Greene i nabrzmieniem sprawy listy Epsteina, lecz o miłości własnej Trumpa i różnorodnych kontrowersjach wokół jego osoby wiemy od tak dawna, że nie było warto czynić z niego kogoś biorącego przykład z heroldów Boga. Wszyscy wiedzą, że Trump lubi mieć w ręku karty, na których widnieje Trump i że do świętości nie jest mu nadzwyczajnie blisko, choć podobno postrzega się „trochę na wzór proroka”. Podobno, bo nie wiemy, skąd Lisicki wie, jak postrzega się Trump. Takich domniemań co tam siedzi w głowie Trumpa jest w książce więcej.
Kompetentni jak Witkoff i Kushner
Uwielbienie pary Ziemkiewicz - Lisicki dla boskości Trumpa wypływa m.in. z powodu jego wrogości wobec ruchu DEI, która jest też najwyraźniej jednym z głównych kryteriów oceny świata przez panów autorów. „Trump niezwykle mocno podkreślił, iż od tej pory jego administracja będzie się kierować wyłącznie kryterium kompetencji, kwalifikacji i merytorycznej przydatności. Koniec z tą całą polityką divesity, equality, inclusion” – cieszył się Lisicki przy aplauzie Ziemkiewicza.
Jak się okazało, fachowość polega na tym, że pan Steve Witkoff, który prowadził pokojowe rozmowy w Moskwie, nie zabrał ze sobą własnego tłumacza, zdając się na tłumaczy Putina, bynajmniej nie pana, lecz klasycznego gangstera. Innym przykładem kierowania się wyłącznie kryteriami kwalifikacji jest Jared Kushner - główny negocjator podczas rozmów pokojowych, choć nie pełni żadnej oficjalnej funkcji w administracji. Nie ma co prawda doświadczenia dyplomatycznego, za to jest mężem nader wdzięcznej Ivanki, co czyni Donalda Trumpa jego teściem.
Alice Weidel i jej uwikłania
Także wrogość wobec wokeizmu ma nieco humorystyczne akcenty. „Nawet niemieckie AfD, mimo osobistych uwikłań liderki, jest przecież antywokeistowskie” – mówi Paweł Lisicki, zręcznie prześlizgując się nad niewygodnym wątkiem prywatnego życia Alice Weidel. Jakie osobiste uwikłania? – mógłby jednak zapytać bardziej uważny czytelnik. Otóż chodzi o to, że Alice Weidel jest związana prywatnie z Sarah Bossard, szwajcarską producentką filmową pochodzącą ze Sri Lanki. Obie partnerki wspólnie wychowują dwóch adoptowanych synów. Cóż, gdyby redaktor powiedział w twarz Weidel, że AfD ma pozytywny, bo antygenderowski wydźwięk, lecz jej lesbijski związek to „uwikłanie”, mogłaby ją zaswędzić ręka, mimo pochwał pod adresem partii. A jest to postawna kobieta.
Rozdział dla Grzegorza Brauna
Zupełnie nieśmiesznie robi się w rozdziale poświęconym Izraelowi. Jest on lekturą obowiązkową dla Grzegorza Brauna, króla Korony Polskiej, który mógłby go potraktować instruktażowo. W tym rozdziale para Ziemkiewicz – Lisicki prześciga się w objawianiu wrogości wobec polityki Izraela w strefie Gazy. Oczywiście nie miejmy złudzeń, Izrael popełnił błąd swoją brutalnością, która faktycznie rozmyła obraz Holocaustu i podgrzała pokłady nienawiści do Żydów. I prawda, Bibi Netanjahu wojną chroni się przed odpowiedzialnością karną za grzechy z przeszłości.
Chodzi jednak o dostrzeżenie proporcji i złożoności sytuacji na Bliskim Wschodzie. I zupełnie spudłowane analogie historyczne. „Stanęliśmy przed problemem odrodzenia nazizmu, oczywiście pod innymi hasłami” (Ziemkiewicz). ‘Zupełnie poważnie można zestawić działania Żydów z rzezią wołyńską” (Lisicki). „Świat nie widział takiej zbrodni od drugiej wojny światowej” (znów Ziemkiewicz).
To tylko pierwsze lepsze, drobne przykłady antyżydowskich wypowiedzi. Do tego Ziemkiewicz dorzuca strzelistą myśl, że Izrael jest jak Prusy. „Tak samo jak ten niemiecki potwór, Izrael to państwo o skrajnie zmilitaryzowanym charakterze, zbudowane na obsesji zagrożenia” – twierdzi.
