Od pewnego czasu jesteśmy świadkami spektaklu pt. 'inwigilacja blogerów s24'. Jedni odgrażają się sądami i donoszą do prokuratury opierając się na tym, co się ministrowi Kamińskiemu powiedziało z sejmowej mównicy, inni pałają świętym oburzeniem, jeszcze inni układają listy 'kombatantów' poszkodowanych przez Tuskowy reżim a nieliczni liczą po cichu odszkodowania za jakieś tam straty.
Bo była inwigilacja.
I prawie nikt nie zastanawia się na czym ta inwigilacja miała by polegać.
No bo jak inwigilować blogerów? I to inwigilować bez wiedzy właścicieli portalu, którzy zapowiedzieli w tej sprawie doniesienie do prokuratury? Jak więc rozumiem nic o żadnej inwigilacji nie wiedzieli i żadnych danych na temat blogerów specsłużbom nie udostępniali.
Specsłużby mogą oczywiście czytać to, co blogerzy piszą, ale zdaje się po to właśnie prowadzi się blogi- żeby były czytane. Najlepiej jak najczęściej- z tego powodu blogerzy stają na głowach, żeby zwrócić na siebie uwagę i przyciągnąć czytelników. To publiczne treści przeznaczone dla wszystkich, więc czytanie inwigilacją raczej trudno nazwać.
Tym bardziej, że od specsłużb wymaga się, aby stały na straży prawa. W tym celu nie tylko mogą ale i muszą dbać o to, aby w przestrzeni publicznej nie pojawiały się treści, które to prawo naruszają.
Musiało by to być więc coś innego. Służby musiały by zbierać informacje na temat użytkowników S24 i to w związku z działalnością na tym form. Jak to robiły? Włamywały się do serwisu, zmusiły providera by ustalił adresy użytkowników?
Tego nie wiadomo. I nikt nie zastanawia się nad tym, w jaki sposób ta inwigilacja się odbywała, skupiając się na samym fakcie, że zdaniem Kamińskiego do niej dochodziło.
A to właśnie kluczowe pytanie- na czym ta inwigilacja polegała.
W S24 mogło się przecież udzielać przynajmniej dwóch blogerów, którymi z tych czy innych względów zainteresowały się specsłużby. Albo nagrały rozmowy takich blogerów z podejrzanymi typami, którym ABW założyła legalne podsłuchy. To całkiem prawdopodobne, tym bardziej że niektórymi służby faktycznie się interesowały i nie jest to żadną tajemnicą. Jak choćby jegomościem, który specjalizuje się w tworzeniu 'literatury faktu' na bazie ukradzionych fragmentów powieści sensacyjnych i kryminałów.
Dwóch, trzech takich osobników połączonych wspólnym mianownikiem, jakim jest blogowanie w S24 pozwala już Kamińskiemu mówić o 'inwigilacji blogerów', mimo że nie ma to nic wspólnego z prowadzeniem blogów.
Ot, jeszcze jeden skrót myślowy. Jeszcze jedno łgarstwo w festiwalu kłamstw, jakim był cały ten tak zwany 'audyt'.
Na razie sprawa jest na topie, ale niebawem się rozmyje i przycichnie przykryta stertą kolejnych kłamstw serwowanych przez rządzącą ekipę. Dla mnie to oczywiste- nikomu tak naprawdę nie zależy na tym, żeby ustalić kto, kogo i jak inwigilował. Najbardziej zainteresowani wykonają kilka działań pozornych i na tym sprawa się skończy.
Komentarze