Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność
2361
BLOG

Przemówił cesarz

Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność Polityka Obserwuj notkę 8

Gdy usłyszałem przemówienie cesarza Japonii Akihito, wiedziałem, że sytuacja jest bardzo poważna. Władca zwykle nie zabiera głosu publicznie, a przed 1945 r. nie robił tego właściwie nigdy, nawet po katastrofalnym trzęsieniu ziemi w 1923 r., gdy zginęło do 140 tysięcy Japończyków. Nie pamiętam również czy monarcha wypowiedział się w mediach po trzęsieniu ziemi w Kobe, które zabiło ponad 6 tysięcy osób w 1995 r. Być może, ale nie było to tak dramatyczne jak wystąpienie Akihito kilka dni temu. Tym razem bowiem oprócz zwykłego dopustu Bożego, czyli trzęsienia ziemi i tsunami, mamy do czynienia z widmem katastrofy nukleranej.
Ale od początku. Japonia siedzi na tzw. pierścieniu ognia, niebezpiecznym pasie sejsmicznym. Trzęsie się bardzo często. Większe wstrząsy wywołują tsunami, czyli oceaniczne fale powodziowe wywołane przez energię sejsmiczną. Do tego dochodzą inne katastrofy, głównie pożary. Na przykład większość ofiar trzęsienia ziemi w 1923 r. to mieszkańcy Tokio i Jokohamy, którzy spłonęli żywcem. Zawsze więc należy spodziewać się wielowątkowej tragedii wywołanej ruchami tektonicznymi.

Ziemia drży prawie cały czas. Zwykle nieodczuwalnie. Do większych drgań dochodzi rzadziej. Latem ubiegłego roku dwukrotnie, raz na jesieni. Wedle naszych kalifornijskich uprzedzeń, takie małe i średnie trzęsienia ziemi są dobre, bowiem rozładowują energię. Martwimy się zwykle, gdy długo nie ma jakiegoś sejsmicznego sygnału, bo oznacza to możliwość wielkiego trzęsienia ziemi.
No i bum! 11 marca uderzyło z siłą 9 stopni w skali Richtera wzdłuż wschodniego wybrzeża wyspy Honsiu. Poprzedziły go tuziny małych wstrząsów. A potem przyszło tsunami, zresztą na szczęście falą tylko od 3 do 10 stóp wysoką, ale o niesamowitej energii. Obrazy zniszczenia pochodzące z Japonii są przerażające. Ale aby w pełni docenić potęgę i skalę żywiołu, nadmieńmy, że odwrotne tsunami dotarło do Kalifornii dziesięć godzin po uderzeniu w Japonię. W USA, po przebyciu tysięcy mil, wpadło do Santa Cruz, gdzie zatopiło kilkanaście jachtów i rozbiło pomosty. W porcie w Crystal City zniszczenia są nawet poważniejsze. Naturalnie to betka przy ogromie zniszczeń w okolicach Sendai, Fukushima, Utsunomiya, Minamisoma, czy Mito.

Na dodatek po katastrofie, potęgowanej setkami dalszych drgań sejsmicznych, zaczął na Honsiu padać obfity śnieg. Jest zimno. A na wyspie jest do pół miliona bezdomnych. Inne straty trudno obecnie oszacować. Mówi się o 4 tysiącach zweryfikowanych zabitych, chociaż szef policji w prefekturze Miyagi twierdzi, że tylko na terenie podlegającym jego jurysdykcji zginęło 10.000 osób. Ponoć jest też około 20.000 zaginionych.
Jak ich nakarmić, napoić, ogrzać? Do wielu miejsc nie można dotrzeć, chociaż ludność, władze lokalne i centralne podjęły akcję pomocy. Wysyła się ekipy poszukiwawcze, które szukają w ruinach żywych. Gromadzi się bezdomnych w ocalałych gmachach publicznych, szkołach przede wszystkim. Buldożery spychają ruiny i śmieci z dróg, aby stały się znów przejezdne i organizuje konwoje samochodowe (rzadziej helikoptery czy samoloty) z jedzeniem, ubraniami, paliwem. Z tym ostatnim jest najgorzej.

