Co pewien czas, niemal regularnie, w polskiej prasie ukazują się teksty dyskredytujące związki zawodowe. Zazwyczaj towarzyszą pewnemu napięciu politycznemu, w rozładowaniu którego media angażują się aż nadto ochoczo. Białe miasteczko pielęgniarek urządzone przy wsparciu polityków negatywnie nastawionych do rządu Jarosława Kaczyńskiego (namioty, śpiwory, pączki, kwiaty...) miało silne wsparcie medialne. Gdy te same pielęgniarki nie chciały ostatnio zejść z galerii sejmowej nie miały już polityczno - medialnego aplauzu. Gdy kończyły swój protest, pod drzwiami tym razem nie czekała na nie z mikrofonem Monika Olejnik. Pielęgniarki, ze związku od Doroty Gardias, są dokładnie te same. Co się zmieniło? Ano, władza się zmieniła. Zasadniczo. Grzegorz Miecugow, zakotwiczony jak wiadomo w TVN w tekście dla krakowskiego "Dziennika Polskiego" pokusił się o diagnozę: "Po pierwsze, czas związków zawodowych chyba się już kończy. Sam pracuję w firmie, w której nie ma związków zawodowych, i nikt specjalnie nad tym nie boleje".
Mam dla Grzegorza Miecugowa dosyć prowokacyjną propozycję. Proszę spróbować, choćby tylko eksperymentalnie, powołać komitet założycielski jakiegoś związku zawodowego. Wcale nie musi to być Solidarność. Być może stojący niżej w hierarchii zawodowej dziennikarze, a także pracownicy biurowi czy techniczni zechcieliby należeć do związku reprezentującego ich interesy wobec pracodawcy. W końcu mają to zagwarantowane w Konstytucji... Gorąco namawiam Grzegorza Miecugowa do takiego małego, acz szlachetnego gestu. Gdyby natrafił jednak na opory ze strony pracodawcy, zawsze może skorzystać z pomocy przyjaźnie nastawionego do stacji Lecha Wałęsy. Tego samego lidera związkowego, który po zwycięskim sierpniowym strajku mówił do robotników całej Polski, że nareszcie nadchodzi lepszy czas, bo "mamy niezależne, samorządne związki zawodowe".
Że niby jest raj i manna sama spada z nieba? Że związki są niepotrzebne? Jak dla kogo. Manna wcale nie jest dla wszystkich, raczej mocno reglamentowana, a wszystko wskazuje na to, że lepiej już było. Komisja Europejska i Biuro Analiz Sejmowych biją na alarm. Polaków czekają głodowe emerytury, jedne z najniższych w Europie. Nasze dzieci będą mogły liczyć na emerytury na poziomie...31 proc. ostatniej pensji, co daje zaszczytne, przedostatnie miejsce. To, że wyprzedzi nas Holandia (81proc.) czy Grecja (80proc.) to oczywiste, ale Rumunia ze swoimi 41proc. każe już zastanowić się nad głoszeniem haseł o przynależności do elity kontynentu.
Rządzący zapewniają jednak, że te okrojone o 2/3 w stosunku do płacy emerytury będą miały większą siłę nabywczą niż świadczenia obecnych emerytów...Śmiem wątpić, bo siłę nabywczą złotówki juz teraz widać gołym okiem. Przekonał się o tym Jarosław Kaczyński, ale jemu nie za bardzo można wierzyć, bo, jak poinforował stację TVN wicemarszałek sejmu Stefan Niesiołowski, wizyta prezesa Kaczyńskiego w sklepie miała charakter polityczny. I wszystko jasne. A dziennikarze szybko wytłumaczyli społeczeństwu, że prezes PiS jest niewiarygodny, bo przepłacił. Monika Olejnik ni mniej, ni więcej, znalazła spekulanta odpowiedzialnego za nieprawdopodobnie wysoką cenę cukru. Kaczyński, jak wiemy, kupił 2 (słownie: dwa! ) kilogramy. Ech, a moglibyśmy być Kanadą żywicą i miodem płynącą...
Mieczysław Gil
Inne tematy w dziale Polityka