twardek twardek
132
BLOG

Ku przysporzeniu nowych obywateli naszej Rzeczypospolitej (4)

twardek twardek Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Cztery dni do miłości (fakty i fikcja) - dzień czwarty - 

Takie sobie opowiadanie, całkiem amatorskie, opublikowane kiedyś na Frondzie. Teraz, tu poświęcone zbożnemu dziełu poczęcia nowych istnień polskich, w relaksie :) czasu wirusa Byłem świadkiem narodzin opisywanej miłości (a więc nie jestem Kurdejem).

Lata 50/60 ubiegłego wieku. W tych ‘sprawach’ chyba zmieniło się dużo. Możecie, młodzi, przeczytać, jak wtedy, przynajmniej z tym dwojgiem, było

Wstałem w dobrej formie. Dużo wcześniej niż potrzebowałem i zastanawiając się jak dobić na miejsce wpadłem na pomysł spaceru przez Morskie Oko i zaczekanie przy wejściu do Łazienek od strony Podchorążych. Tym samym, co wczoraj zapewne weszła Anna. Apetyt nadal nie wracał, więc poprzestałem na kawałku ciasta i kawie.

Sforsowanie zaśnieżonego solidnie Morskiego Oka okazało się na stoku skarpy nie takie proste, ale dałem radę, dobijając wreszcie do wejścia. Miałem stąd do Pałacu jakieś 500-600 metrów, więc postanowiłem poczekać do za piętnaście jedenasta – prawdopodobnie Anna nie weszła jeszcze do parku, powitam ją więc tutaj. Zostało już tylko 15 minut i miałem wejść , gdy zauważyłem ją z daleka, zmierzającą w stronę wejścia. Przyszedł mi do głowy rewanż. W pobliżu bramy, od strony parku z obu stron utrzymywane były zimozielone murki z żywopłotu. Poszedłem za jeden z nich, bliski alejce, przykucnąłem i uformowałem sporą śnieżkę, czekając na ofiarę. Wreszcie weszła dość żwawo, kierując się w stronę Pałacu. Przeszła koło mnie w odległości dosłownie dwóch metrów. Wychyliłem się i cisnąłem śnieżką trafiając ją w plecy na wysokości ramion. Część rozsypanego śniegu przeleciała chyba przez ramiona do przodu, bo nie upewniając się kto - zaczęła bez protestu uciekać. Z ramienia zdjęła tylko większą damską torebkę i wiała na tyle szybko, że nie mogłem powstrzymać głośnego śmiechu. Zakrzyknąłem wreszcie, Aniu to ja , Kurdej! Wyhamowała, odwróciła się, ulepiła śnieżkę, podeszła  i będąc dwa kroki ode mnie uprzedziła

– nie waż się ruszyć, nie waż się ruszyć. Zamknij oczy.

Zrobiłem to i w tym momencie na twarzy rozleciała mi się ulepiona, miękka kulka. Próbowałem zetrzeć z twarzy śnieg.

- Nie otwieraj oczu i nie rób nic!

Podeszła, chwyciła mnie lekko za uszy i ściągnęła głowę w dół. Poczułem gorący oddech a później wilgotne wargi rozgniecione na moich ustach. Tuman w głowie. Próbowałem ją objąć, ale odsunęła się z upomnieniem - miałeś się nie ruszać !

- Mój ty drogi Kurdeju, a po chwili - jak tu dotarłeś ?

Powtórz, jak mnie nazwałaś

- Mój drogi Kurdeju

Jeszcze raz, proszę, a ja cię za to pocałuję

- nie ma, buziak  będzie później

Nie wiesz, co w tej chwili tracisz, nie wiesz. Sprowokowałem uśmiech. Opisałem więc marszrutę.

- Chodźmy do ciebie, ale tą samą trasą jaką tu zaszedłeś.

Przełknąłem ślinę. Zerknąłem kontrolnie na jej buty. Miała trzewiki do połowy łydki, na niewielkim słupku, sznurowane z przodu, na całej długości cholewki. Mogą być, pomyślałem. Dobrze, cieszę się, chodźmy. Gdy sforsowaliśmy podejście, zaproponowała wydłużyć spacer po Morskim Oku. Ależ Korycka, odrzekłem, widzisz przecież, że to maleńki park

- Nie szkodzi, jestem zdenerwowana. Jeżeli nie chcesz tu, to możemy zaglądnąć do Królikarni.

