W koncercie, jednym z wielu inaugurującym polską prezydencję w UE, w Warszawie, na placu Defilad, nasza twórczość będzie najważniejsza. Nawet, jeśli będzie to artysta zagraniczny, będzie musiał obok swojego przeboju wykonać np. utwór Czesława Niemena, Marka Grechuty lub Ewy Demarczyk! Przecież to „nasza prezydencja”, a naszej twórczości naprawdę nie musimy się wstydzić! – z Bogdanem Zdrojewskim, ministrem kultury i dziedzictwa narodowego, rozmawia Ewa Zarzycka.
– Przygotowana przez resort kultury nowelizacja ustawy o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej, jako normę przyjmuje zatrudnienie w instytucjach kultury na czas określony. Na umowę na czas nieokreślony trzeba pracować aż 15 lat!
– Tak, ale jesteśmy nadal otwarci na bardziej elastyczne rozwiązania. Już na tym etapie proponujemy honorowanie stałości zatrudnienia i w związku z tym proponujemy skrócenie tego czasu do 6 lat w wypadku kontraktów zawieranych w tej samej instytucji. Ponadto zależy nam na tym, aby drugi, trzeci kontrakt był dłuższy: trzy, cztero, pięcioletni.
Ważne jest, by artyści w różnych grupach zawodowych dość szybko byli dobrze usytuowani w zespołach artystycznych. Inaczej wygląda to w teatrze, inaczej w wielkiej orkiestrze filharmonicznej. Zgranie w tym drugim wypadku wymaga czasu i pewnych korzystnych warunków do prawidłowego procesu wkomponowania artysty w duży zespół, w tym wypadku muzyczny.
Najwięksi artyści, nawet bardzo młodzi, rzadko chcą się wiązać na dłużej z określoną instytucją. Często świadomie wędrują po Polsce i świecie. Zdobywają rozmaite doświadczenia i jednocześnie szukają najlepszej oferty. Ale to nie oznacza, iż mamy lekceważyć potrzeby zespołów repertuarowych. Ważne, by je za mocno nie zabetonować.
Każdy dyrektor artystyczny musi mieć gwarancje możliwości dokonywania pewnego szlifu, korekt, uzupełnień. Dziś warunki prawne są niezwykle sztywne.
Dyrektor teatru doskonale wie, jakich aktorów potrzebuje na trzy, cztery, pięć przedstawień, na kilka sezonów. Warto doprowadzić do tego, aby rynek pod tym względem był bardziej mobilny, bardziej otwarty, skończyć z sytuacją, w której artyści siedzą w teatrach na żenująco niskich pensjach i nie grają. Niezależnie od tego jestem wrażliwy na opinię, iż obecnymi propozycjami idziemy być może krok za daleko, jestem gotowy się o ten zbędny wysiłek cofnąć. Ale
nie chciałbym z proponowanych reform zrezygnować, bo wrócimy do struktur sztywnych, nieefektywnych, upokarzających i nie rozwojowych. Problemem jest więc znalezienie dobrego kompromisu.
– Ustawę skrytykował też Związek Artystów Scen Polskich – m.in. z powodu zawartego w niej zapisu o konieczności uzyskiwania zgody dyrektora teatru na zatrudnianie się gdzie indziej – np. w reklamach czy serialach, traktując to jako ograniczanie wolności artystycznej.
– Nie chodzi o ograniczenie wolności twórczej. Chodzi o widza, by nie był świadkiem odwoływanych spektakli. By nie dochodziło do sytuacji, w których udział aktora w reklamówce jest ważniejszy od premiery w teatrze repertuarowym. Szukam rozwiązań, by państwo, ponoszące ciężary ubezpieczeń społecznych, miało szanse odzyskiwania ponoszonych kosztów w wyniku porozumień bazujących na prawie a nie na domniemanym uzusie.
– Żeby teatry nie traciły na tym, że zatrudniają gwiazdy, na które ostrzą sobie zęby reklamodawcy?
– Dokładnie tak. Ale też pamiętajmy: gwiazdy bardzo rzadko chcą być na etatach. Teatry natomiast mają interes, by zatrudniać gwiazdy! To one często przyciągają widzów i budzą zainteresowanie samą instytucją. Ważne, by te rozmaite interesy były spójne i oparte na dobrze skonstruowanych umowach o pracę. Dziś ten rynek jest ułomny i w wielu wypadkach irracjonalny. Dla wszystkich stron.
– Muzea, biblioteki, teatry, domy kultury mogą się łączyć w jeden organizm. Dlaczego?
– Musimy wyjść z XIX-wiecznej struktury, w której każda dziedzina istnieje odrębnie, bo już dawno teatr miesza się z tańcem, muzyka ze sztukami wizualnymi, sztuki wizualne z telewizją. Marzę, by wzorcowymi placówkami kultury w Polsce były takie, w których jest scena teatralna a jednocześnie muzyczna, gdzie można zjeść kolację, napić się kawy, wypożyczyć książkę i zostawić dziecko na zajęcia z plastyki. Bardzo mi zależy na tym, aby uruchomić pewien proces, bardzo wolny i prowadzony pod ścisłą kontrolą, bo nie wykluczam, że mogą pojawić się patologie. Z tego też powodu zapis, że to minister decyduje ostatecznie, po zasięgnięciu opinii określonych środowisk, czy takie połączenie może nastąpić.
– Za każdym razem?
– Tak.
– W finansach na kulturę widać kryzys?
– Nie, ale daleko do dużej radości. W ostatnich trzech latach nakłady na kulturę wzrastały, Przeciętnie o ok. 5 proc. ponad inflację. Jeśli uwzględnimy stan kryzysu w finansach światowych to i tak jest nieźle, ale do satysfakcji jeszcze trochę brakuje. Maksymalny wzrost mamy w tym roku, kilkanaście procent. Jeszcze lepiej zapowiada się rok 2012, ponad 20 proc. Trzeba też pamiętać, że kultura stała się liderem absorpcji środków europejskich – nie tylko w Polsce, ale w Europie. To buduje pozycję resortu i dobre opinie o naszej pracy.
–Ministerstwo finansuje 9 pism patronackich. Wśród nich jest m.in. „Nowaja Polsza” przeznaczona wyłącznie na rynek rosyjski, wydawana po rosyjsku, która otrzymała 960 tys. zł (4 tys. nakładu). Co z tego mamy, jako państwo?
– To prawie jedyny ślad naszej obecności intelektualnej na ważnym rynku prasowym Rosji. Czasopismo cenione, szanowane, cytowane. Dawniej mieliśmy więcej możliwości przekazu. Ale często miały charakter propagandowy. Dziś z trudem odbudowujemy możliwości także naszej narracji.
– Prasę obiegła informacja, że unijna dotacja na budowę Muzeum Historii Polski przepadła, że przyszłość muzeum stanęła pod znakiem zapytania.
– Nieprawda. Nadal istnieje szansa na uzyskanie środków z UE, lecz już innej perspektywy. Niestety została przespana, zmarnowana szansa na wpisanie tej inwestycji w perspektywę 2008–2014. To nie moja wina. Ale też nikogo z poprzedników nie chcę tą winą obciążać. Dziś mamy minimum dwie lokalizacje: jedną, znakomitą, z gotową koncepcją pokonkursową (prof. Paczowskiego) i drugą w obrębie dawnego Pałacu Saskiego. Ważne, by dziś ten moment ponownie nie przespać. Jestem przekonany, że Muzeum Historii Polski będzie gotowe do tego najpóźniej w przyszłym roku, i środki z nowej puli będą zagwarantowane. Ale dopóki nie ma stuprocentowej gwarancji, że tak się stanie, nie wolno mi podpisać umowy na niezwykle kosztowne przygotowanie dokumentacji technicznej. 
