Amerykańscy żołnierze w Iraku nazwali Saddama Husajna Elvisem. Dlaczego? W folklorze amerykańskim Elvis Presley wcale nie umarł, a gdzieś tam się chowa. Saddam nie chował się długo. Wyciągnęli go z dziury po kilku tygodniach nasi komandosi.
Z szefem terrorystycznej
Al-Kaidy Osamą bin Ladenem nie poszło tak łatwo: z dziury nie dał się wyciągnąć żywy. Poległ w walce z oddziałem sił specjalnych, Navy Seals Team Six (tzw. fok marynarki wojennej USA), który pozostawał pod komendą szturmowców CIA. Szczegóły wciąż pozostają niejasne. Zresztą nawet to, co ujawniono, trzeba traktować ostrożnie, bowiem wszystkie działania wywiadowcze, a w tym tzw. operacje tajne (covert operations), mają w sobie element dezinformacji.
Z drugiej strony jednak polityczni przełożeni amerykańskich służb i sił specjalnych bardzo często popisują się otwartością i niepotrzebnie ujawniają rozmaite tajemnice. Ponadto obywatele szperają – szczególnie w internecie – i wyciągają sekrety rozmaite. (Opisywałem np. jakiś czas temu projekt wytropienia bin Ladena za pomocą satelity, w który zaangażowało się kilku naukowców spoza sfer rządowych. Argumentowali oni, że Osama ukrywa się najprawdopodobniej gdzieś w pasztuńskich Federally Administered Tribal Areas – FATA).
Na razie wiadomo tyle: Od niemal sześciu miesięcy Osama ukrywał się w Abbottabad. Jest to kurort, a także miasto garnizonowe, położone na północnym wschodzie Pakistanu, a dokładnie w rejonie Hazara w prowincji Chajber Pachtunchwa (Khyber Pakhtunkhwa). Abbottabad znajduje się blisko granicy z Indiami. Oddalone jest około 50 kilometrów od stolicy państwa Islamabadu, a ponad 150 kilometrów od Peszawaru, głównego miasta FATA, czyli pasztuńskich terenów leżących na pograniczu afgańskim. Rodzimym językiem około 95 proc. z ponad 400 000 mieszkańców Abbottabad jest hindko, paszto uznaje za własny chyba 3 proc. populacji. Urdu i angielski są miejscowymi lingua franca.
Osama znalazł się więc na terenie obcym, poza zaprzyjaźnionymi z nim Pasztunami. Ponadto, przebywał w jednym miejscu przez prawie pół roku, co urąga podstawowym zasadom konspiracji. Uprzednio rzekomo nigdy nie popełnił takiego błędu. Dlaczego teraz korzystał z jednej kryjówki tak długo? Po pierwsze, ufał jej właścicielom. Po drugie, być może skończyły mu się inne schronienia. Służby amerykańskie szukały go przecież bardzo energicznie, wszędzie, szczególnie w FATA. Zresztą Amerykanie z coraz to większym natężeniem szukali go od ponad 15 lat.
Jak go znaleźli? Z przecieków wynika, że w grę wchodzi typowa praca policyjna. Po pierwsze, zidentyfikowano wszystkich możliwych graczy Al-Kaidy. Identyfikowali ich z fotografii uwięzieni terroryści, a szczególnie Khalid Sheik Mohammed. Po drugie, wyeliminowano graczy pierwszoplanowych, bo wiadomo, że logistyką zajmują się terroryści z drugiego szeregu, jeszcze bardziej utajnieni. Tym sposobem zidentyfikowano dwóch braci, którzy zupełnie zniknęli z horyzontu, mimo że pozornie nie mieli wielkiego powodu do strachu. Jeden z nich był zaufanym kurierem Osamy. Jego nieobecność potencjalnie wskazywała na wypełnianie ważnej misji.
Na podstawie podsłuchu telefonicznego odnaleziono jednego z braci. Następnie namierzono go w Abottabad, w sierpniu 2010 r. Wtedy podjęto również wywiad satelitarny, wmieszała się National Geospatial Intelligence Agency. Celem był wielkim dom, wyróżniający się od pozostałych w sąsiedztwie nie tylko rozmiarem, ale również dwiema innymi dziwnymi rzeczami. Po pierwsze, rezydencja nie miała ani telefonu, ani internetu. Po drugie, mieszkańcy willi palili śmieci we własnym zakresie – śmieciarka nigdy nie podjeżdżała pod ten dom. Dla CIA było to znakiem, że jego mieszkańcy starają się coś ukryć.
Dom otoczony był solidnym murem z drutem kolczastym. Dostępu do niego strzegły posterunki, choć dziwnie puste, a w Trzecim Świecie zbrojna obstawa jest nagminna u zamożnych ludzi. W połączeniu z innymi czynnikami był to ważny znak. Posesja odstawała od normy. Ponadto dowiedziano się, że dom przed dziesięcioma laty kupił Afgańczyk, a rodzina, która w nim mieszkała, zupełnie izolowała się od sąsiadów. Wychodzili jedynie na modlitwę do meczetu. Sąsiedzi dziwili się również, po co tym kilku osobom aż pięć dużych samochodów.
Służby wzmogły obserwację. W końcu zidentyfikowano bin Ladena. Prezydent Obama dał zezwolenie na atak. Wykonano go niemal wzorowo, po pierwszej nad ranem, 1 maja. Ekipa wyleciała z bazy lotnictwa Tarbela Ghazi. Zastosowano sprzęt zagłuszający radar, co oznacza, że przedsięwzięcie ukryto przed pakistańskimi sojusznikami. W operacji wzięły udział bezzałogowy samolot obserwacyjno-bombowy i trzy helikoptery, z których jeden Amerykanie stracili. Najpierw, dwie godziny przed uderzeniem, odcięto dopływ elektryczności do Abbottabadu. Wtedy rezydencję otoczyły „foki” i przeprowadziły szturm za pomocą broni lekkiej: granatów i pistoletów maszynowych. Domownicy stawiali opór zbrojny. Walka trwała około 40 minut. Osama szarpał się z komandosami i dostał postrzał w głowę. Oprócz tego polegli jego dorosły syn, kurier i jego brat. Niestety, zginęła też przypadkowo kobieta, a informacje o tym, że terroryści użyli jej jako żywej tarczy, okazały się fałszywe. Raniono w nogę jedną z żon bin Ladena, która rzuciła się na komandosów, ale nie skrzywdzono kilku innych kobiet i dzieci, które ujęto w czasie walki.
Do śmierci Osama bin Laden był symbolem i przywódcą Al-Kaidy. Dowództwo po nim przejmie zapewne szef operacji Al- Kaidy Ajman az-Zawahiri i terroryści z Al-Kaidy nadal będą straszyć świat. Pewnie na razie zajmą się celami w Pakistanie. Islamabad jest wściekły na Waszyngton za naruszenie suwerenności jego terytorium. A w USA głośno pytają, czy Pakistan ukrywał Osamę, który przecież żył sobie świetnie pod bokiem dużego garnizonu wojskowego. Jedno jest pewne: nic nie wskrzesi Elvisa, który nota bene miał u CIA pseudonim „Geronimo”.
Inne tematy w dziale Polityka