Zadajesz mi katusze. Do Królikarni trzeba by iść spory kawałek drogi Puławską. Zlituj się. Pokręćmy się już tu. Wiedziałem, że w tym momencie jest to odwlekanie czegoś, wbrew ogromnemu pragnieniu. Wiedzieliśmy to oboje i ta świadomość powodowała wzajemne skrępowanie. Kompletnie nie rozumiem dlaczego akurat ja jestem skrępowany – pomyślałem ze zdziwieniem. Pochodziliśmy trochę po przecieranych przeze mnie extra ścieżkach. W pewnej chwili przystanęła

- Kurdej, weź mnie za rękę i chodźmy już do ciebie.

Po chwili spytała czy mam bałagan. Nie jest źle, odparłem ochrypłym już głosem.

Mieszkałem w niedużej, wynajętej kawalerce, na drugim piętrze przedwojennej kamienicy. Okna pokoju i wydzielonej w aneksie kuchni wychodziły na podwórze. Spodobało jej się. Także dlatego, że było czysto. Nie pochwaliłem się jednak, że porządek zawitał tu, gdy rozstałem się z Teresą ...

- Zabrałam trochę jedzenia, proszę, rozłóż je sam w kuchni. Jeżeli jesteś głodny, to smacznego, ja jestem po śniadaniu.

Ja też, alej proponuję herbatkę lub kawę oraz wino lub likierek.

- Jaki likier ? – ajerkoniak. A jakie wino ? Albo białe półsłodkie albo czerwone półwytrawne

- Poproszę kawę i ajerkoniak

Wziąłem dla siebie to samo. Siedzieliśmy w fotelach sącząc likier, popijając kawę. Milczeliśmy, odbierając wzajemnie ukradkowe spojrzenia. Likier mieliśmy wypity. Ja dla siebie to powtórzę, może - jeśli pozwolisz - i uniosłem z wahaniem butelkę nad jej kieliszek. Zgodziła się.

Chyba pierwszy raz w życiu dorosłym nie wiem, jak się zachować, zacząłem. Nic nie odpowiedziała.

Jak minął ci czas w domu, powiedz coś proszę.

- Podjęłam pewne decyzje, choć duszę mam na ramieniu. Rozwiodę się. Od strony urzędowej będzie to droga przez mękę, ale zrobię to. Jeżeli tamta dziewczyna z Texasu jest tej klasy co ja – cokolwiek ta klasa ma znaczyć - to go rozumiem. Ja go utraciłam, bo wiem, że bez kobiety nie mógł się dłużej obyć a ona znalazła się tam, we właściwym miejscu i czasie. Jeżeli dziewczyna jest gorsza, to jest z niego, jak go czasem, zawstydzona później, podejrzewałam – typowy wirażka.

Co to znaczy ?

– oj, to brzydkie określenie.

Powiedz proszę, to dla mnie ważne.

- Wirażka, to pół „ku...y” i pół ptaszka, wyjaśniła. Przepraszam. Kategoryzacji mężczyzn, zresztą znacznie bogatszej, dodała, przyucza mnie koleżanka z pracy, doświadczona mężatka. A wracając do sprawy, przy tym wariancie tłumaczę sobie, że nie mam czego tj. kogo żałować. Nie jest mnie wart, wpierw jako dziewczyny a później żony. Rozwód będzie czymś, co przywróci mi respektowaną przez otoczenie wolność. Teraz pojawiłeś się ty. Potrzebuję cię bardzo, nawet nie wiesz jak bardzo. Wyznałeś mi miłość i ja ci wierzę. Gorzej, zawróciłeś mi w głowie i mówiąc do ciebie „mój drogi Kurdeju” dałam ci sygnał, że tak jest. Że cię kocham, chociaż – zorientowałam się – odebrałeś to jako zwrot, powiedzmy sytuacyjny. Co do tego „gorzej”, to ujęłam to niefortunnie - żadne gorzej, przecież prosiłam o ciebie. Nie wiem tylko, czy biorąc cię sobie już teraz i to tak, jak chcę to dzisiaj zrobić, to też była decyzja, nie narażę się na jakiś kuksaniec.

Na miły Bóg, od kogo, zapytałem

 - Widzisz, do kogo się odwołujesz ?

Mylisz się, nie będzie żadnej kary ! Mogę ci przybliżyć mój skryty obraz Boga i jeżeli go uznasz za swój, to zgodzisz się z tym, co powiedziałem.

- Mów

Uważam, że jest nie wyobrażalną dla ludzkiego umysłu Mądrością, a więc musi w niej być także nieogarniona miłość. Jest więc też Miłością. Czy sądzisz, że będąc Miłością może karać tych, którzy kochają, z seksem też, ale przede wszystkim poza seksem, bo poza nim zalega ta trudna moc miłości - a ty właśnie przed chwilą przyznałaś – i ja ci wierzę – że mnie kochasz i to tak właśnie. Jeżeli powiedziałaś prawdę – to nie bój się !  Zresztą mówiłem ci wczoraj, że nas indywidualnie nie kontroluje.