Historia sfałszowana
Jakoś panom zapomniało się zrównoważyć obraz złożonej sytuacji. Mogli na przykład powiedzieć, że Hamas, popierany przez większość ludności Gazy, niepotrzebnie przerabiał dostarczone z Europy w ramach pomocy dla rolnictwa rury irygacyjne do produkcji rakiet Kassam.
Mogli powiedzieć, że wściekłość w Izraelu wywołały zdjęcia pomordowanych Żydów. Na jednym z nich widzimy młode małżeństwo z trójką dzieci. Wszyscy spaleni żywcem 7 października. Na innym mamę z dwójką dzieci, Shirim, Kfirz i Ariel. Też zamordowani. Takich zdjęć i filmów pełnych krwi, gwałtów i triumfalnych okrzyków terrorystów są setki.
Mogli zrównoważyć obraz mówiąc, że kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. No chyba, że alianckie naloty dywanowe na III Rzeszę, które zabijały tysiące niemieckich cywilów, matki i dzieci, też nazwą nazistowskimi. A już twierdzenie, że Gaza jest największą zbrodnią od czasów ostatniej wojny światowej należy ocenić – choćby wobec 2 mln ofiar Czerwonych Khmerów czy miliona ofiar w Rwandzie – jako historyczne fałszerstwo.
Obsesja zagrożenia i major Waweya
I jeszcze to porównanie z Prusami i „obsesją zagrożenia”. Załóżmy, że Ziemkiewicz zostaje otoczony przez pięciu mężczyzn z nożami, którzy mówią, że chcą go zabić. Ciekawe, czy pomyślałby wówczas: „Ojej, czuję obsesyjne zagrożenie”. Absurd? No właśnie. I jeszcze poboczna uwaga - otóż gdyby szlachta pierwszej Rzeczypospolitej miała taką obsesję jak Prusy, to może nie mielibyśmy rozbiorów i okresu niewoli. Niestety, nie miała.
Panowie autorzy twierdzą też, że Arabowie w Izraelu są pariasami. Można być pewnym, że polemizowałaby z tym major izraelskiej armii Ella Waweya, która powtarza, że jako Arabka, muzułmanka i oficer jest dumna z obrony Izraela. W armii służy zresztą ochotniczo kilka tysięcy Arabów, zarówno muzułmanów jak i chrześcijan. A bodaj już w 2017 r. izraelska muzułmanka Rasza Atamny została pierwszym sekretarzem ambasady w Turcji.
Co jednak począć z tym faktem, że większość ludności arabskiej trzeba izolować? No tak, powinna móc swobodnie przemieszczać się ulicami izraelskich miast, szczególnie po drugiej Intifadzie. Ale skandal, apartheid, niech mury runą! Żadnych murów! Cóż, Agnieszka Holland „lubi to”. W każdym razie, kiedy w Warszawie znów odbędzie się marsz „Free Palestine”, będę z chodnika wypatrywał w nim Ziemkiewicza i Lisickiego.
Książka z kofeiną
To co napisałem, to tylko część polemik które mógłbym zamieścić, bo o polemikę aż proszą się choćby wątki Ukrainy, Victora Orbana i parę innych. Ale to ma być recenzja książki, a nie pisanie nowej. Przy czym poglądy autorów przedstawiłem w uproszczeniu, bo każdy fragment jest u nich obudowany dużo większą ilością słów. Lecz przytaczanie fragmentów z całą otoczką oznaczałoby cytowanie połowy książki. Uczciwie przy tym podkreślam, że dokonałem skrajnie tendencyjnej selekcji wybierając to, co podniosło mi ciśnienie. Są też fragmenty, o które nie mam ochoty się spierać i które zakreśliłem jako warte powrotu.
W każdym razie długość recenzji zaświadcza, że „Elektorat łyknie wszystko” zasługuje na wzięcie do ręki. Warto tylko pamiętać, że raczej nie jest to lektura do poduszki. To kawa, nie melisa.
Poglądy idące w poprzek politycznych podziałów, unikanie zamykania się w bańkach dezinformacyjnych, chętniej konkretne sprawy niż partyjne spekulacje.
Dziennikarz, publicysta, bloger, z wykształcenia historyk.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura