„Nie ma sprzeczności między radosnym orędziem Jezusa i przyjęciem przez Niego Krzyża, jako śmierci za wielu; przeciwnie, to radosne orędzie łaski całą swą głębię osiąga dopiero przez przyjęcie śmierci i jej przemianę” - pisze papież Benedykt XVI w drugiej części książki „Jezus z Nazaretu”
Męka i śmierć Chrystusa to dla świata zgorszenie i głupota. Co to za Bóg, który pozwala się zabić? Nie mógł się obronić? A jeśli rzeczywiście jest wszechmocny i podobno jednym słowem stworzył cały świat, to czy nie mógł jednym słowem spowodować odpuszczenia grzechów? Dlaczego w ogóle dopuszcza, żeby istniało cierpienie? Te pytania mogą się pojawić w czasie obchodów Wielkiego Tygodnia, kiedy będziemy celebrować ukrzyżowanie Zbawiciela. A już na pewno wtedy, gdy niezawinione, bezsensowne cierpienie dotknie nas. Benedykt XVI próbuje zmierzyć się z pytaniem o sens krzyża. „Jezus z Nazaretu” to interpretacja życia Chrystusa od chwili wjazdu do Jerozolimy, do zmartwychwstania. Książka papieża napisana jest zrozumiałym stylem, dalekim od wielu filozoficznych traktatów. Papież nie grzmi z ambony, ale stara się tłumaczyć. Cytuje wielu autorów, nie tylko teologów, ale też Pascala czy Platona. Z niektórymi tezami się zgadza, z innymi polemizuje, ale za każdym razem prowadzi dialog, nawet jeśli zdecydowanie odcina się od jakichś poglądów. Lektura jest warta polecenia, zwłaszcza teraz.
Dlaczego krew
Śmierć Jezusa jest ekspiacją, przebłagalną ofiarą. Izraelici w Dniu Pojednania skrapiali krwią ofiary wieko zasłaniające Arkę Przymierza. Chrześcijaństwo zinterpretowało ten obrzęd jako zapowiedź ofiary Zbawiciela. Krew zwierzęcia nie mogła pojednać człowieka z Bogiem, ale inaczej jest w przypadku krwi Mesjasza.
„W Męce Chrystusa cały brud świata wchodzi w kontakt z nieskończenie Czystym, z duszą Jezusa Chrystusa, a przez to z samym Synem Bożym. Jeśli zazwyczaj rzecz nieczysta przez kontakt zaraża i brudzi rzecz czystą, to tutaj spotykamy się z czymś przeciwnym. Gdzie świat z całą swą niesprawiedliwością i z wszelkim okrucieństwem dotyka nieskończenie Czystego, tam On, Czysty, jest równocześnie mocniejszy. Poprzez ten kontakt brud świata jest prawdziwie wchłonięty, zniweczony i przemieniony przez nieskończoną miłość. Ponieważ w Człowieku Jezusie jest obecne dobro nieskończone, teraz w historii świata jest obecna i skutecznie działająca siła zwalczająca wszelkie postaci zła, a dobro jest nieskończenie większe od całego, tak przecież ciągle strasznego ogromu zła”- wyjaśnia papież.
Pozostaje pytanie, dlaczego Bóg domaga się tak wielkiej ofiary. Jeśli jest miłosierny, to skąd żądanie, by człowiek umarł w tak okrutny sposób za grzechy?
„(...) Rzeczywiste przebaczenie przez Krzyż dokonuje się w dokładnie odwrotny sposób”- odpowiada Józef Ratzinger. - „Rzeczywistość zła, niesprawiedliwości, która deformuje świat i jednocześnie zanieczyszcza obraz Boga – ta rzeczywistość jest czymś realnym, spowodowanym naszą winą. Nie można jej po prostu zignorować, trzeba jej stawić czoło. Nie jest jednak tak, że okrutny Bóg domaga się czegoś nieskończonego. Jest dokładnie odwrotnie. Sam Bóg czyni siebie miejscem pojednania i w swoim Synu bierze na siebie cierpienie. Sam Bóg ofiaruje światu w darze swą nieskończoną czystość. Sam Bóg „pije kielich” całej potworności i w ten sposób przywraca prawo przez wielkość swej miłości, która w cierpieniu przekształca ciemność.”