- Skąd możesz wiedzieć, że tak jest ?

Nie wiem, chyba tego nie można wiedzieć, a Miłość z Mądrości obmyśliłem sobie. Boga jako Miłość czuję nie głową lecz sercem. To daje wiarę. Gdyby nie miało tak być, to to wszystko nie miałaby sensu. 

- Kurdej, jesteś mądry. Od wczoraj, z każdym twoim słowem, gestem, ruchem upewniam się, że jesteś dla mnie darem Losu. Nie chcę mówić darem Boga, bo się boję, ale wychodzi na to samo, choć nie bezpośrednio, bo to Bóg daje nam nasz los. Pozostaje mi jeszcze jedna wątpliwość, obawa, niepokój – nie wiem jak to określić. Nurtuje mnie pytanie, czy ja dla ciebie z kolei też jestem darem Losu. Nie mam pojęcia , jak się o tym przekonać.

Dlaczego dla ciebie tak ważny jest dowód?

- Wymyśliłam sobie, że nie może być prawdziwej miłości między dwojgiem ludzi jeżeli nie są pewni, że wzajemnie stanowią dla siebie dar Losu. Chcesz się ze mną kochać. Mówiłam ci wczoraj abyś poczekał na moje oddanie. Otóż wątpliwość co do tego czym dla ciebie naprawdę jestem ściska mi serce. W tej chwili trudność polega na tym, że nie myślałeś o tej sprawie. Choćbyś mi teraz złożył najpiękniejszą deklarację, np. taką jak wczoraj, to będę się niepokoić, że ją od ciebie wyłudziłam. I tak źle i tak niedobrze. Zdam się na intuicję, na wiarę. Kochajmy się , bo cię pragnę bardzo. Wstała, poprawiając sukienkę

- ja pierwsza, dodała idąc do łazienki.

Później, tak jak wczoraj, przed wyjściem z łazienki uchyliła drzwi prosząc o zasłonięcie okna. Miałem grube zasłony, więc w mieszkanku zrobił się prawie mrok. Ja znowu wyszedłem potwornie podniecony i nagi, ale nie byłem skrępowany. Znowu stała przy oknie, tym razem zupełnie naga. Nie odwracając się poprosiła abym podszedł. Drżała. Po chwili ułożyłem ją, nadal spiętą. Zacisnęła piąstki uniesionych od łokci rąk, i odwróciła na bok głowę. Przyjęła mnie, choć po paru sekundach spojrzała na mnie prosząc

– Kurdej, czy możesz się na chwile powstrzymać?

Tak ?

- zawahała się sekundę - a nic już, kocham cię

Zelżała mi w ramionach, chwytając mnie za przeguby rąk, dodała nerwowo i pospiesznie

- Tracę poczucie winy. Masz oddanie się kobiety, o zapachu pomarańczy

Po paru sekundach zgubiliśmy kontrolę nad sobą, szybując razem, spragnieni, gdzieś tam, do raju bram.

Dotarliśmy. Poźniej jakoś tak skręciła mi się wokół torsu, opasując głowę moimi ramionami, że byłem całkiem unieruchomiony

- Kurdej, będziesz mnie kochał zawsze?

Tak, będę cię kochał zawsze

- ja też cię będzie zawsze kochała, wyszeptała szybko. A czy będziesz się mną opiekował?

Tak, będę się tobą opiekował

- ja też się będę tobą opiekowała. Nie opuścisz mnie też w chorobie?

Nie, nie opuszczę cię w chorobie

- ja też nie opuszczę cię w chorobie

- Wiesz, o to chciałam cię zapytać, gdy prosiłam byś na chwile się powstrzymał. Dobrze, że tego nie uczyniłam

---

Po prawie trzech latach Anna uzyskała rozwód i stała się panią Kurdej. Na świat zaczęły przychodzić kolejno trzy córki, które dzisiaj powinny już mieć dorosłe dzieci.

Jeżeli pójdziesz w dzień Pański do Katedry, a może do Św. Anny… to możesz tam zobaczyć siedzącą po prawej stronie nawy starszą panią o pomarszczonej ale urzekającej urodą twarzy. Obok niej starzec. Razem pobędą jakiś czas. Wiem, że się nie skarżą. Może czasem o coś proszę, ale przede wszystkim dziękują.

Przyjrzyj im się uważnie. Rzadko widuje się szczęśliwych ludzi.  

twardek
O mnie twardek

inżynier 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Kultura