Niedobory zaczynają dotykać całą Japonię. W Tokio przed sklepami spożywczymi ustawiają się kolejki, ludzie czekają po sześć godzin na podstawowe produkty. Przerwy w dostawie prądu stają się coraz bardziej dotkliwe, ludzie jednak z własnej inicjatywy ograniczają jej spożycie. Jest co podziwiać u Japończyków. Z jednej strony cierpliwość i posłuszeństwo zwykłych mieszkańców, z drugiej pełna mobilizacja elit i ich działania. Po rządowym zastrzyku stabilizacyjnym w wysokości ponad 200 miliardów dolarów uspokoiła się chyba giełda, która do tej pory leciała na łeb na szyję. Międzynarodowi kapitaliści byli zresztą dużo bardziej rozhisteryzowani niż ofiary trzęsienia ziemi. Cudzoziemcy co prawda się ewakuują, ale miejscowi zwarli szeregi. Solidarność narodowa na razie trwa. Do tej pory w zasadzie nie ma rabunków, nie ma paniki, jest dyscyplina, wstrzemięźliwość, cierpliwość, ciężka praca. A jest co odbudowywać.
Infrastruktura ucierpiała straszliwie. Dotyczy to zarówno domów mieszkalnych jak obiektów komercyjnych i przemysłowych. Trzęsienie ziemi dosłownie zmiotło z powierzchni kraju lokalne porty lotnicze (np. Sendai), a tsunami rozwaliło porty morskie. Drogi się rozpadły, a w najlepszym przypadku są zablokowane ruinami. Zapasy ropy i gazu się kończą. To wszystko powoduje niedobór towarów i poważne kłopoty w całej Japonii.

Co gorsza, 30 proc. japońskiej energii wytwarza się na Honsiu. Dotyczy to też energii atomowej, a w tym i reaktorów w Fukushima Daiichi pod miastem Okuma. Odnotowano częściowe stopienie się materiału nukleranego oraz wyciek radioaktywny, władze obawiają się poważnej katastrofy nuklearnej.
Ma to rozmaite poważne implikacje. Po pierwsze, na krótką metę, może straszliwie spotęgować liczbę ofiar trzęsienia ziemi w Japonii. Po drugie skażenie nuklearne może dotknąć Amerykę, szczególnie Alaskę, zachodnią Kanadę i zachodnie wybrzeże USA. Po trzecie już w tej chwili Japończycy zamówili ogromne ilości ropy od Arabii Saudyjskiej, co wraz z innymi poważnymi kosztami odbudowy już powoduje poważne kłopoty finansowe Tokio. A na dłuższą metę może zwiększyć japońską zależność od obcych źródeł energii, szczególnie na Bliskim Wschodzie, a więc obniżyć stopień bezpieczeństwa energetycznego Tokio. Wreszcie katastrofa nuklearna może skompromitować energię atomową nie tylko w Japonii, ale też w innych miejscach na świecie. Niemcy już demonstracyjnie zamknęli swoje reaktory. Liberałowie amerykańscy wzywają prezydenta Obamę do wydania zakazu budowania nowych reaktorów. Straszą Czarnobylem. Tymczasem firmy amerykańskie i rząd USA wysłały do Japonii ekspertów od reaktorów nuklearnych. Instalacja w Fukushima powstała bowiem według amerykańskich planów.

Umiędzynarodowienie katastrofy japońskiej jest już faktem, wiele państw zadeklarowało pomoc. USA naturalnie były pierwsze: po prostu zmobilizowano natychmiast około 35.000 lotników, desantowców i żołnierzy z baz na terenie Japonii. Współpracują blisko z japońskimi siłami obronnymi. Ponadto do Japonii płynie okręt wojenny USS Ronald Reagan i jednostki towarzyszące. Do USA dołączyły inne kraje. Naturalnie chińska propaganda natychmiast nagłośniła własną ofertę pomocy – Pekin chce zstąpić Waszyngton w roli hegemona w tym rejonie.
Japonia – jak zwykle – powinna się z tragedii wykaraskać. Przecież po dewastacji 1923 r. Tokio i okolice odbudowano dość szybko. I wtedy, i teraz jest to możliwe dzięki dyscyplinie i uporowi płynących z solidarności narodowej pod berłem cesarza.

Marek Jan Chodakiewicz

niezależny magazyn społeczno-polityczny.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Polityka