Papież odnosi się tu do słynnej sceny, kiedy zebrany przed pałacem Piłata lud woła: „krew Jego na nas i na dzieci nasze”. Benedykt XVI zwraca uwagę na to, że krew Jezusa oznacza co innego, niż krew Abla. Tamta krew wołała o pomstę na zabójcy. Krew zbawiciela „nie woła o pomstę i karę, ale jest pojednaniem. Nie jest wylewana przeciw komuś, lecz jest to krew wylana za wielu, za wszystkich (…) Jest ona nie przekleństwem, lecz odkupieniem i zbawieniem.”
Co tkwi w szczegółach
Podobnie jak inni interpretatorzy Pisma Świętego, papież zwraca uwagę na szczegóły biblijnych historii, które łatwo mogą ujść uwadze czytelnika. Tymczasem w Ewangelii znaczenie symboliczne mają najmniejsze drobiazgi. Benedykt przygląda się symbolice tuniki Jezusa, o którą żołnierze rzucili losy, zamiast ją podzielić, tak jak to zrobili z szatami. Jest to wypełnienie słów psalmu 22 („rozdzielili między siebie moje szaty, a o moją suknię rzucili losy”). Ale Józef Ratzinger zauważa jeszcze jedno – szata tkana z jednego kawałka nici (a właśnie tak opisano strój Jezusa) była u Żydów atrybutem arcykapłana. „W tej subtelnej wskazówce ewangelisty można by się więc dopatrzeć aluzji do arcykapłańskiej godności Jezusa (…). Ten, który tutaj umiera jest nie tylko prawdziwym Królem Izraela. Jest On również arcykapłanem, który swą arcykapłańską posługę pełni właśnie w tej godzinie największego pohańbienia” - pisze papież.
Warto zwrócić uwagę na znaczenie słowa „Abba”, którym Jezus zwraca się do – no właśnie, przyjęło się mówić: do Ojca. „Abba, Ojcze” śpiewamy w pieśni z pielgrzymki papieskiej. Ale to tłumaczenie wypaczające sens wyrazu. „Abba” znaczy raczej: „tatuś”. To słowo z dziecięcego języka. Użycie go pokazuje całą relację między Jezusem a Tatusiem: miłość, bliskość, bezgraniczne zaufanie. Jezus posłużył się tym zwrotem, kiedy w Ogrodzie Oliwnym modlił się przed męką i cierpiał tak bardzo, że pocił się krwią (wstrząs histaminowy). Nawet wtedy zwracał się do Boga jak do kochanego Tatusia.
Nieodwracalne
Ważna jest także symbolika pustego grobu. Bez niego, mówi Benedykt XVI, nie mogło być głoszenia zmartwychwstania wśród Żydów (choć pusty grób sam w sobie nie jest jeszcze dowodem na zmartwychwstanie). Ale nie to jest najważniejsze. Złożenie do grobu to dowód śmierci. Sytuacja jest tu podobna do tej, kiedy Jezus wskrzesił Łazarza. Ciało Łazarza leżało w grobie cztery dni i rozkładało się. Śmierdziało już gnijącym mięsem, więc nikt nie miał wątpliwości, że to absolutny koniec, sytuacja nieodwracalna i beznadziejna. Nawet siostra zmarłego, Marta, która wierzyła w moc Chrystusa, nie prosiła już mistrza o pomoc. Jezus interweniował dopiero wtedy. Wcześniej, pomimo informacji o chorobie przyjaciela, spowalniał podróż do jego domu. I właśnie przez interwencję w sytuacji beznadziejnej ukazała się chwała Boża. Nie można już było wskrzeszenia Łazarza tłumaczyć inaczej, niż działaniem mocy Jezusa.
Wspólnota stołu
Po zmartwychwstaniu Jezus przez 40 dni ukazuje się uczniom. Je z nimi posiłki. Co to oznacza? Po pierwsze to, że zmartwychwstały Chrystus jest istotą mająca ciało. Duch nie może jeść. Jezus nie jest zatem jedynie duszą przywołaną z zaświatów, jak wywołany przez nekromantkę prorok Samuel, który musiał potem wrócić między zmarłych (Stary Testament, księga Samuela). Ale i tu symbolika jest głębsza.