Ważne jest też ponowne rozważenie lokalizacji w obrysie dawnego Pałacu Saskiego. Według mojej oceny odbudowa tego obiektu, niezbyt wysokiej wartości architektonicznej, byłaby błędem. Także przeznaczenie dla stołecznej biurokracji niezbyt właściwe. Nie wyobrażam sobie gabinetu prezydenta stolicy nad Grobem Nieznanego Żołnierza. Bardziej przemawia do mnie rodzaj passe-partout, w pewnym oddaleniu, w bok i nad, tak, by ewentualny obiekt tworzył ramy dla tego symbolicznego miejsca i tworzył nową jakość – i architektoniczną i emocjonalną, z świeżym przesłaniem. Być może właśnie to miejsce jest właściwsze dla Muzeum Historii Polski, z salami recepcyjnymi, izbami pamięci etc. Dyskusja nad takim rozwiązaniem powinna się odbyć jeszcze w tym roku. Decyzje finalne powinny zaś zapaść nie później niż w pierwszej połowie przyszłego roku, by znów nie znaleźć się w „smudze cienia”.
– Ktoś tę dyskusję musi zacząć.
– Ona trwa. Trochę cieszy mnie, że nie toczy się publicznie, bo jest mniej skrępowana, nieobciążona bieżącą polityką. Bardzo się boję, że Muzeum Historii Polski może być w kampanii wyborczej elementem złej dyskusji.
– Narodowe Centrum Kultury otrzymało w poprzednim budżecie 10 mln złotych na promocję Solidarności. Czy była to jednorazowa, związana z rocznicą akcja?
– Każdego roku przeznaczam na ten cel określone środki – m.in. na różnego rodzaju publikacje, wydawnictwa, wystawy, także po to, by budować zespól materiałów, które będą służyć Europejskiemu Centrum Solidarności, z którym wiążę ogromne nadzieje, z którym mamy spore kłopoty.
– Czy ministerstwo bierze udział w pracach nad ustawą o ECS?
– Jeśli do sejmu trafi projekt, w którym pojawi się ministerstwo kultury jako organizator ECS, moja opinia będzie pozytywna. Uważam, że Europejskie Centrum Solidarności, jak sama nazwa wskazuje, jest bardziej europejskie niż wyłącznie gdańskie, że obszar Solidarności to obszar odpowiedzialności państwa, a nie tylko wąskiej grupy, i że to jest źródło takiej naszej siły i tak dobry element wizerunkowy państwa polskiego, że nie stać na to, aby go lekceważyć czy wręcz zaprzepaścić.
– Skoro jesteśmy przy wizerunku Polski. Częścią promocji kraju jest kultura. Jak jest wykorzystywane to narzędzie?
– Ostatnie dwa, trzy lata to czas kompleksowych zmian w tej materii. Najważniejsza instytucja promocyjna z punktu widzenia kultury, Instytut Adama Mickiewicza, był jeszcze kilka lat temu takim „Pagartem” dla instytucji artystycznych, trochę biurem turystycznym. Bardzo często organizował wydarzenia dla Polonii, bardzo rzadko były to projekty realizowane z myślą o interesach samego państwa polskiego. Musieliśmy to zmienić. Teraz wyraźnie separujemy dwa różne zadania: by promować Polskę, korzystając z najlepszego znaku jakościowego, jakim jest kultura, ale też by promować samą kulturę ze względu na to, jaką jakością jest. Pierwszym projektem promocyjnym w dużej skali, który zmienił postrzeganie Polski, był rok kultury polskiej w Izraelu, drugim – rok polski na Wyspach Brytyjskich, trzecim – rok Fryderyka Chopina. Eksperci i znawcy ocenili je jako najlepsze projekty promocyjne w ostatnich latach zrealizowane w Europie. Rok Chopinowski został uznany na świecie za wzorcową formę promocji kraju poprzez kulturę. To dla nas wielki komplement!
– Polska prezydencja w UE też wymaga kulturalnej oprawy. Jak będzie wyglądała?
– Dokonaliśmy niezwykle istotnego wyboru. Kultura będzie ważnym znakiem naszych aspiracji. Przygotowaliśmy oprawy w 10 stolicach świata m.in. w Paryżu, Brukseli, Londynie, Madrycie, ale także np. Pekinie, Moskwie, Tokio. Chcemy, by nie były to jednorazowe eventy, ale inwestycje w określone środowiska, elity polityczne i gospodarcze. Wydarzeń artystycznych zaplanowaliśmy w sumie ponad 1400. Nie mają wspólnego mianownika, bo chcieliśmy je dopasować do specyfiki, zapotrzebowań i recepcji określonych środowisk. Bo inaczej funkcjonuje Miłosz, troszkę inaczej Lem, jeszcze inaczej Szymanowski. Staramy się wykorzystać ten rok do tłumaczeń np. Miłosza, który jest przekładany m.in. na język chiński (będzie ponad 50 tłumaczeń i specjalnie przygotowanych obecności Miłosza w 24 państwach). Ponadto na wrzesień planujemy nadzwyczajne wydarzenie, którym będzie Europejski Kongres Kultury we Wrocławiu – spotkanie intelektualistów, artystów, polityków i bardzo ciekawe projekty – Lupa z Masłowską, rockmani z Pendereckim, grupy eksperymentalne. Zapowiada się bardzo ciekawa prezydencja w punktu widzenia polskiej kultury.
– Zainauguruje ją „Król Roger” w Operze Narodowej, w stolicy równolegle odbędzie się wielkie widowisko muzyczne, na 4 scenach. Za oprawę artystyczną sceny głównej, na Placu Defilad, będzie odpowiadał Krzysztof Materna i Kuba Wojewódzki, dla wielu postać kontrowersyjna. Skąd ten wybór?
– Najłatwiej zamówić zagranicznego artystę, z tak zwanej wysokiej półki, zapłacić gigantyczne honorarium i odnotować frekwencyjny sukces. Potem zobaczymy tego samego muzyka w Los Angeles, Paryżu lub Moskwie. Dla mnie to droga nie do zaakceptowania. Musimy być dumni z naszej twórczości, z naszych artystów. Z tego powodu zaproponowałem wydarzenie niepowtarzalne i oryginalne.
Krzysztof Materna i Kuba Wojewódzki zaproponowali, aby w tym koncercie nasza twórczość była najważniejsza. Nawet, jeśli będzie to artysta zagraniczny będzie musiał obok swojego przeboju wykonać np. utwór Czesława Niemena („Sen o Warszawie”), Marka Grechuty lub Ewy Demarczyk! Obok artystów zagranicznych muszą pojawić się także artyści polscy. Przecież to „nasza prezydencja”, a naszej twórczości naprawdę nie musimy się wstydzić!
– Europa będzie chciała też zobaczyć, jak wykorzystaliśmy przyznane nam fundusze i co zrobiliśmy z własnych pieniędzy. Mamy co pokazać?
– To dla nas fantastyczny czas. Resort, który reprezentuję, stał się liderem absorpcji środków europejskich! I to nie tylko w Polsce, ale też Europie. Jako pierwszy kraj przeprowadziliśmy też wielkie projekty (ponad 50 mln euro) przez Komisję Europejską. Ponadto bardzo wiele prestiżowych inwestycji zostało zakończonych w niezwykle dobrym tempie ( np. Arkady Kubickiego w Warszawie czy też np. Sukiennice w Krakowie), wiele projektów jest w stanie niezwykle zaawansowanym jak. np. Muzeum Jana Pawła II i kardynała Wyszyńskiego przy świątyni Opatrzności Bożej czy też np. Muzeum Historii Żydów Polskich w Warszawie. Ponadto rozpoczęliśmy prace przy domu Jana Pawła II w Wadowicach, a także uruchomiliśmy Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku. Rozpoczynamy w tym roku realizacje Muzeum Starej Pragi, ratowanie obiektów przed degradacją w Muzeum Auschwitz-Birkenau, ale też wielu obiektów sakralnych w diecezjach lubelskiej, wielkopolskiej czy też małopolskiej. Dziś zaangażowanie MKiDN w inwestycjach to rocznie ponad pół miliarda ! I z tego powinniśmy być dumni.
Inne tematy w dziale Polityka