„Gdy Łukasz na początku Dziejów Apostolskich streszcza popaschalne wydarzenia i opowiada tam o wspólnych posiłkach Zmartwychwstałego ze swoimi, posługując się słowem synalizomenos - „jeść razem z innymi sól”(...)” - pisze Ratzinger. Sól była wykorzystywana przez starożytnych Izraelitów w rytuałach zawierania przymierza. „(…) Znaczy to z jednej strony, że nadal trwa tajemnica tej nowej wspólnoty biesiadnej, z drugiej jednak strony widoczna staje się jednocześnie jej istota: Pan ponownie włącza uczniów we wspólnotę przymierza ze sobą i z żywym Bogiem. Daje im uczestnictwo w prawdziwym życiu, ich samych czyni żyjącymi i „przyprawia” ich własne życie udziałem we własnej Męce i w oczyszczającej mocy swego cierpienia” - wyjaśnia papież. Co więcej, solą posypywano składane ofiary, aby dodać im smaku i chronić przed zepsuciem. „Tak więc łączą się tu ze sobą różne znaczenia: odnowa przymierza, dar życia, oczyszczanie własnego bytu w celu oddania siebie Bogu” - zauważa Benedykt XVI.
Przy stole, wokół którego zbierają się apostołowie, powstaje wspólnota. Jeszcze przed śmiercią na krzyżu, Jezus przy wspólnym posiłku łamał chleb.
„Łamanie i rozdzielanie – wspólnotę tworzy właśnie rozdzielanie. Ten pierwotny ludzki gest dawania, dzielenia się i jednoczenia w Ostatniej Wieczerzy Jezusa zyskuje zupełnie nową głębię: daje On siebie samego. Dobroć Boga, przejawiająca się w rozdawaniu, nabywa wręcz wymiaru radykalizmu w momencie, kiedy w chlebie Syn daje i rozdaje siebie samego” - pisze papież.
Nie bój się, mała trzódko
Powstanie wspólnoty łączy się z końcem starego kultu. W mowie wygłoszonej podczas podróży do Jerozolimy Jezus zapowiada koniec świątyni jerozolimskiej. Religia Izraelitów była silnie związana z konkretnym miejscem modlitw i składania ofiar. Jednak od teraz Kościół założony przez Jezusa będzie się zbierał wokół stołu i dzielił Jego ciałem. „To, czym do tej pory były ofiary, zostaje zastąpione przez „łamanie chleba”. Za tym prostym słowem kryje się jednak aluzja do testamentu Ostatniej Wieczerzy, do wspólnoty w Ciele Pana – do Jego śmierci i zmartwychwstania” - tłumaczy Józef Ratzinger. Tą małą grupą zbierających się wokół stołu ludzi Bóg posłużył się, by zbawić świat. Zamiast przyjść wśród błyskawic i trzęsień ziemi, pokazując się całej ludzkości wybiera garstkę zastraszonych, niewykształconych Galilejczyków (bycie Galilejczykiem było dla Żydów powodem wstydu). „(...) Tajemnica Boga polega na tym, że działa On bez rozgłosu. W wielkiej historii ludzkości stopniowo tylko buduje swoją historię. Staje się człowiekiem, tak jednak, że przez współczesnych sobie, przez miarodajne siły historii może pozostać niezauważony. Cierpi i umiera, jako Zmartwychwstały chce przyjść do ludzkości tylko przez wiarę swoich, którym się ukazuje. Nie przestaje lekko pukać do drzwi naszych serc i jeśli je otworzymy, powoli czyni nas widzącymi” - pisze papież i dodaje: „Pan jest „na górze” Ojca. Dlatego nas widzi. Dlatego może w każdej chwili wejść do łodzi naszego życia. Dlatego możemy zawsze Go wzywać i zawsze mieć pewność, ze nas widzi i słyszy. Również dzisiaj łódź Kościoła płynie po wzburzonym oceanie czasu, przy przeciwnym wietrze historii. Często wydaje się, że musi zatonąć. Jednak Pan jest obecny i przychodzi w odpowiednim czasie. „Odchodzę i znów przyjdę do was” - to jest ufność chrześcijan, uzasadnienie naszej radości.”
Jakub Jałowiczor
Inne tematy w dziale Rozmaitości